- Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2024 roku przemocy domowej doświadczyło 50 638 kobiet. Co roku kilkaset z nich ginie z rąk swoich partnerów - alarmuje Centrum Praw Kobiet.
- Przemoc to nie tylko siniaki. To też wyzwiska, zastraszanie, wydzielanie pieniędzy i gwałty. Nieistotne, czy do tego typu zachowań dochodzi w małżeństwie, czy w nieformalnej relacji - przemoc jest przestępstwem, za które grozi odpowiedzialność karna.
- - Błędne jest również przekonanie, że przemoc dotyczy wyłącznie środowisk dysfunkcyjnych lub alkoholowych. Do przemocy dochodzi także w tak zwanych dobrych domach - podkreśla Joanna Szurlej, dyrektorka Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Osób Doznających Przemocy Domowej SOS w Lesku.
- Jak zaznacza Szurlej, przemocy nie da się całkowicie wyeliminować, ale można jej skutecznie przeciwdziałać. Między innymi temu poświęcona jest międzynarodowa kampania "16 Dni Przeciw Przemocy ze względu na Płeć", która startuje dzisiaj.
Natalia z Gortatowa w Wielkopolsce miała 39 lat. Chciała odejść od męża. 15 czerwca 2024 roku doszło między nimi do kłótni. Adam R. - jak ustalili śledczy - najpierw uderzył ją w twarz, później udusił. Kobieta się go obawiała. Przed śmiercią zostawiła w biurze kartkę, na której napisała, że jeśli coś jej się stanie, należy podejrzewać męża. Prokuratura oskarżyła Adama R. o zabójstwo, przyznał się do winy. Proces trwa.
Tadeusz Duda od lat znęcał się nad rodziną. Kiedy jego teściowa i córka złożyły w tej sprawie zeznania, sięgnął po broń. Postrzelił teściową, później strzelił do swojej córki i jej męża. Oboje zginęli. Do tragedii doszło w czerwcu tego roku w Starej Wsi w Małopolsce. Sprawca po tym, jak zabił córkę i zięcia, popełnił samobójstwo.
Arkadiusz R. w grudniu 2021 roku zaatakował w Rzeszowie swoją partnerkę nożem. Kobieta próbowała uciec, lecz mężczyzna dogonił ją i zadał jej kilkanaście ciosów, w tym śmiertelny w serce. Jak ustalili śledczy, motywem była zazdrość - kobieta chciała zakończyć relację z powodu jego agresji i nadużywania alkoholu. Zginęła na chodniku przed swoim blokiem. W kwietniu 2024 Arkadiusz R. został skazany na dożywocie.
Z danych Centrum Praw Kobiet wynika, że każdego dnia w Polsce z rąk obecnego lub byłego partnera ginie co najmniej jedna kobieta. Policyjne statystyki pokazują, że w 2024 roku przemocy doświadczyło ponad 50 tysięcy kobiet, choć rzeczywista skala może być wielokrotnie większa - wiele z nich nie zgłasza przemocy służbom.
Centrum Praw Kobiet to polska organizacja pozarządowa, która pomaga kobietom doświadczającym przemocy. Swoje dane czerpie z policyjnych raportów i państwowych statystyk, z orzeczeń sądowych i danych prokuratury, badań naukowych dotyczących przemocy wobec kobiet i własnych przypadków - czyli tysięcy zgłoszeń od kobiet, którym pomaga.
Dziś, w Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, rozpoczyna się kampania "16 Dni Przeciw Przemocy ze względu na Płeć". Jej celem jest nagłaśnianie problemu przemocy wobec kobiet, edukowanie społeczeństwa, mobilizowanie rządów, instytucji i mediów do działań antyprzemocowych oraz wspieranie organizacji, które pomagają kobietom doświadczającym przemocy. Na świecie kampanię organizuje ONZ, w Polsce między innymi Centrum Praw Kobiet.
O tym, jak przemoc wobec kobiet wygląda w Polsce, rozmawiam z Joanną Szurlej, dyrektorką Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Osób Doznających Przemocy Domowej SOS w Lesku.
Martyna Sokołowska, tvn24.pl: Popchnął, szarpnął, uderzył. Następnego dnia przyniósł kwiaty, przeprosił, obiecał poprawę. Wybaczyła. Jak często ten scenariusz rozgrywa się w życiu kobiet, które proszą o pomoc w SOS-ie?
Joanna Szurlej: Zbyt często. Kobieta doświadczająca przemocy ze strony partnera podejmuje średnio aż siedem prób odejścia, zanim zrobi to na dobre. O ile zdąży - bo zdarzają się sytuacje, gdy przemoc eskaluje do takiego stopnia, że kończy się tragedią. Kobieta ginie z rąk swojego oprawcy. Statystyki są dramatyczne: każdego roku w Polsce nawet pół tysiąca kobiet zostaje zamordowanych przez przemocowych partnerów - obecnych lub byłych.
Pani Agnieszka, bohaterka jednego z naszych tekstów, uciekła przed mężem, który w napadach szału sięgał po broń i groził jej śmiercią. Dramat rozgrywał się na oczach trójki dzieci.
Pani Agnieszka zdecydowała się zawalczyć o życie bez przemocy - i udało jej się. Jej mąż, sprawca przemocy, został skazany. Niestety, wiele kobiet, mimo decyzji o odejściu i ucieczce do ośrodka wsparcia, wraca do swoich oprawców. Dają im kolejne szanse, czują, że zainwestowały w związek zbyt wiele, by to wszystko przekreślić. To klasyczny przykład psychologicznej pułapki. Ofiara przemocy jest przekonana, że włożyła w relację zbyt dużo, by tak po prostu z niej zrezygnować. I w ten sposób koło się zamyka. Nie możemy zatrzymać tych kobiet w ośrodku na siłę - to wolne osoby i musimy uszanować ich decyzje, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy.
Większość osób trafiających do waszego ośrodka to młode kobiety.
Kobiety w wieku 20-30 lat mają już inną mentalność niż ich matki czy babcie. Często odchodzą od sprawców po pierwszych epizodach przemocy. Wiedzą, czym jest przemoc, potrafią szukać pomocy i nie wstydzą się o nią prosić. Mają też większe możliwości. W kraju działa obecnie 38 ośrodków wsparcia dla osób doznających przemocy takich jak nasz - można do nich przyjść bez skierowania, o każdej porze dnia i nocy, niezależnie od dochodów czy wieku dzieci. W wielu miejscach funkcjonują również ośrodki interwencji kryzysowej i domy samotnych matek.
Trafiają do nas także starsze osoby - głównie kobiety, choć zdarzają się również mężczyźni. Najczęściej doświadczają przemocy ze strony swoich dzieci, czasem wnuków. Zanim jednak zdecydują się na ucieczkę, przemoc zwykle musi eskalować do ogromnych rozmiarów.
Każda osoba, która do nas trafia, otrzymuje plan bezpieczeństwa - zestaw wskazówek, jak zachować się w sytuacji kryzysowej, by odzyskać poczucie sprawczości. To między innymi przygotowanie ważnych dokumentów, kart płatniczych, gotówki i leków w jednym miejscu, dorobienie kompletu kluczy i spakowanie torby z najpotrzebniejszymi rzeczami dla siebie i dzieci. Otrzymują też listę ważnych telefonów, pod które mogą zadzwonić, jeśli poczują się zagrożone.
Jak często w waszej placówce dzwoni telefon z prośbą o pomoc?
Pytania o możliwość pobytu w ośrodku słyszymy kilka razy w tygodniu. Najczęściej dzwonią pracownicy pomocy społecznej, którzy pytają o miejsce dla swoich podopiecznych. Dzwonią też koleżanki kobiet doświadczających przemocy, a czasem i one same. Mimo to realnie po pomoc zgłasza się tylko jedna na dziesięć z nich. Powodów jest wiele: przede wszystkim wstyd, brak wiary, że ktoś im uwierzy, a także sytuacja dzieci, którym nie chcą zmieniać środowiska czy szkoły. Często to właśnie dzieci, zwłaszcza nastolatki, nie chcą iść do "jakiegoś ośrodka". Chcą zostać z kolegami, w swoim świecie, żyć po swojemu. Zdarza się też, że przemocowy rodzic jest po prostu silniejszy ekonomicznie i dzieciom "bardziej opłaca się" zostać przy nim.
Dlaczego osobom doświadczającym przemocy tak trudno odejść od oprawcy?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Aby zrozumieć, trzeba poznać mechanizmy, które kierują postępowaniem tych osób - a jest ich wiele. Wszystko zaczyna się właściwie już w dzieciństwie, na etapie wychowania. Dziewczynki często uczy się uległości, bycia miłą, grzeczną i pomocną. Kiedy krzykną lub "tupną nogą", są ganione, przywoływane do porządku. Słyszą: "dziewczynki tak się nie zachowują".
Jesteśmy uczone tłumienia emocji i robienia dobrej miny do złej gry - nawet wtedy, gdy dzieje się nam krzywda. Jeśli dodatkowo dziewczynka słyszy, że jest głupia, brzydka, nic niewarta, że czwórka to za mało, bo powinna być szóstka, jeśli na każdym kroku kwestionuje się jej wartość - bardzo prawdopodobne, że wyrośnie z niej kobieta o niskim poczuciu własnej wartości. Taka, która nie potrafi stawiać granic, być asertywna i zawalczyć o siebie. Nie krzyknie, nie zaprotestuje, bo już kiedyś usłyszała, że to "nie wypada".
Do tego dochodzi nasz model kulturowy i głęboko zakorzeniony patriarchat, który przez pokolenia stawiał mężczyznę w roli uprzywilejowanej, a kobietę - podległej. Utrwalane przez lata przekonanie, że "rodzina jest najważniejsza", "rozwód to grzech", a kobieta powinna "nieść swój krzyż" i nikomu się nie skarżyć, wciąż ma ogromny wpływ na sposób myślenia wielu z nas.
Aby zatem skutecznie walczyć z przemocą, musimy przemodelować tradycyjny, stereotypowy podział ról społecznych wpajany nam od dzieciństwa w domu, w szkole czy w kościele?
Tak. Dopóki nie zaczniemy kwestionować schematów i uczyć dzieci równości i szacunku, będziemy tylko reagować na skutki przemocy, zamiast zapobiegać jej przyczynom.
Dlaczego tak wiele kobiet, mimo powtarzających się aktów przemocy, wciąż pozostaje w relacjach, które są dla nich niebezpieczne?
Większość z nas dąży do szczęścia i miłości. Kobiety doświadczające przemocy także - dlatego chcą wierzyć w zapewnienia, że będzie lepiej. Po przemocowej sytuacji ze strony partnera przez chwilę bywa nawet dobrze. Są kwiaty, przeprosiny, obietnica poprawy. Niestety, rzadko zdarza się, by sprawca rzeczywiście zmienił swoje zachowanie. Osoba doświadczająca przemocy zostaje jeszcze silniej wciągnięta w jej wir i coraz bardziej uzależnia się od oprawcy, co dodatkowo utrudnia uwolnienie się z tej relacji.
Przemoc często występuje w cyklu: narastanie napięcia, faza przemocy, a następnie faza skruchy. Po fazie przemocy sprawca często przeprasza, obiecuje, że to się więcej nie powtórzy, dba o ofiarę, co zamyka kobietę w cyklu, sprawiając, że wierzy w zmianę.
Wiele osób podczas pierwszej rozmowy z interwentem, zalewając się łzami, opowiada o swojej dramatycznej sytuacji - o awanturach, interwencjach policji, o ciągłym strachu. Na pytanie: "co takiego się działo, że dawała mu pani znowu szansę?", często odpowiadają: "bo go kocham". Te słowa nie są próbą obrony sprawcy ani usprawiedliwienia jego czynów. To wyraz złudnej wiary, że miłość i cierpliwość mogą go odmienić. Jednak zachowanie sprawcy jest przewidywalne - z ogromnym prawdopodobieństwem pozostanie on dręczycielem. A mimo to wciąż przypisujemy miłości uzdrawiającą moc: moja miłość go zmieni. Kiedy w tym upiornym, przemocowym świecie dorastają dzieci, ryzyko, że powielą ten sam schemat, jest ogromne. Pytanie tylko, w którą rolę wejdą - oprawcy czy ofiary.
Pamiętam rozmowę z jedną z podopiecznych SOS-u, która, relacjonując bardzo drastyczne szczegóły swojego życia, co jakiś czas wtrącała: "ale on nie zawsze jest taki" albo "ojcem jest dobrym, dzieci nie bije".
"On jest naprawdę dobrym człowiekiem" - mówią często nasze podopieczne. To właśnie dlatego interwencje policji często nie przynoszą efektu. Gdy przyjeżdżają funkcjonariusze, zachowanie ofiary, która ich wezwała, potrafi diametralnie się zmienić. Zdarza się, że kobieta zaczyna ich nawet atakować słownie. Policjanci wielokrotnie są wzywani do tych samych domów.
Bite żony mówią: "Tym razem na pewno od niego odejdę". A jednak odmawiają złożenia skargi i pozostają ze swoimi mężami. Dlaczego? Bo to one same wybrały tego mężczyznę, mieszkają z nim, jest ojcem ich dzieci - stanowi ważną część ich życia. Broniąc jego, bronią również własnego świata. Choć często robią to resztkami sił, trzymają się tej rzeczywistości, bo nie znają innej.
Ale znam też przypadki, kiedy kobiety przestawały walczyć o zmianę swojej sytuacji, poddawały się po kilku nieudanych próbach ucieczki od męża oprawcy.
To tak zwany syndrom wyuczonej bezradności - stan psychiczny, w którym osoba doświadczająca przemocy przestaje podejmować działania, by zmienić swoją sytuację, ponieważ nauczyła się, że jej wysiłki nie przynoszą żadnych rezultatów. Kiedy ktoś wielokrotnie doświadcza niepowodzeń lub przemocy mimo prób obrony, zaczyna wierzyć, że jego działania nie mają sensu. Z czasem pojawia się bierność, poczucie rezygnacji i przekonanie, że nie ma się wpływu na własne życie.
W którym momencie zaczyna się przemoc? Kiedy powinna zapalić się czerwona lampka?
Po pierwszym incydencie - od razu! Usystematyzujmy jednak, czym właściwie jest przemoc.
W przypadku przemocy fizycznej i seksualnej sprawa jest jasna: przemocą jest każde popchnięcie, szturchnięcie, rzucenie przedmiotem, duszenie, ciągnięcie za włosy, wykręcanie rąk, bicie drugiej osoby, a także molestowanie czy wymuszanie seksu lub innych czynności seksualnych, gdy w grę wchodzi nierównowaga sił i naruszenie praw i godności osobistej. To wszystko są przestępstwa, za które grozi odpowiedzialność karna. I nie ma znaczenia, czy do tych czynów dochodzi w małżeństwie, czy w związku nieformalnym.
Przemoc psychiczna może przybierać różne formy - od manipulacji i nękania, po przemoc werbalną: bezzasadną krytykę, ocenianie, wyśmiewanie, poniżanie, wyzywanie, groźby, a także nadmierną kontrolę czy izolowanie od bliskich osób. To zawsze działanie celowe, mające na celu kontrolowanie i podporządkowanie ofiary. W takiej relacji jedna ze stron zyskuje przewagę nad drugą, naruszając jej prawa i dobra osobiste. Z tym rodzajem przemocy wiążą się między innymi stosunkowo nowe zjawiska, takie jak love bombing i gaslighting.
Na czym te zjawiska polegają?
Aby zobrazować mechanizm love bombingu, czyli tak zwane bombardowania miłością, posłużmy się hipotetyczną historią kobiety - nazwijmy ją Kasią. Kasia poznaje mężczyznę, który poświęca jej mnóstwo czasu i uwagi. Jest czarujący, troskliwy, obsypuje ją komplementami. Wypytuje o przeszłość, życie, bliskich, plany i marzenia. Zapewnia o miłości i wsparciu - ideał. Problem pojawia się, gdy Kasia nie odpowie natychmiast na wiadomość albo zamiast spędzić kolejny wieczór z partnerem, zechce wyjść z koleżankami. Wówczas reaguje on awanturą, pretensjami i gniewem, po czym następuje tak zwane karanie ciszą - nagłe urwanie kontaktu, który wcześniej był bardzo intensywny. Mężczyzna stosuje emocjonalny szantaż, ale w sposób tak subtelny, że to kobieta zaczyna odczuwać winę. Myśli, że to ona coś zepsuła, przeprasza i dąży do zgody, licząc na powrót do dawnego, "idealnego" etapu.
I to jest ten moment, kiedy Kasi powinna się zapalić czerwona lampka?
Tak, bo żadna normalna osoba nie urządza awantury z powodu spotkania z koleżankami. Najprawdopodobniej Kasia wpadła w sidła narcystycznego manipulatora, a dalsze trwanie w takiej relacji oznacza eskalację niepożądanych zachowań.
A gaslighting?
Gaslighting polega na takim manipulowaniu drugą osobą, by stopniowo przejąć kontrolę nad jej sposobem postrzegania rzeczywistości. Sprawca może udawać, że nie rozumie, o co chodzi partnerce: "coś ci się wydaje", "przesadzasz", "tak nie było, wymyśliłaś sobie". Podważa jej wspomnienia, emocje i intuicję, doprowadzając do chaosu w myśleniu. Działania te są prowadzone celowo. W efekcie ofiara czuje się zdezorientowana, bezradna i niezrozumiana. Zaczyna przejmować winę na siebie, a w najbardziej zaawansowanym stadium wątpić we własne zdrowie psychiczne.
Gaslighting to forma manipulacji psychicznej, której celem jest sprawienie, by ofiara zaczęła wątpić w swoje własne postrzeganie rzeczywistości, pamięć, zdrowy rozsądek lub emocje. Zaprzecza oczywistym faktom: "nigdy tego nie powiedziałem", "to ci się tylko wydaje", podważa wiarygodność uczuć ofiary: "przesadzasz", "jesteś przewrażliwiona". Termin pochodzi od tytułu sztuki i filmu "Gaslight" ["Gasnący płomień" - red.], w których mąż manipulował żoną, między innymi przyciemniając światła gazowe i twierdząc, że nic się nie zmienia, by wmówić jej chorobę psychiczną.
W świadomości społecznej przemoc nadal często kojarzy się głównie z przemocą fizyczną. Tymczasem zjawiska takie jak love bombing czy gaslighting mogą być równie destrukcyjne. Jakie zagrożenia niosą ze sobą te formy przemocy?
To rodzaj przemocy psychicznej, która może być równie szkodliwa jak przemoc fizyczna - z tą różnicą, że zamiast ranić ciało, rani psychikę. Ofiary takiej manipulacji wpadają w spiralę wątpliwości, przestają ufać własnym odczuciom, a ich poczucie własnej wartości stopniowo zanika.
Gaslighting może być także wykorzystywany przez sprawcę przemocy do zdyskredytowania ofiary w oczach innych osób. Kobiety, które do nas trafiają, często opowiadają, że ich przemocowi partnerzy podważali ich wiarygodność w kontekście doświadczanej przemocy. Mówili, że "wymyśla", że "jest wariatką" i że "nikt jej nie uwierzy".
I dochodzi do sytuacji, kiedy kobieta doświadczająca przemocy przestaje wierzyć w swoją sprawczość, że uda jej się z niej wyrwać.
Dlatego warto mieć świadomość działania tych mechanizmów, by w porę rozpoznać symptomy przemocowej relacji i zareagować. Trzeba też pamiętać, że przemoc jest zjawiskiem bardzo demokratycznym - może spotkać każdego: ciebie, mnie, prezeskę banku, policjantkę czy panią z warzywniaka. Błędne jest również przekonanie, że dotyczy wyłącznie rodzin i środowisk dysfunkcyjnych lub alkoholowych. Przemoc dzieje się także w tak zwanych dobrych domach.
Do znowelizowanej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej zostało wprowadzone również pojęcie przemocy ekonomicznej.
Tego rodzaju przemoc może zaczynać się zupełnie niepozornie. Mężczyzna, z którym kobieta planuje związek, przekonuje ją, że nie musi pracować zawodowo, bo on zarabia wystarczająco dużo, by utrzymać ich oboje. Kobieta zostaje więc w domu, a pieniądze na rachunki, zakupy czy inne wydatki dostaje od partnera. Z czasem sytuacja zaczyna się zmieniać - mężczyzna zaczyna żądać wszystkich paragonów z zakupów, które skrupulatnie rozlicza. Krytykuje wydatki, przykręca kurek z pieniędzmi, wydziela określone kwoty na posiłki. Jednocześnie zakazuje partnerce podjęcia pracy zarobkowej, zdając sobie sprawę, że "zgoda" na jej niezależność finansową oznaczałaby utratę kontroli.
Przemocą ekonomiczną będzie również sprzedawanie wspólnego majątku bez zgody drugiej osoby, przeznaczanie pieniędzy na hazard, niszczenie rzeczy, a także racjonowanie jedzenia czy środków higienicznych.
Do przemocowych zachowań ze strony byłego partnera może dochodzić także po formalnym zakończeniu związku.
Tak, to tak zwana przemoc postseparacyjna. Ostatnio mamy bardzo dużo kobiet, które zgłaszają nam, że doświadczają tego rodzaju przemocy. Teoretycznie kobieta wychodzi z przemocowego związku, decyduje się go zakończyć, ale przemoc ze strony sprawcy wcale się nie kończy. Nadal próbuje on utrzymywać opresyjną kontrolę zarówno nad byłą partnerką, jak i dziećmi. Pojawiają się groźby, w tym groźby porwania dziecka, nękanie, zastraszanie, a nawet niszczenie mienia należącego do ofiary lub jej dzieci.
Często sprawca próbuje zdyskredytować byłą partnerkę, podważa jej kompetencje rodzicielskie, wykorzystując każdą okazję, by ją ośmieszyć lub pozbawić wiarygodności. Bywa, że nadużywa władzy rodzicielskiej: nie odwozi dziecka w terminie, przetrzymuje je wbrew jego woli lub drugiego rodzica, narażając wszystkich na ogromny stres i poczucie bezsilności. To codzienność wielu osób, które próbują wyrwać się z przemocowego związku. To długa i trudna droga, a bez realnego wsparcia i skutecznej ochrony bardzo trudno przez nią przejść samemu. Wciąż ogromnym problemem w Polsce pozostają także niealimentacja, stalking i cyberprzemoc - zjawiska, które często są częścią przemocy postseparacyjnej.
Stalking to powtarzające się, celowe działania, takie jak śledzenie, obserwowanie, wysyłanie wiadomości, dzwonienie, rozprzestrzenianie informacji lub groźby, które sprawiają, że ofiara czuje się zastraszona, kontrolowana lub prześladowana. Zgodnie z artykułem 190a Kodeksu karnego stalking jest przestępstwem i podlega karze pozbawienia wolności do 8 lat (w zależności od skutków, np. jeśli ofiara targnie się na życie).
W Ośrodku Wsparcia SOS w Lesku aż 95 procent podopiecznych to kobiety, które doświadczyły przemocy ze strony partnerów - mężów, partnerów, ojców lub synów. Czy przemoc ma płeć?
Faktem jest, że największy odsetek osób doświadczających przemocy stanowią kobiety - i tak dzieje się nie tylko w Polsce. Przemoc wobec kobiet to problem o zasięgu globalnym. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych z 2008 roku, kiedy ruszyła wieloletnia kampania przeciwko przemocy wobec kobiet zainicjowana przez ONZ, jedna na trzy kobiety na świecie jest bita, zmuszana do seksu lub w inny sposób wykorzystywana. Wiele z nich ponosi śmierć z rąk swoich obecnych lub byłych mężów bądź partnerów. Szacuje się również, że od pół do dwóch milionów osób rocznie - w większości kobiet i dzieci - pada ofiarą handlu ludźmi. Zmuszane są one do prostytucji, pracy przymusowej oraz różnych form niewolnictwa. Z kolei prawie połowa kobiet z państw Unii Europejskiej zgłosiła doświadczenie molestowania seksualnego w miejscu pracy.
Celem kampanii "UNiTE to End Violence against Women" (z ang. Zjednoczeni, aby położyć kres przemocy wobec kobiet), zainicjowanej w 2008 roku przez sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona, jest zwiększenie świadomości społecznej, mobilizacja rządów, organizacji i obywateli do podejmowania działań przeciwko przemocy wobec kobiet i dziewcząt.
Przyczyniło się do tego także społeczne przyzwolenie na bicie kobiet i dzieci jako formę "dyscypliny domowej", a współcześnie uprzedmiotowienie kobiet, chociażby w reklamach, w których do promocji produktów wykorzystuje się kobiece ciało lub jego fragmenty.
Z danych Centrum Praw Kobiet wynika, że w Polsce z powodu przemocy co roku ginie kilkaset kobiet. Co 40 sekund jakaś kobieta doświadcza przemocy, a co siedem minut zgłasza ten fakt policji. Teraz, w momencie gdy rozmawiamy, gdzieś w Polsce rozgrywa się kolejny dramat.
Media go opiszą, przez chwilę wszyscy się oburzymy, będziemy szukać winnych - a potem wrócimy do swojego życia. Być może ktoś z rządzących zabierze głos, mówiąc o konieczności zmian w systemie, ale na tym zwykle się kończy. Tymczasem przemoc domowa trwa każdego dnia, a państwo powinno otaczać opieką osoby doświadczające przemocy nie tylko wtedy, gdy wydarzy się tragedia, lecz nieustannie - systemowo i z realnym wsparciem.
Ale przecież mamy Niebieską Kartę, ustawę o przeciwdziałaniu przemocy domowej, konwencję stambulską.
Tak, ale nawet najlepsze ustawy i przepisy nie będą skuteczne, jeśli nie zostaną wdrożone przez ludzi - przez tych, którzy na co dzień pracują w służbach i instytucjach powołanych do niesienia pomocy. W tym kontekście warto przywołać zjawisko tak zwanej wtórnej wiktymizacji, z którym w swojej pracy spotykam się bardzo często. To pojęcie obejmuje szereg zachowań, które sprawiają, że ofiara przemocy zostaje skrzywdzona po raz drugi - najpierw przez sprawcę, a później przez przedstawicieli instytucji, które powinny udzielić jej wsparcia - policję, prokuratury, sądy.
Wtórna wiktymizacja (inaczej wtórne zranienie) to proces, w którym instytucje, służby, społeczeństwo lub bliscy poprzez swoje niewłaściwe zachowanie, brak empatii, obwinianie, niedowierzanie albo biurokratyczne procedury powodują, że ofiara czuje się ponownie skrzywdzona. To może być na przykład policjant, który podczas interwencji pyta: "a może pani go sprowokowała?"; prokurator, który zadaje intymne pytania w sposób upokarzający; sędzia, który nie skaże sprawcy lub wyda wyrok w zawieszeniu; znajomy, który mówi: "trzeba było wcześniej odejść" lub ktoś z rodziny, kto naciska, aby wycofać oskarżenie, bo "wstyd" i "co ludzie powiedzą".
Znam przypadek, kiedy policjant podczas interwencji w domu, w którym pijany mężczyzna wszczął awanturę, zapytał zgłaszającą nastolatkę, czy nie jest jej wstyd wzywać policję do ojca.
O tym właśnie mówię. Już na etapie interwencji policyjnej zdarza się, że funkcjonariusze rozmawiają z kobietą w obecności sprawcy, zamiast zapewnić jej bezpieczną przestrzeń. Postępowania w prokuraturach i sądach często przeciągają się miesiącami, a wyroki skazujące wciąż zapadają zbyt rzadko. Sędziowie oczekują od kobiet dowodów, że przemoc rzeczywiście miała miejsce - choć przecież dramat ten rozgrywa się zazwyczaj w czterech ścianach, bez świadków. Kobieta, która walczy o życie swoje i swoich dzieci, nie myśli o tym, by sięgnąć po telefon i nagrać całe zajście. Życzyłabym sobie, by służby powołane do niesienia pomocy wykazywały się większą empatią, zrozumieniem i wrażliwością wobec osób doświadczających przemocy.
Wniosek z tego taki, że wciąż wiele musi się zmienić, by walka z przemocą domową była naprawdę skuteczna.
Ostatnia ogólnopolska kampania edukacyjna dotycząca przeciwdziałania przemocy miała miejsce dobrych kilka lat temu. Brakuje mi szerokiej, ogólnopolskiej akcji rządowej, informującej o dostępnej i bezpłatnej pomocy w ośrodkach takich jak nasz. Kobiety często nie wiedzą, że mogą do nas zwrócić się po wsparcie - prawnika, psychologa, pracownika socjalnego - i że to wszystko jest bezpłatne.
Bardzo ważne byłoby też jasne przekazanie, że jeśli kobieta znajduje się pod parasolem takiego ośrodka, czyli jest w procesie pomocy i współpracy z instytucjami, nikt nie odbierze jej dzieci. Niestety, po tak zwanej ustawie Kamilka pojawił się realny lęk przed taką możliwością i wiele kobiet bardzo się tego obawia. Wciąż brakuje specjalistycznych szkoleń dla osób pierwszego kontaktu i przedstawicieli służb, które na co dzień mają do czynienia z ofiarami przemocy. Te, które się odbywają, są zbyt rzadkie i często niewystarczające.
I ważne, aby od dziecka uczyć równości i szacunku - zarówno do innych, jak i do siebie - a przede wszystkim wzmacniać poczucie własnej wartości.
Tak. Myślę, że wciąż mamy wiele do zrobienia w walce ze zjawiskiem przemocy. Nie uda się całkowicie go wyeliminować, ale możemy ją ograniczać i skutecznie jej przeciwdziałać. Aby jednak było to możliwe, edukacja antyprzemocowa powinna być wdrażana od najmłodszych lat w domach, szkołach i przestrzeni publicznej. Każda osoba, która dorasta w poczuciu własnej wartości i przekonaniu, że jest "wystarczająca", potrafi budować zdrowe relacje, stawiać granice, rozpoznawać niepokojące sygnały, a w sytuacji zagrożenia poprosić o pomoc.
***
W Polsce funkcjonuje aktualnie 38 specjalistycznych ośrodków wsparcia dla osób doświadczających przemocy domowej. Pomoc uzyskasz także kontaktując się z miejskim lub wiejskim ośrodkiem pomocy społecznej, dzwoniąc pod numer 112 oraz 997. Można też zadzwonić na bezpłatny numer 800 120 002 lub skontaktować się mailowo: niebieskalinia@niebieskalinia.info.
Chcesz podzielić się ważnym tematem z Podkarpacia? Skontaktuj się z autorką tekstu: martyna.sokolowska@wbd.com.
Autorka/Autor: Martyna Sokołowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fizkes/Shutterstock