Tak jest
dr inż. Benedykt Hac, dr Leszek Mellibruda
Załoga Titana nie żyje. Odnaleziono szczątki łodzi podwodnej, na pokładzie której grupa mężczyzn wybrała się zobaczyć wrak Titanica. Według ekspertów doszło do katastrofalnej implozji. - Myślę, że sytuacja, w której nastąpił wypadek, była zdarzeniem takim nieprzewidywanym, ale wynikała z pewnych niedoskonałości samego projektu. Od samego początu właściciel firmu Ocean Gate zakładał, że jest to obiekt eksperymentalny. On nie spełniał wszystkich wymagań, jakie stawia się przed jednostkami tego typu - mówił w "Tak jest" dr inż. Benedykt Hac, członek The Explorers Club, emerytowany komandor porucznik i były dowódca okrętu badawczego ORP Heweliusz. Zwrócił uwagę, że na głębokości 4 tys. metrów panuje ciśnienie około 400 atmosfer, co powoduje, że na każdy centymetr kwadratowy przypada 400 kilogramów. - Gdybyśmy to przeliczyli na stopę kwadratową, to byłoby ze 150 słoni. Do tego są potrzebne konstrukcje dobrze wytestowane, wyliczone, z dużym zapasem bezpieczeństwa, czego jak wiemy, w tym przypadku, nie było - zaznaczył. Dodał, że implozja jest gwałtownym i bardzo silnym zjawiskiem, więc osoby, które były w środku, zapewne nawet się nie zorientowały, co się dzieje. Według oceny dr. inż. Haca, szanse na odnalezienie ciał są zerowie. Dr Leszek Mellibruda próbował odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle ktoś się decyduje na tak ryzykowną podróż. - Mamy kilka wątków. Jeden to jest zamożność, a dwa to ryzyko. Oni wszyscy mieli świadomość, że to jest wyprawa ryzykowna. Różnimy się w postawach do ryzyka, jeśli chodzi o to, co jest dla nas ważniejsze: osiągnięcie celu czy zabezpieczenie się przed zagrożeniem. Myślę, że oni podpisując oświadczenie (o możliwym niebezpieczeństwie - red.) jeszcze bardziej sobie uświadomili, że zagrożenie istnieje, ale nie zadbali o to, by maksymalnie je ograniczyć i tak często bywa - ocenił psycholog społeczny.