Od kilku dni obserwujemy akcję dezinformacyjną. Podawane jest, że wśród osób w Usnarzu Górnym nie ma Afgańczyków, że zmienia się ich liczba, albo że jest rotacja osób. Znamy dane osobowe i pochodzenie wszystkich 32 osób. To Afgańczycy. Te osoby się nie zmieniają - zapewniła w piątek Fundacja Ocalenie. Tymczasem rzeczniczka Straży Granicznej powiedziała w sobotę portalowi tvn24.pl, że formacja nie ma możliwości zweryfikowania tożsamości migrantów, gdyż znajdują się oni po stronie białoruskiej. Według niej stan liczbowy migrantów "z tego co obserwujemy, się zmienia". - Część osób jest zabierana, część jest dowożona, wszystko zazwyczaj dzieje się w nocy, teren jest niedoświetlony - mówiła podporucznik Anna Michalska.
W Usnarzu Górnym na granicy polsko-białoruskiej od dwudziestu dni koczuje grupa migrantów. Przejście do Polski uniemożliwiają im Straż Graniczna i wojsko. Teren kilkaset metrów od tego miejsca, gdzie są media i wolontariusze organizacji pozarządowych, zabezpiecza dodatkowo policja. Według informacji Straży Granicznej w obozowisku są 24 lub nieco więcej osób. Fundacja Ocalenie, której pracownicy i wolontariusze komunikują się z migrantami przez megafony, otrzymuje od nich informacje, że w obozie są 32 osoby.
W nocy nad Usnarzem Górnym przeszła ulewa. Obozowisko zmieniło się w podmokłą łąkę, a na drodze dojazdowej samochody brnęły w błocie.
Fundacja Ocalenie: Znamy pochodzenie wszystkich osób. To Afgańczycy
Fundacja Ocalenie w serii tweetów poinformowała, że migranci to Afgańczycy. "Od kilku dni obserwujemy akcję dezinformacyjną. Podawane jest, że wśród osób w Usnarzu nie ma Afgańczyków, że zmienia się ich liczba albo że jest rotacja osób. Informujemy: od 19/08 znamy dane osobowe i pochodzenie (Afganistan) wszystkich 32 osób. Osoby się nie zmieniają" - napisano na Twitterze.
Jak podkreśliła fundacja, "w pierwszych dniach widzieliśmy wszystkich z bliska, znamy ich twarze i ubrania". "Teraz widzimy ich przez lornetkę, robimy zdjęcia obiektywem teleskopowym. Widzimy, że to te same osoby. Wiemy, z jakich prowincji w Afganistanie pochodzą i jakim dialektem mówią (dari, używany w Afganistanie)" - wskazano we wpisie.
Fundacja poinformowała również, że jest "w posiadaniu zdjęć afgańskich dokumentów tożsamości większości przetrzymywanych w Usnarzu osób".
Rzeczniczka SG: nie mamy możliwości zweryfikowania kraju pochodzenia tych osób
O pochodzenie i stan liczebny migrantów zapytaliśmy w sobotę rzeczniczkę prasową Straży Granicznej podporucznik Annę Michalską.
- Grupa koczująca na wysokości miejscowości Usnarz Górny znajduje się po stronie białoruskiej, więc my nie mamy możliwości zweryfikowania kraju pochodzenia tych osób. Nie wiemy, skąd oni pochodzą. Takie czynności można by dopiero przeprowadzić, gdyby grupa znajdowała się po stronie polskiej, tak jak to robimy ze wszystkimi zatrzymanymi cudzoziemcami - powiedziała ppr. Michalska. Jak tłumaczyła, w takiej sytuacji czynności identyfikacyjne polegają między innymi na kontakcie z placówkami dyplomatycznymi i sprowadzaniu tłumaczy, znających różne dialekty, by potwierdzić, że migranci rzeczywiście pochodzą z tych państw, z których deklarują.
- My nie wiemy, skąd pochodzi grupa, która znajduje się po stronie białoruskiej. Ponieważ są po drugiej stronie granicy nie mamy możliwości zweryfikowania informacji, które podają, a my jako formacja opieramy się na faktach - podkreśliła rzeczniczka Straży Granicznej.
Jak mówiła, stan liczbowy migrantów "z tego co obserwujemy się zmienia". - Część osób jest zabierana, część jest dowożona, wszystko zazwyczaj dzieje się w nocy, teren jest niedoświetlony. My nie mamy możliwości dokładnego zobaczenia, ile osób jest zabieranych lub dowożonych. My widzimy nowe twarze i jak obserwujemy to koczowisko to jest to między 24 a 30 osób. Na pewno wszystkie są osobami dorosłymi. Wczoraj tych osób było 28. Zdarzało się, że było 24, zdarzało się, że było 30. Nie ma wśród tych osób dzieci, wczoraj były cztery kobiety. Większość tych osób to są na pewno młodzi mężczyźni - przekazała ppr. Michałowska.
"Dowiedzieliśmy się, że funkcjonariusze kazali im się przesunąć kilka metrów w stronę białoruską"
W kolejnym wpisie opublikowanym w piątek Fundacja Ocalenie przekazała, że dowiedziała się od grupy migrantów, że "5 dni temu funkcjonariusze kazali im się przesunąć kilka metrów w stronę białoruską".
Michalska powiedziała w rozmowie z tvn24.pl, że nie ma informacji o zdarzeniu opisanym przez Fundację Ocalenie. - Na pewno wiem, że w weekend, kiedy strona białoruska zaprosiła media w takim szerszym składzie, to kazała przesuwać namioty, ustawiała te namioty specjalnie pod przyjazd mediów białoruskich - mówiła rzeczniczka SG.
Powiedziała, że polska Straż Graniczna nie kontaktuje się z migrantami. - Ta grupa jest po stronie białoruskiej. Drogą oficjalną kontaktujemy się z służbami granicznymi Białorusi. Wiem, że taka korespondencja jest także wymieniana między służbami dyplomatycznymi - powiedziała.
Zapytana, jakie informacje SG otrzymuje od strony białoruskiej, odparła: -Strona białoruska informuje nas, że widzi grupę koczującą po ich stronie i że podejmuje działania, by ta grupa nie przekroczyła granicy z Białorusi do Polski.
- Nie obserwujemy, aby ta grupa próbowała się przesuwać, zmieniać miejsce swojego położenia, aby próbowała iść w prawo w lewo lub w głąb Białorusi. Strona białoruska kilkukrotnie próbowała zabrać wszystkich z tego obozowiska, zabrała w pierwszej fazie kobiety i dzieci i jeszcze dwukrotnie co najmniej wracała po pozostałe osoby. Część mężczyzn również zdecydowała się pójść z służbami białoruskimi. Te osoby, które my obserwujemy nie chcą opuścić tego miejsca obozowiska i nawet nie próbują go opuścić - mówiła rzeczniczka w rozmowie z tvn24.pl.
Żołnierze budują ogrodzenia na granicy
Mimo trudnych warunków żołnierze kontynuują budowę ogrodzenia z drutu kolczastego wzdłuż granicy. W sobotę prowadzili prace w okolicach wsi Jurowlany. Przy użyciu specjalistycznego sprzętu montowali metalowe słupy, a następnie rozciągali drut kolczasty. W ten sposób mają utworzyć płot o wysokości około 2,5 metra.
Nie można zbliżać się do granicy. Miejsc budowy pilnują uzbrojeni żołnierze i strażnicy graniczni. W ocenie jednego z mieszkańców Usnarza Górnego wojsko podciągnęło zasieki na odległość około 500-700 metrów od miejsca, w którym koczują migranci. W piątek szef MON Mariusz Błaszczak poinformował na Twitterze, że na granicy polsko-białoruskiej powstało sześć kilometrów ogrodzenia. "Płot wykonany jest z drutu ostrzowego i ma wysokość 2,5 m. Pod ogrodzeniem rozłożone są trójwarstwowe zasieki" – wyjaśnił.
Sytuacja na granicy z Białorusią
Polska, Litwa, Łotwa i Estonia zarzucają Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na ich terytorium w ramach tzw. wojny hybrydowej. We wspólnym oświadczeniu premierzy Polski i krajów bałtyckich ocenili, że kryzys na granicach z Białorusią został zaplanowany i systematycznie zorganizowany przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wezwali też władze białoruskie do zaprzestania działań prowadzących do eskalacji napięć.
CZYTAJ W KONKRET 24: "Polska wywołała konflikt graniczny" - jak rosyjska i białoruska propaganda grają tematem imigrantów
Komisja Europejska uważa, że sytuacja na polsko-białoruskiej granicy nie jest kwestią migracji, lecz agresji na Polskę. Służby prasowe KE przekazały, że jest to też stanowisko Unii Europejskiej, które było wyrażane wcześniej przez ministrów spraw zagranicznych państw UE.
W niedzielę polskie MSZ skierowało do strony białoruskiej notę dyplomatyczną, oferując pomoc humanitarną dla migrantów. Transport z pomocą ze składnicy RARS wyjechał w poniedziałek wieczorem. Białoruś odmówiła zgody na wjazd konwoju na jej terytorium, ale w piątek strona polska wysłała kolejną notę do władz białoruskich z prośbą o decyzję. Jeszcze w czwartek wymieniono też załogę transportu. Transport zawiera, m.in. namioty, łóżka, koce, odzież i środki ochrony osobistej, które mają zostać przekazane cudzoziemcom koczującym od trzech tygodni tuż przy granicy z Polską na wysokości Usnarza Górnego.
W środę Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał środki tymczasowe i nakazał Polsce oraz Łotwie zapewnić migrantom koczującym na granicy z Białorusią wodę, żywność, opiekę medyczną i, jeśli to możliwe, tymczasowe schronienie. Środki tymczasowe mają obowiązywać przez okres trzech tygodni od dziś do 15 września 2021 roku włącznie. W komunikacie w tej sprawie czytamy, że środki te "nie powinny być rozumiane jako wymaganie", aby Polska lub Łotwa wpuściły migrantów na ich terytoria.
Źródło: TVN24, tvn24.pl