- Na pewno to precedens, nad którym należałoby się teraz pochylić - mówią eksperci po tym, jak na niemieckich autostradach kierowca przez kilkadziesiąt minut taranował inne pojazdy. Niemieckie służby przekazały, że nie miały środków, by zatrzymać taką wielotonową ciężarówkę. Jak zareagowano by w Polsce? - Polacy by go prawdopodobnie ostrzelali, celując w opony - mówi były policjant Andrzej Mroczek.
W sobotę 30-letni kierowca z Polski przez kilkadziesiąt minut taranował tirem samochody na niemieckich autostradach. Świadkowie przekazali, że ciężarówka jechała slalomem z nadmierną prędkością. Kierowca zignorował wszystkie nakazy zatrzymania od policji, która w tej sytuacji wzywała innych kierowców do opuszczenia autostrady.
Niemiecka policja przyznała, że nie miała środków, by zatrzymać rozpędzoną, wielotonową ciężarówkę, reagując głównie przez zamykanie odcinków autostrady przed nią, by opróżnić je w ten sposób z innych pojazdów. Tir zatrzymał się dopiero, gdy uderzył w korek stojących na drodze samochodów. Łącznie spowodował serię karamboli z udziałem około 50 pojazdów na autostradach A1 i A46 w Nadrenii Północnej-Westfalii, rannych zostało co najmniej 19 osób.
ZOBACZ TEŻ: "To tragedie, o których powinno się mówić. Niestety, w naszym kraju ludzkie losy zastępuje się statystyką"
Rozpędzony tir taranował na autostradzie
Jakie możliwości mają służby, by zatrzymać taką rozpędzoną, wielotonową ciężarówkę stwarzającą zagrożenie na drodze? Wojciech Pasieczny, ekspert do spraw bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz były wiceszef warszawskiej drogówki, w rozmowie z tvn24.pl ocenił, że w Polsce "jedynym wyjściem w takiej sytuacji jest kolczatka", która przebiłaby opony w takim pojeździe. - Natomiast to nie jest takie proste: musi być wcześniej informacja, kolczatka musi zostać ustawiona, należy zabezpieczyć miejsce, żeby nikt inny w nią nie wjechał - mówi.
W jego ocenie zastosowanie takich środków jak strzelanie w opony danego pojazdu nie wchodzi w grę, między innymi dlatego, że pojazd, który porusza się w sposób niekontrolowany, może np. uszkodzić inne pojazdy. - Mówimy o miejscach, w których są inni ludzie. Zatrzymując jedną osobę, nie można narazić na niebezpieczeństwo innych - podkreśla Wojciech Pasieczny.
Zgodnie z ustawą o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej kolczatkę drogową i "inne środki służące do zatrzymywania oraz unieruchamiania pojazdów" można wykorzystać w kilku przypadkach: ochrony porządku lub bezpieczeństwa, przeciwdziałania zamachowi na nienaruszalność granicy państwowej, ujęcia lub zatrzymania osoby, udaremnienia jej ucieczki lub pościgu za tą osobą". Broni palnej używa się lub wykorzystuje się ją wyłącznie, jeżeli użycie lub wykorzystanie środków przymusu bezpośredniego "okazało się niewystarczające do osiągnięcia celów tego użycia lub wykorzystania, lub nie jest możliwe ze względu na okoliczności zdarzenia".
Terroryzm? "W takim przypadku używa się zupełnie innych narzędzi"
Także Andrzej Mroczek, były policjant i zastępca dyrektora Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, w rozmowie z portalem tvn24.pl przyznaje, że w przypadku takiego wielotonowego pojazdu polska policja również miałaby problem ze zmuszeniem go do zatrzymania. Zauważa jednak, że służby miałyby większe możliwości w przypadku zakwalifikowania danego zdarzenia jako aktu terrorystycznego.
- W takim przypadku używa się zupełnie innych narzędzi. Dowódca kierujący akcją na bieżąco otrzymuje informacje, co to za pojazd, skąd i dokąd miał jechać, co może przewozić i na tej podstawie decyduje o kwalifikacji - wyjaśnia. - Nadal jednak podjęte środki przymusu muszą być adekwatne, najpierw użyto by więc kolczatki, a dopiero gdy te środki nie przynoszą rezultatów, to stosujemy bardziej radykalne, takie jak otwarcie ognia - wyjaśnia.
Andrzej Mroczek przyznał zarazem, że gdyby sam był dowódcą podejmującym decyzję o kwalifikacji danego zdarzenia, to byłby "wstrzemięźliwy" z ewentualnym uznaniem go za terroryzm. - W pierwszej kolejności myślałbym o pijanym kierowcy, będącym pod wpływem środków odurzających, lub w trudnej kondycji psychicznej, a dopiero w drugiej jako o potencjalnym terroryście - mówi. Przyznaje, że zagrożenie stwarzane przez kierowcę może wydawać się takie samo niezależnie od przyczyn, dla których taranuje on inne pojazdy, jednak przyczyny te są bardzo istotne dla policji. - Siły policyjne mają zadanie, by zatrzymać sprawcę, wyrządzając jak najmniejszą krzywdę dla niego - podkreśla.
"Polacy by go prawdopodobnie ostrzelali"
Na pytanie, jak służby zareagowałyby na takie zdarzenie w Polsce, Andrzej Mroczek ocenia mimo wszystko, że można by było spodziewać się bardziej zdecydowanej reakcji, niż w niedzielę w Niemczech. - Polacy by go prawdopodobnie ostrzelali, celując w opony. To nie jest użycie broni palnej, tylko wykorzystanie broni palnej - zaznacza.
Czy to by wystarczyło do zatrzymania rozpędzonej, wielotonowej ciężarówki? - Nie wiadomo, ale można by było próbować i później podejmować dalsze kroki, takie jak ewentualne celowanie w kierowcę. Na pewno to precedens, nad którym należałoby się teraz pochylić - podkreśla.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sascha Thelen/dpa/PAP