Tysiąc czterysta osób zginęło na drogach w pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku - powiedział ekspert do spraw ruchu drogowego Wojciech Pasieczny. Dodał, że o tych tragediach powinno się mówić. - Niestety, w naszym kraju ludzkie losy zastępuje się statystyką - ocenił. Wskazał, że "nie wysokość kary, ale jej nieuchronność i szybkość mają wpływ na poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym".
Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków Drogowych obchodzony jest od 26 października 2005 roku z inicjatywy Zgromadzenia Ogólnego ONZ i przypada każdego roku w trzecią niedzielę listopada. W tym roku dzień ten obchodzimy 17 listopada.
W pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku doszło do 16 400 wypadków drogowych, zginęło w nich 1400 osób. Jak powiedział Wojciech Pasieczny, emerytowany radca Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, wiceprezes Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, te 1400 osób, które już w tym roku zginęły, "to tak, jakby spadło 14 samolotów lecących do Smoleńska".
Pasieczny wskazał, że w latach 2001-2008 "na całym świecie w zamachach terrorystycznych zginęły 3 622 osoby". Dodał, że w tym czasie w Polsce na drogach zginęło 44 420 osób. Jak zauważył, kiedy w 2022 roku wprowadzono wyższe mandaty, liczono, że liczba wypadków będzie spadać. Okazało się jednak, że w 2023 roku było tylko o trzy ofiary śmiertelne mniej, niż w poprzednim, czyli w granicach błędu statystycznego, natomiast liczba zabitych w pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku jest większa, niż w tym samym okresie roku ubiegłego.
CZYTAJ TAKŻE: Żona zmarłego w wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: chciałabym, żeby zobaczył moje oczy
OGLĄDAJ TEŻ W TVN24 GO: Dziesięć minut do domu
"To są tragedie, o których powinno się mówić"
- Podczas swojej kariery zawodowej nadzorowałem pracę policjantów przy wypadkach ze skutkiem śmiertelnym i z udziałem tak zwanych VIP-ów. Kiedyś oszacowałem, że w tych wypadkach, w których uczestniczyłem w czynnościach, zginęło około 600 osób – powiedział ekspert. Jak mówił, wypadki, które najbardziej zapadają w pamięć, to te, w których zginęły dzieci.
Ekspert wspominał jeden z najtragiczniejszych - wypadek wydarzył się na drodze wylotowej z Warszawy do Łomianek.
- Przed przejściem dla pieszych, na prawym pasie ruchu, zatrzymał się samochód, który przepuszczał babcię z dwójką wnucząt, ale lewym pasem nadjechał samochód, który potrącił całą trójkę. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia - relacjonował Pasieczny. - Potem okazało się, że był nietrzeźwy. Kosztowało nas to dużo pracy, ale byliśmy w stanie ustalić i udowodnić winę bez żadnych wątpliwości. Otrzymał bardzo surową karę: 9 lat pozbawienia wolności i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów – powiedział.
Opowiedział też o innym wypadku. - Wisłostrada, słynny zakręt śmierci, piękne, nowe bmw wpada w poślizg na mokrej nawierzchni i uderza w tył samochodu, który skręcą na teren klubu sportowego Spójnia. W wypadku ginie starsze małżeństwo, dziadkowie 14-letniego chłopca, któremu właśnie zmarła mama. Ojciec się nim nie interesował i dziadkowie starali się uzyskać prawa opieki. Podczas przeszukania zwłok znaleźliśmy orzeczenie sądu nadające dziadkom prawo do opieki nad wnukiem, ale dzieciak zamiast do babci i dziadka trafił do domu dziecka - mówił Pasieczny.
- To są tragedie, o których powinno się mówić. Niestety, w naszym kraju zastępuje się ludzkie losy statystyką - ocenił.
Ekspert: to zabiegi kosmetyczne
Ekspert zapytany, czy deklarowane przez rządzących zmiany w prawie są w stanie realnie poprawić stan bezpieczeństwa na drogach, ocenił, że "są to zabiegi kosmetyczne". - No bo proszę sobie wyobrazić, że jeżeli ktoś mimo zakazu sądowego będzie kierował samochodem, to dostanie kolejny zakaz - dożywotni. I co z tego? Kiedyś rozmawiałem z radcą prawnym, wybitnym specjalistą od oznakowania dróg. Powiedział, że zna przypadek, że klient miał 31 sądowych zakazów prowadzenia pojazdów - powiedział.
Jego zdaniem "to jest nieegzekwowalne, bo jest za mało policjantów". - W samej Warszawie braki kadrowe wynoszą 25 procent, więc kto ma stać na ulicach? - pytał.
Jak zauważył Pasieczny, "zapowiadana nowela podwyższa zagrożenie karą za najcięższe przestępstwa drogowe z 8 do 10 lat, ale jeszcze mamy po drodze do więzienia sądy".
- Pięknym przykładem egzekwowania sprawiedliwości jest pan Łukasz Ż. Za pierwszym razem, kiedy został złapany na kierowaniu w stanie nietrzeźwym, dostał zakaz prowadzenia i prace społeczne. Za drugim razem dostał sądowy zakaz prowadzenia i prace społeczne. Dopiero przy trzecim razie zaliczył kilka miesięcy więzienia. Potem była kolejna wpadka i znowu prace społeczne. Tak to się odbywało, choć sądy mają możliwość w przypadku złamania zakazu prowadzenia pojazdu zastosować bezwzględną karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat - powiedział
CZYTAJ TAKŻE: Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej: Łukasz Ż. zasługuje na najwyższą karę. Może uratuje to innych
Pytany, co należy zrobić, żeby faktycznie podwyższyć bezpieczeństwo na drogach, powiedział, że dużo rozmawia ze specjalistami w dziedzinie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. - Wszyscy twierdzą, że nie wysokość kary, ale jej nieuchronność i szybkość mają wpływ na poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym - wskazał.
- Za zabójstwo człowieka jest kara 25 lat więzienia, a nawet dożywocia, a mimo to w 2023 roku liczba zabójstw w Polsce wzrosła w stosunku do roku 2022. Nawet tak wysoka kara nie odstrasza, ale gdyby była nieuchronna i nawet za najmniejsze wykroczenia kierowca zostałby ukarany, bezpieczeństwo by wzrosło - mówił.
"Brakuje u nas wczesnej edukacji"
Dodał, że kolejna kwestia to edukacja. - Dzisiejszy system szkolenia pozwala na przygotowanie kierowcy do egzaminu na prawo jazdy, a nie do tego, żeby jeździł bezpiecznie. Byłem przez wiele lat egzaminatorem, ale już nie chcę, bo obecny system egzaminowania to taśma produkcyjna. Idzie majster i sprawdza: ta nakrętka jest, ta podkładka jest, fajnie, zaliczone. Nie o to chodzi - powiedział.
- Wiem, jak wygląda taki egzamin w krajach, które do tego podchodzą poważnie. Tam egzaminator decyduje, czy czuje się bezpieczny z kandydatem na kierowcę, a nie zawraca sobie głowy wykonaniem prawidłowych manewrów na trasie, która była im znana, bo ją objeździli dziesiątki razy - dodał.
- Edukację trzeba zacząć od małego, jak na przykład w Niemczech. Tam już przedszkolaki mają zajęcia z policjantami i uczą się przepisów ruchu drogowego. Dzieciak przychodzi ze swoim rowerkiem, sprawdza się go, dostaje nalepkę, a za rok znów musi potwierdzić, że jego rower jest sprawny. W miarę upływu lat młody człowiek szkoli się w przepisach ruchu drogowego, uczy się także, że trzeba dbać o swój pojazd - wskazał ekspert.
Dodał, że "u nas takiej wczesnej edukacji brakuje, a co gorsza, o obowiązku przestrzegania przepisów ruchu drogowego mówi się przy okazji Wszystkich Świętych czy innych okazji, które generują ruch na drogach".
- Ogłasza się to w mediach: policja będzie łapać tam i tam. To idiotyczny przekaz, równie dobrze można ogłosić, że akcja policyjna będzie na Grochowie, a gdzie indziej można gwałcić. Albo zabijać pieszych na drodze -
Rządzący proponują zmianę przepisów drogowych
Szefowie resortów sprawiedliwości, infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji zapowiedzieli w piątek zmiany w Kodeksie karnym, Kodeksie wykroczeń i Prawie o ruchu drogowym, które mają być odpowiedzią na "plagę", jaką jest naruszanie bezpieczeństwa na polskich drogach.
Wśród nich jest między innymi zaostrzenie kar dla sprawców wypadków, którzy mają nałożony sądowy zakaz prowadzenia. Ma też powstać nowy typ przestępstwa - organizacja i udział w nielegalnych wyścigach samochodowych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Pomysły rządu na zmianę przepisów drogowych. Lista
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Policja Lubelska