Zamachy z 11 września 2001 roku były najkrwawszymi atakami terrorystycznymi we współczesnej historii i nieodwracalnie zmieniły świat. Ale okazały się także największą pomyłką i porażką ich twórcy. Z dokumentów i odręcznych notatek znalezionych przy Osamie bin Ladenie wiemy, jaki był jego rzeczywisty plan, którego zamachy miały być jedynie początkiem. I jak słabo ten saudyjski terrorysta rozumiał współczesny świat.
Amerykańska badaczka Nelly Lahoud poświęciła trzy lata na studiowanie i analizowanie dokumentów zdobytych w domu Osamy bin Ladena. Wyniki swojej pracy opisała w wydanej dwa lata temu książce "The Bin Laden Papers: How the Abbottabad Raid Revealed the Truth about al-Qaeda, Its Leader and His Family" (pol. Dokumenty Bin Ladena: Jak rajd w Abbottabadzie ujawnił prawdę o Al-Kaidzie, jej przywódcy i jego rodzinie).
Dowiadujemy się z niej, jak przez lata najbardziej poszukiwany terrorysta postrzegał świat i co chciał osiągnąć, organizując najkrwawsze zamachy terrorystyczne w nowożytnej historii. Wnioski z niej są jednoznacze - zamachy z 11 września 2001 roku okazały się największym błędem i porażką Osamy bin Ladena, świadectwem jego słabego rozumienia świata i początkiem końca całej Al-Kaidy.
ZOBACZ TEŻ: Terrorystów "lot na Księżyc". I klęska
Największa porażka bin Ladena
Przeprowadzenie serii zamachów terrorystycznych na terytorium Stanów Zjednoczonych nigdy nie było celem samym w sobie. Dla bin Ladena miał to być jedynie początek, zapalnik ogromnych zmian, które dotkną cały świat.
Przede wszystkim zamachy z 11 września miały być "decydującym ciosem", który rzuci Stany Zjednoczone na kolana. Przywódca Al-Kaidy liczył, że powtórzą one scenariusz, który zmusił Amerykanów do wycofania się z wojny w Wietnamie. Wówczas rosnące amerykańskie straty na wojnie trwającej po drugiej stronie świata doprowadziły do powstania masowych ruchów antywojennych i nacisków, by wycofać się z tego niepopularnego konfliktu. Tak też się stało - amerykańskie wojska stopniowo zostały wycofane z Wietnamu, a Waszyngton pod presją własnego społeczeństwa zaakceptował porażkę i przejęcie władzy nad Wietnamem przez komunistów.
Osama bin Laden zakładał, że zabicie tysięcy osób na amerykańskiej ziemi zadziała w ten sam sposób - przerazi społeczeństwo i spowoduje presję, aby USA wycofały swoje siły zbrojne z obszarów zdominowanych przez muzułmanów. Myślał, że Amerykanie nie będą chcieli toczyć "nie swojej wojny" z muzułmanami i wyjdą na ulice przeciwko władzy. Jak pisał w odręcznych notatkach, ataki w samym sercu Stanów Zjednoczonych miały również "przełamać strach przed tym fałszywym bogiem i zniszczyć mit amerykańskiej niezwyciężoności", zachęcając muzułmanów z całego świata do dołączenia do Al-Kaidy. Saudyjczyk zawsze myślał globalnie - w swoich wystąpieniach winił "bluźniercze" USA i Izrael o przelewanie krwi muzułmanów tak samo na ziemiach palestyńskich czy w Iraku, jak też w Kaszmirze, Czeczenii i Somalii.
Dwa tygodnie po zamachach Osama bin Laden wydał krótkie oświadczenie, w którym przekazał "kilka słów do Ameryki i jej ludzi". Przysiągł w nim, że nikt żyjący w USA "nie będzie bezpieczny, dopóki bezpieczeństwo nie stanie się rzeczywistością dla nas żyjących w Palestynie, i dopóki wszystkie niewierne armie nie opuszczą ziemi Mahometa". Wycofanie się sił USA i mobilizacja muzułmanów miały bowiem prowadzić do kolejnego etapu - umożliwić dżihadystom otwartą walkę z autokratycznymi reżimami, które rządziły w większości muzułmańskich państw, i umożliwić im przejęcie tam władzy.
Dopiero to zaś miało być drogą do osiągnięcia najważniejszego celu wszystkich działań Osamy bin Ladena - odtworzenia historycznej "ummy", czyli zjednoczenia wszystkich muzułmanów pod jednym, religijnym ośrodkiem władzy. Taki był jego plan, i taki był powód, dla którego zdecydował się na zamachy z 11 września.
Znał historię, ale świata nie rozumiał
Zamachy z 11 września zszokowały świat i zmieniły go, jednak dziś już wiadomo, że w zupełnie inny sposób, niż chciał Osama bin Laden. Terrorysta przede wszystkim dużo mniej rozumiał świat, niż mu się wydawało. "Był dobrze zorientowany w historii islamskiej, zwłaszcza kampaniach wojskowych proroka Mahometa w VII wieku, ale jedynie powierzchownie rozumiał współczesne relacje międzynarodowe", podkreślała Nelly Lahoud na łamach "Foreign Affairs" w 20-lecie zamachów.
Największą pomyłką i porażką lidera Al-Kaidy było myślenie, że zamachy z 11 września wystraszą Stany Zjednoczone. Stało się dokładnie na odwrót - amerykańskie społeczeństwo w obliczu zagrożenia zjednoczyło się w poparciu dla prezydenta George'a W. Busha i ogłoszonej przez niego globalnej "wojny z terroryzmem". Zamiast wycofania się amerykańskich wojsk ze świata muzułmańskiego, wojska te zostały zwielokrotnione i uderzyły z pełną siłą - najpierw na Afganistan, potem na Irak.
Ten fundamentalny błąd, wynikający z niezrozumienia USA i zachodnich demokracji, wywołał lawinę kolejnych porażek Osamy bin Ladena. Jak podkreśla Lahoud, ponieważ Saudyjczyk nie spodziewał się żadnej interwencji, był totalnie nieprzygotowany na amerykańskie uderzenie na Afganistan, w którym korzystał z ochrony talibów. Tymczasem w niespełna miesiąc po zamachach terrorystycznych w USA na Afganistan zaczęły spadać bomby nie tylko amerykańskie, ale także innych członków NATO. Reżim talibów został zmieciony, a tracący grunt pod nogami bin Laden z najwyższym trudem zdołał przeżyć obławę i ukryć przed Amerykanami.
W ten sposób ocalił swoje życie, ale stracił niemal całą resztę. Osama bin Laden musiał ukryć się tak głęboko, że przez kolejne lata nie mógł nawet się kontaktować z wyższymi dowódcami Al-Kaidy. W ten sposób stracił kontrolę nad własną organizacją terrorystyczną, która tymczasem pod amerykańskimi ciosami stała się cieniem samej siebie. Jej pozostali przywódcy zostali zabici lub schwytani, a nieliczni, którzy tego uniknęli, mogli jedynie ratować się znikając na surowym pograniczu z Pakistanem.
11 września okazał się dla Al-Kaidy pyrrusowym zwycięstwem - organizacja nigdy się po nim już nie podniosła i nie odzyskała zdolności do przeprowadzenia ataków na Zachodzie. Choć początkowo zamachy przyniosły jej sławę w muzułmańskim świecie i tysiące nowych rekrutów, to też okazało się krótkotrwałe, a bin Laden stracił jakiekolwiek możliwości walki z "amerykańską hegemonią", o których marzył.
"Nasze cierpienia i problemy były rozdzierające serce, a słabość, porażka i bezcelowość, która nas dotknęła, była przerażająca", relacjonował bin Ladenowi konsekwencje zamachów z 11 września jeden z drugorzędnych dowódców Al-Kaidy znany jako Tawfiq. "Nasze ziemie były okupowane, nasze zasoby plądrowane. To właśnie stało się dżihadystom, a zwłaszcza nam w Al-Kaidzie", podkreślał. Bezsilni i pozbawieni kontaktu z bin Ladenem bojownicy coraz częściej zamiast w walkę z "niewiernym Zachodem" angażowali się jedynie w zabijanie innych muzułmanów, walcząc z innymi organizacjami terrorystycznymi o wpływy.
Koniec bin Ladena
Zimą 2010/2011 roku, pół roku przed swoją śmiercią, Osama bin Laden nie ukrywał swojego rozczarowania rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie i kondycją Al-Kaidy. Komentując spadek własnego znaczenia i możliwości działania, podsumowywał: "nie możemy zrobić nic więcej, niż tylko nasilić swoje modlitwy". Planował wydać kolejną odezwę, tworząc co najmniej kilkanaście kolejnych szkiców, ale nie zdążył. W nocy 2 maja 2011 roku na jego twierdzę w Abbottabadzie desantu dokonało 24 amerykańskich komandosów, zabijając bin Ladena na miejscu i zabierając jego ciało.
Dziś Al-Kaida, choć dużo słabsza, wciąż istnieje. Ale Osama bin Laden nie osiągnął zamachami 11 września niczego, co planował. Światowe zmiany, który wywołał, okazały się całkowitą odwrotnością jego przewidywań. Jedyne, co mu się udało, to zamordowanie trzech tysięcy niewinnych, przypadkowych osób. Przemoc, jak zawsze, okazała się najłatwiejsza.
Źródło: Foreign Affairs, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images