Awionetka zatonęła w Jeziorze Międzybrodzkim na początku października. Pilot zmuszony był awaryjnie lądować na tafli jeziora, leciał sam. Awionetka została wydobyta przez strażaków dwa dni później.
Pan Marcin Błaszkiewicz, który przypadkowo znalazł się na miejscu zdarzenia i uratował pilota, jest druhem Ochotniczej Straży Pożarnej w Gostyni i ratownikiem medycznym. Jak mówi w rozmowie z TVN24, najpierw zauważył, że inne pojazdy w pobliżu zatrzymują się i zawracają. Wszyscy patrzyli w kierunku jeziora.
- Zobaczyłem, jak samolot woduje na jeziorze. Reakcja była szybka: zatrzymałem samochód na poboczu, poprosiłem żonę, żeby zadzwoniła na 112, kolegę poprosiłem, żeby został przy samochodzie, a ja zleciałem na dół, szukając czegoś do pływania, bo zobaczyłem, że pilot wyszedł z samolotu i wszedł na kadłub – relacjonuje ratownik.
"Pobiłem życiówkę"
Do rozbitka dopłynął na kajaku. Znalazł go dopiero na czwartej posesji, wszystkie pozostałe jednostki pływające były albo zalane, albo spięte łańcuchami. - To był moment, kiedy czas się zatrzymał, a decyzja była bardzo krótka, bo samolot już zatonął, straciłem z oczu i samolot, i pilota. Miałem bardzo mało czasu, żeby tam dopłynąć, chyba pobiłem swoją życiówkę na kajaku - mówi pan Marcin.
W końcu zauważył na powierzchni jeziora głowę pilota. On też dostrzegł kajak i podpłynął w jego stronę. Życie mężczyzny udało się uratować, chociaż jego maszyna zatonęła.
Autorka/Autor: Anna Winiarska /tok
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Śląska Policja