|

Terrorystów "lot na Księżyc". I klęska

WTC_rubble
WTC_rubble
Źródło: U.S. Navy Photo/Photographer's Mate 2nd Class Jim Watson

Atak na Stany Zjednoczone w 2001 roku miał być, zgodnie z planami Osamy bin Ladena, początkiem końca Ameryki. Miał zwiastować jej faktyczny upadek, poprzedzony zamieszkami, protestami i wojną domową. Dla samej Al-Kaidy zamachy z 11 września 2001 roku okazały się "lotem na Księżyc", którego nie mogła już powtórzyć lub przebić, udanie przeprowadzając jeszcze bardziej skomplikowany i śmiercionośny atak. Dla tvn24.pl pisze Kacper Rękawek, ekspert ds. terroryzmu i przemocy politycznej.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Podobno zespół rockowy ma całe życie jego członków na nagranie pierwszego albumu, prawdziwej kwintesencji muzycznych i życiowych doświadczeń. Sytuacja jest trudniejsza z albumem numer dwa – na jego przygotowanie zespół ma pół roku, rok, góra dwa lata. Powstaje presja, którą nie każdy wykonawca mający na koncie udany debiut, jest w stanie udźwignąć. Jesienią 2001 roku w takiej właśnie sytuacji znalazła się organizacja terrorystyczna Al-Kaida.

"Debiut", choć absolutnie nie był to pierwszy przygotowany przez nią zamach terrorystyczny, przyniósł jej światową sławę, ale także sprowadził na nią klęskę. Zamachy z 11 września 2001 roku były dla niej niczym "lot na Księżyc", którego nie mogła już powtórzyć lub przebić, udanie przeprowadzając jeszcze bardziej skomplikowany i śmiercionośny atak

***

W latach 90. XX wieku modne było wieszczenie, że świat stoi u progu "nowego terroryzmu", czyli przemocy sięgających po broń masowego rażenia fanatyków religijnych, operujących w ramach luźno powiązanych ze sobą grup (komórek). Al-Kaida, walcząca o globalny kalifat i często operująca jako sponsor lub współorganizator zamachów terrorystycznych innych organizacji dżihadystycznych, wydawała  się idealnym potwierdzeniem tezy o "nowym terroryzmie". Dodajmy do tego jej rzeczywiste, choć chałupnicze, zainteresowanie bronią chemiczną oraz sukces przygotowywanej przez nią operacji z 11 września i otrzymamy kandydata na terrorystycznego trendsettera. Nikt przed Al-Kaidą nie używał przecież samolotów pasażerskich jako terrorystycznych "inteligentnych bomb", które można było nakierowywać na wybrany cel. Ta mordercza pomysłowość porażała i zwiastowała narodziny "nowego". 

Taka interpretacja niewątpliwego sukcesu Al-Kaidy ma jednak wady. Siedem lat przed 11 września 2001 roku podobny atak przygotowywała algierska organizacja dżihadystyczna Zbrojna Grupa Islamska (GIA), której członkowie zetknęli się z terrorystami Al-Kaidy w latach 80. i 90. w Pakistanie. Algierskim terrorystom udało się w grudniu 1994 roku porwać lecący z Algieru do Paryża samolot, który chcieli zamienić w pocisk wymierzony w wieżę Eiffla. Z braku paliwa musieli jednak lądować w Marsylii i tam samolot został odbity. 

Zamach na World Trade Center
Zamach na World Trade Center
Źródło: Getty Images / Masatomo Kuriya

Niczym nowym nie było także zainteresowanie terrorystów bronią chemiczną. Sześć lat przed 11 września japońska sekta Najwyższa Prawda zaatakowała trzy linie tokijskiego metra przy użyciu sarinu, bojowego środka trującego. Rezultatem było 14 ofiar śmiertelnych i ponad sześć tysięcy rannych lub zatrutych. Atak miał, zdaniem przywódcy sekty, zapoczątkować apokalipsę lub III wojnę światową. W podobny sposób o 11 września myślał przywódca Al-Kaidy Osama bin Laden. Sukces zamachów miał być początkiem końca Ameryki i zwiastować jej faktyczny upadek, poprzedzony zamieszkami, protestami i wojną domową. 

Historia "lotów na Księżyc"

Za ataki GIA i Najwyższej Prawdy odpowiadali religijni fanatycy – islamistyczni z Algierii, walczący w tamtejszej wojnie domowej w latach 90. oraz japońscy z nowego ruchu religijnego, inspirowanego buddyzmem. Nawet jeśli przynależeli do organizacji hierarchicznych, a nie składających się z działających niezależnie od siebie komórek, to ich próby "lotów na Księżyc" były poprzedzone przez inne spektakularne ataki terrorystyczne fanatyków religijnych z organizacji "usieciowionych" (networked organisations).

Te, choć zachowywały hierarchiczny charakter, cedowały niejednokrotnie decyzje na niższe szczeble i zapewniały swoim komórkom autonomię. Do takich organizacji należał Hezbollah, który na terrorystycznej scenie debiutował na początku lat 80., zabijając w atakach samobójczych przy użyciu ciężarówek wypełnionych materiałami wybuchowymi setki zagranicznych (amerykańskich i francuskich) żołnierzy z międzynarodowych sił pokojowych w Libanie.

Dekadę później do terrorystycznej gry wszedł palestyński Hamas, którego zamachowcy samobójcy atakowali między innymi autobusy i pasażerów komunikacji miejskiej w Jerozolimie. Hezbollah, stworzony i przeszkolony przez Irańczyków, doczekał się nawet przewrotnie pochlebnej opinii ze strony Amerykanów - był "Drużyną A terroryzmu" w odróżnieniu od "amatorskiej" Al-Kaidy. 

Terroryzm Al-Kaidy na przełomie XX i XXI wieku
Terroryzm Al-Kaidy na przełomie XX i XXI wieku
Źródło: DPA

Nawet transnarodowy charakter Al-Kaidy, której członkowie pochodzili z krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, a co miało stanowić o jej nowatorskości, nie był czymś nowym. Historia terroryzmu zna bowiem przypadki, gdy terroryści z różnych państw łączyli siły dla wspólnych celów. Taki charakter miały siatki anarchistycznych terrorystów z końca XIX wieku, których "propaganda czynu" (zamachy bombowe i ataki nożowników) terroryzowała możnych i rządzących ówczesnym światem. W podobny sposób łączyli siły lewaccy radykałowie lat 70. i 80. – wspólne operacje mieszanych komand niemiecko-palestyńskich lub sojusze radykałów z Niemiec, Włoch, Francji i Belgii nie były niczym wyjątkowym. 

Wyjątkowa była jednak skala przemocy "lotu na Księżyc" Al-Kaidy - prawie 3000 zabitych i ponad 6000 rannych w atakach przeprowadzonych jednego dnia, w sercu nowożytnego świata i w świetle kamer nadających non stop stacji informacyjnych. Te automatycznie zapewniły liczącej kilkaset osób organizacji, z kwaterą główną w dalekim Afganistanie, światową sławę i platformę do rozgłaszania swoich idei, o której jej poprzednicy z XX wieku mogli tylko pomarzyć.

Co więcej, sukces 11 września pozwolił Al-Kaidzie, która już od drugiej połowy lat 90. tworzyła "terrorystyczne fronty" z innymi dżihadystycznymi organizacjami Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu i Azji Południowej, uruchomić "spółkę córkę" na terenie Arabii Saudyjskiej oraz scalić się z zafascynowanymi jej sukcesami dżihadystami m.in. z Afryki Północnej i Iraku. W tym zakresie Al-Kaida rzeczywiście stała się terrorystyczną nowością, marką, która zdawała się udzielać swojego znaku towarowego franczyzobiorcom. Jeden z nich postanowił wybić się na terrorystyczną niepodległość i w drugiej dekadzie XXI wieku przerósł mistrza. 

Państwo Islamskie wybiło się na niepodległość w Iraku i Syrii

Państwo Islamskie (IS, ISIS, Daesh itd.), bo o nim mowa, wybiło się na niepodległość na początku drugiej dekady XXI wieku w Iraku i Syrii. W międzyczasie Al-Kaida, po której spodziewano się sięgnięcia po broń masowego rażenia lub przeprowadzenia kolejnych spektakularnych ataków na miarę 11 września, czy zamachów w Madrycie z 2004 roku lub Londynu rok później, wydawała się nie mieć sił i środków do kontynuowania terrorystycznej kariery, staczając się w pozorną terrorystyczną nieważność. "Debiutancki album" i jego sukces okazał się nie do udźwignięcia dla kierowanej przez Osamę bin Ladena organizacji, która musiała ustąpić miejsca następcom z Państwa Islamskiego. Ich sukces przebił dokonania Al-Kaidy. 

Członkowie IS nie tylko nazwali się "państwem", ale rzeczywiście, choć w brutalny sposób, kreowali na terenie Iraku i Syrii organizm państwopodobny z terytorium, granicami, ludnością i aparatem administracyjnym. Po drugie, tworzyli "prowincje" swego "państwa" z dala od jego granic, jasno dając do zrozumienia, że ich projekt ma globalny i terytorialnie ekspansywny charakter. Inaczej niż protoplaści z Al-Kaidy, nie byli zainteresowani współpracą czy sponsoringiem innych grup terrorystycznych, pozostając w terminologii muzycznej – duetami czy występami gościnnymi. Wszystko miało być wykonane pod flagą i marką Państwa Islamskiego, wszystko szło na jego konto, nawet jeśli bezpośredni związek zamachowca z organizacją był mało intensywny, np. nigdy nie spotkał on swoich opiekunów.

Tempo działania tej organizacji było przerażające – w Unii Europejskiej odpowiadała za przytłaczającą większość ataków, w których w latach 2015-2017 zginęło ponad 340 osób. Nie było mowy o "debiucie" lub kolejnych albumach – momentami wyglądało na to, że organizacja nie nadąża z ich produkcją, a zasilona tysiącami ochotników z całego świata, których zwabić pomagała propaganda z iście hollywoodzkim rozmachem, będzie kroczyć od sukcesu do sukcesu. 

Ale o ile Al-Kaida nie poradziła sobie z "lotem na Księżyc", to Państwo Islamskie cierpiało na inną bolączkę odnoszących sukcesy muzyków rozrywkowych – zbyt szybkie tempo produkcji kolejnych "przebojów" w krótkim czasie powoduje nasycenie rynku oraz zdwojenie wysiłków rywali, by zakończyć okres królowania wykonawcy. Z czasem, pod naporem działań międzynarodowej koalicji, kontrolowane przez organizację terytorium zaczęło się kurczyć i Państwo Islamskie nie miało już bazy do przygotowywania w spokoju kolejnych ataków w Europie. Tym samym, choć jego członkowie byliby przerażeni takim porównaniem, powoli zaczęło spadać do poziomu Al-Kaidy po 11 września. Efekt nowości już nie działał, upadały kolejne "prowincje", blednąć zaczęła propaganda – okazywało się, że każda nowa platforma komunikacji jest możliwa do użycia tylko przez krótki czas, ponieważ służby specjalne państw zachodnich doganiają terrorystów także w świecie wirtualnym.

Ostatnią kartą, którą dżihadyści mogli wykorzystać, byli "samotni" radykałowie rozsiani po świecie, których namawiano do samodzielnego przygotowywania najmniejszych nawet ataków. Ci, nie mając jednak dostępu do broni palnej, materiałów wybuchowych, ani odpowiedniego bojowego doświadczenia i przeszkolenia, niejednokrotnie sięgali po noże, maczety, tasaki, a także samochody jako narzędzie ataku. Nie były to "loty na Księżyc" Państwa Islamskiego, co najwyżej niskokosztowe próby przypomnienia Europejczykom, że organizacja istnieje i jest groźna. 

Mijają czasy, kiedy wydawało się, że Al-Kaida sięgnie po broń masowego rażenia

Dwadzieścia lat po zamachach z 11 września terrorystyczna taktyka jest w kropce. Wydaje się, że podobnie jak w muzyce, wszystko już było, a najbardziej znana organizacja terrorystyczna, Państwo Islamskie, musi teraz polegać na nożownikach, by przeprowadzić jakiekolwiek ataki. Nie ma także możliwości przerzucania, albo jest to bardzo utrudnione, swoich doświadczonych członków na Zachód, a zgromadzenia i spotkania jej potencjalnych sympatyków są monitorowane przez służby specjalne i policje zaopatrzone nowsze i skuteczniejsze środki inwigilacji, napędzane w coraz większym stopniu sztuczną inteligencją.

Mijają czasy, kiedy wydawało się, że Al-Kaida sięgnie po broń masowego rażenia lub ma, tym razem z terminologii futbolowej, długą ławkę rezerwowych, dzięki której jest w stanie przez długie lata spektakularnie terroryzować cały świat. Jak się okazało, Osama bin Laden nie miał takiej ławki, nie ma jej także o wiele liczniejsze Państwo Islamskie. 

Aktualnie czytasz: Terrorystów "lot na Księżyc". I klęska

Obie organizacje istnieją jednak nadal i choćby rywalizują w Afganistanie, opanowanym niedawno ponownie przez talibów. To właśnie w takich miejscach Globalnego Południa, dawniej nazywanego Trzecim Światem, będą miały więcej miejsca na swoją działalność, a nawet mogą okresowo rozkwitać w cieniu lokalnych konfliktów etnicznych i religijnych. Być może wywalczą tam dla siebie terytorium lub bazy, z których w przyszłości jeszcze raz spróbują zaatakować Zachód. I ponownie pierwsza fala ataków może się udać, choć ich skala będzie nieporównywalna do tego, co stało się 11 września 2001 roku. Odpowiedź Zachodu będzie jednak zdecydowana i szybka, a dżihadyści ponownie pójdą w rozsypkę, choć kiedyś spróbują ponownie. I tak w kółko. Najprawdopodobniej nie sięgną jednak gwiazd ani Księżyca, ale zdarzy im się jeszcze wiele klęsk.

Czytaj także: