- Decyzja władz miasta, według ZNP, oznacza "brak zaufania do kompetencji dyrektorów szkół, którzy odpowiadają za wydawanie funduszy" i będzie skutkować "ograniczeniem decyzyjności szkół".
- Miasto zapewnia, że w ogólnym rozrachunku środki nie zostaną zmniejszone. Magistrat twierdzi, że chodzi o "dostosowanie wydatków do rzeczywistych potrzeb placówek".
- Władze Krakowa informują tvn24.pl, że środki będą wypłacane w transzach. - Miasto tych pieniędzy po prostu nie ma - grzmi radny opozycji Michał Starobrat.
- - Transze, choć stanowią dodatkową pracę, pomogą dyrektorom bardziej elastycznie planować bieżące wydatki - uważa z kolei radna rządzącej miastem KO, szefowa Komisji Edukacji Anna Bałdyga.
O trudnej sytuacji w krakowskiej oświacie jako pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza". Sprawa dotyczy planów finansowych szkół na 2026 rok. Dyrektorzy krakowskich szkół niedługo po rozpoczęciu roku szkolnego jak zwykle zaplanowali koszty funkcjonowania swoich placówek od stycznia.
Wygląda to tak: władze szkół wpisują w specjalnym formularzu przewidywane wydatki na kolejny rok kalendarzowy. W ramach wydatków statutowych znajdują się między innymi wynagrodzenia, składki, energia, ubezpieczenie, a także tzw. wydatki rzeczowe - czyli zakupy wyposażenia szkoły - i środki dydaktyczne. Następnie dyrektorzy wysyłają taki plan do urzędu miasta do akceptacji. Urzędnicy mogą jednak zmienić kwoty w poszczególnych rubrykach.
Cięcia "bez słowa komentarza". "To dla nas zaskoczenie"
Urząd miasta skorzystał ze swojego uprawnienia i postanowił obciąć szkołom planowane wydatki rzeczowe i środki na pomoce dydaktyczne. Mowa nie tylko o książkach czy papierze do drukarek, ale też o najbardziej podstawowych przedmiotach, jak papier toaletowy czy mydło. Cięcia są potężne.
- U mnie te wydatki zostały ścięte o 70 procent, ale tak jest ze wszystkich szkołach. Wiem, bo przecież ze sobą rozmawiamy. Jestem dyrektorem już od jakiegoś czasu i pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja. Cięcia były zawsze, ale nie takie. W dodatku bez słowa komentarza ze strony organu prowadzącego. To dla nas zaskoczenie - powiedział tvn24.pl dyrektor jednej z krakowskich szkół średnich. - Wszyscy wiemy, że Kraków tonie w długach. Wiemy, że miasto ma problemy finansowe. Urząd miasta już sygnalizował, że mamy oszczędzać, oszczędzać i jeszcze raz oszczędzać. Że mamy wydawać tylko na niezbędne rzeczy. Ale potrzeby szkół są bardzo duże - dodał
- Plany zawsze są niedoszacowane. Sporządzamy je jesienią, a wszystkie podwyżki i mediów i wynagrodzenia następują na początku następnego roku. We wrześniu, październiku standardowo mi już brakuje pieniędzy na przykład na wynagrodzenia - zwrócił uwagę dyrektor szkoły.
ZNP: to brak zaufania do dyrektorów
Arkadiusz Boroń, prezes małopolskich struktur Związku Nauczycielstwa Polskiego, w rozmowie z tvn24.pl podkreślił, że dyrektorzy nie zwrócili się jak dotąd do ZNP z prośbą o wsparcie. Zaznaczył, że drzwi związku są dla nich otwarte, jeśli będą oni chcieli zająć się tą sprawą wspólnie.
Prezes małopolskiego ZNP ocenił, że decyzja urzędu wygląda jak centralizacja wydawania środków.
- To oznacza brak zaufania do kompetencji dyrektorów szkół, którzy odpowiadają za wydawanie funduszy. Zmniejszenie planów finansowych będzie ograniczeniem decyzyjności szkół. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której nagle będą potrzebne pieniądze i trzeba będzie dopiero zacząć wdrażać pewne procedury - powiedział nam Arkadiusz Boroń.
- Jak rozumiem, przyczyną decyzji urzędu jest stan kasy miasta, który mocno niepokoi. Myślę jednak, że wielkich oszczędności tu się nie znajdzie, bo jeśli zepsuje się spłuczka w toalecie, to i tak trzeba będzie ją kupić, i tak. Niezależnie od tego, kto będzie podejmował decyzję o jej zakupie - podkreślił Arkadiusz Boroń. - ZNP deklaruje chęć pomocy przy rozwiązywaniu wszelkich problemów ale wydaje się, że w tym wypadku przede wszystkim zawiodła komunikacja pomiędzy dyrektorami a Wydziałem Edukacji - dodał.
Urząd Miasta Krakowa w wydanym w środę komunikacie zapewnił, że "środki na realizację zadań wszystkich jednostek oświatowych zostały zabezpieczone w projektowanym budżecie miasta". Chodzi również o "wydatki na zakup materiałów, wyposażenia oraz pomocy dydaktycznych i książek".
"Środki te zostały w pełnym zakresie zakładanym przez dyrektorów jednostek oświatowych – na poziomie nie niższym niż w roku 2025 – ujęte w planie finansowym miasta" - podkreślono w komunikacie.
"Wstępna alokacja środków zostanie uwzględniona w planach finansowych poszczególnych jednostek oświatowych. Dzięki temu dyrektorzy placówek mogą z odpowiednim wyprzedzeniem zaplanować najważniejsze wydatki bieżące oraz przygotować wnioski dotyczące zakupu niezbędnych materiałów i pomocy dydaktycznych" - poinformował urząd miasta.
Jak podkreślono, "pozostała część środków budżetowych zostanie przekazana jednostkom po opracowaniu przez nie szczegółowych planów zakupów". Według magistratu, "takie rozwiązanie umożliwia precyzyjne dostosowanie wydatków do rzeczywistych potrzeb placówek, zapewnia równowagę finansową pomiędzy nimi oraz gwarantuje pełną transparentność w gospodarowaniu środkami publicznymi".
Dyrektorka miejskiego Wydziału Edukacji i Projektów Edukacyjnych, Magdalena Mazur, powiedziała tvn24.pl, że plany finansowe będą aktualizowane najprawdopodobniej co kwartał. - Jesteśmy w trakcie przygotowywania harmonogramu. Zobaczymy, jak po pierwszym kwartale będzie wyglądało wydatkowanie środków. Przed kolejnymi transzami dyrektorzy będą przesyłać nam kosztorys z wydatkami rzeczowymi, ale nie trzeba będzie konkretnie wskazywać, ile dokładnie kupią za to papieru toaletowego - podkreśliła.
Magdalena Mazur podkreśliła, że w najpóźniejsza transza będzie wypłacona we wrześniu.
Brakuje 23 milionów złotych. Będą wnioski "o mydło i domestos"?
- Stanowisko miasta absolutnie mnie nie uspokaja - powiedział tvn24.pl Michał Starobrat, radny opozycyjnego klubu Kraków dla Mieszkańców. Jak stwierdził radny, w związku z sytuacją szkół w środę rozpoczął on kontrolę w Wydziale Edukacji Urzędu Miasta Krakowa. W ramach kontroli radny Starobrat dowiedział się, że w skali całego miasta magistrat obciął dyrektorom wydatki na kwotę około 23 milionów złotych.
Magdalena Mazur, dyrektorka Wydziału Edukacji: - Budżet miasta cały czas się tworzy. Służby pana prezydenta sprawdzają to, co jest w budżetach szkół, i cały czas mogą nastąpić zmiany. Zapewniliśmy jednak dyrektorów, że na pewno nie otrzymają zmniejszenia przyznanych im w ramach planów środków. Mogą nawet nastąpić zwiększenia.
- Miasto tych pieniędzy po prostu nie ma. Nie ma takiej możliwości, aby środki przeznaczyć w pełnej kwocie, w takim wymiarze, o jaki wnioskowali dyrektorzy, bo budżet by się nie spiął. Przekroczylibyśmy wskaźniki ostrzegawcze i jako rada miasta nie moglibyśmy przyjąć takiego budżetu na przyszły rok - ocenił Michał Starobrat.
- W praktyce będzie to wyglądało tak, że dyrektorzy, chcąc kupić mydło czy domestos, będą pisali wniosek do Wydziału Edukacji, w dodatku umotywowany tym, że te środki są niezbędne i konieczne. Po miesiącu urząd miasta by odpowiedział, przyznając dane środki lub nie. Nie powinno dochodzić do takich sytuacji w XXI wieku - podkreślił radny Krakowa dla Mieszkańców.
Radna KO: zmieni się nie kwota, tylko sposób jej wydawania
Anna Bałdyga z rządzącej miastem Koalicji Obywatelskiej, przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Miasta Krakowa, w rozmowie z tvn24.pl zapewniła, że pieniądze nie zostaną szkołom odebrane.
- Nie zmieniamy kwoty przeznaczonej na edukację, tylko sposób jej wydatkowania. Zauważyliśmy dosyć znaczące różnice w poziomie wydatków pomiędzy podobnymi typami placówek edukacyjnych. Różnice te sięgają kilkudziesięciu a nawet kilkuset tysięcy w skali roku. Także kwoty rokrocznych zapotrzebowań zgłaszanych przez szkoły wydają się być sztywne, co być może nie w pełni odzwierciedla aktualną dynamiczną sytuację rynkową - wyjaśniła Bałdyga.
- Chcemy zatem dowiedzieć się jakie są realne potrzeby szkół, po to, by lepiej alokować środki, które są przyznane na takim poziomie jak wskazały szkoły. Dlatego podzieliliśmy wypłatę tych środków na kilka etapów - powiedziała radna KO.
Szefowa Komisji Edukacji podkreśliła, że zmniejszone środki, których dotyczą kontrowersje, mają wystarczyć szkołom na pierwsze kilka miesięcy, a nie cały 2026 rok. - Natomiast w trakcie roku, kiedy zobaczymy, jakie jest realne zużycie różnych materiałów, można będzie bardziej precyzyjnie i racjonalnie zaplanować wydatkowanie reszty środków - powiedziała radna.
Środki mają być wypłacane szkołom w transzach. - To, ile tych transz będzie i kiedy będą się one odbywać, jest jeszcze kwestia uzgodnień. Zaznaczam, że szkoła nie będzie musiała jakoś szczególnie uzasadniać, dlaczego potrzebuje pieniędzy na środki czyszczenia czy papier toaletowy. Będzie to po prostu wpisywać jako realne zapotrzebowanie. W tej zmianie bardziej chodzi o specjalistyczne pomoce, jak różnego rodzaju odczynniki czy podręczniki obcojęzyczne, które są dosyć drogie, a zapotrzebowanie na nie dużo trudniej oszacować na rok z góry - zaznaczyła przewodnicząca komisji.
- Transze, choć stanowią dodatkową pracę, pomogą dyrektorom bardziej elastycznie planować bieżące wydatki, a dla Wydziału Edukacji będą źródłem wiedzy o rzeczywistych potrzebach szkół. Jestem ciekawa, jak takie podejście sprawdzi się w praktyce, widzę w nim potencjał - oceniła Anna Bałdyga.
Najbardziej zadłużone miasto w kraju
Według danych magistratu, zadłużenie miasta na koniec roku wyniesie 7,8 mld złotych. Z raportu "Rzeczpospolitej" wynika, że Kraków jest najbardziej zadłużonym miastem w kraju - ta informacja dotyczy jednak kwoty z końca ubiegłego roku, kiedy dawna stolica miała dług o około miliard złotych niższy niż ten planowany na koniec roku bieżącego.
Pod koniec października na wniosek radnych PiS odbyła się nadzwyczajna sesja rady miasta w związku z sytuacją finansową miasta. Politycy Prawa i Sprawiedliwości twierdzą, że prezydent i radni z KO doprowadzili Kraków "na skraj przepaści finansowej".
- Na sześć miliardów złotych Jacek Majchrowski zadłużył miasto przez 20 lat swoich rządów. Pan (Miszalski - red.) na (kolejne - red.) dwa miliardy złotych przez niecałe dwa lata - mówił wówczas Michał Starobrat z klubu Kraków dla Mieszkańców. Zaproponował on także stworzenie programu ostrożnościowego, takiego jakie – jak mówił – wdrożyło Zabrze. - Dzięki niemu miasto mogłoby pozyskać tanią pożyczkę z budżetu centralnego – ocenił radny.
Prezydent Aleksander Miszalski odpowiadał: - Nie grozi nam żadna katastrofa budżetowa. Oczywiście, musimy robić wszystko, żeby wyjść z sytuacji, w której mamy deficyt operacyjny, ale (…) przez ostatnie dwa lata ten deficyt maleje. Celem powinna być nadwyżka operacyjna już w przyszłym roku.
Za długi miasta Miszalski obwinił także Polski Ład, wprowadzony za rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz brak dyscypliny finansowej za poprzednich rządów (Jacka Majchrowskiego - red.), szczególnie w 2019 i 2020 roku. Co istotne, politycy KO współrządzili w ostatniej kadencji miastem.
Autorka/Autor: Bartłomiej Plewnia
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24