Z rowerów zostały kawałki poskręcanego metalu. Sprawca wypadku "zapalił papierosa, zaciągnął kaptur, poszedł"

Wypadek w Łebieńskiej Hucie
Z rowerów zostały kawałki poskręcanego metalu. Sprawca wypadku "zapalił papierosa, zaciągnął kaptur, poszedł"
Źródło: Jan Błaszkowski/Fakty TVN
We wtorek wieczorem niedaleko Wejherowa, w Łebieńskiej Hucie, samochód wjechał w grupę nastolatków z rowerami. Najmłodszy z nich - 10-latek - zginął na miejscu. Pozostali trafili do szpitala. Kierowca uciekł z miejsca wypadku, ale policja już go zatrzymała.

Wszystko, co zostało z trzech rowerów, w które wjechał rozpędzony samochód, to poskręcane kawałki metalu.

- To było masakryczne. Jak podeszliśmy tutaj, zaczęliśmy reanimację tego chłopczyka. Tam drugi chłopczyk leżał na brzuchu. Nie miał nogi od kolana w dół, miał samą kość - wspomina Damian Pełkowski z Ochotniczej Straży Pożarnej w Pomieczynie, jeden z pierwszych strażaków, który dojechał na miejsce wypadku.

Rowery po wypadku w Łebieńskiej Hucie
Rowery po wypadku w Łebieńskiej Hucie
Źródło: KPP Wejherowo

Przed wypadkiem chłopcy poszli na hot dogi

W Łebieńskiej Hucie, niedaleko Wejherowa na Pomorzu, w przydrożnym rowie zastali czterech chłopców w wieku od 10 do 16 lat, którzy rowerami i na piechotę razem wracali z boiska do domu. Zdążyli powiedzieć ratownikom, że wjechał w nich samochód, a kierowca uciekł. 10-letni Igor zginął na miejscu.

Pani Katarzyna widziała chłopców kilka chwil przed wypadkiem. Weszli do niej do sklepu po hot dogi. - Tragedia nieziemska, nie do opisania, co się stało - opisuje Katarzyna Grzenkowicz.

Poszkodowanych śmigłowcem i karetkami przewieziono do szpitali. Dwaj najciężej ranni chłopcy zawdzięczają życie sprawnej akcji ratunkowej.

- Obaj są w stanie w tej chwili stabilnym, aczkolwiek jeden z nich doznał dość poważnych obrażeń. Była konieczna amputacja kończyny dolnej - przekazał Krzysztof Wójcikiewicz, wiceprezes ds. medycznych Szpitala Św. Wojciecha "Copernicus" w Gdańsku.

Sprawca "zapalił papierosa, zaciągnął kaptur, poszedł"

Sprawca wypadku porzucił auto w sąsiedniej wsi. Było tak zniszczone, że nie mógł nim dalej uciekać. Strażacy widzieli ten moment na kamerach monitoringu.

- Zapalił papierosa, zaciągnął kaptur, poszedł. (...) To wyglądało, jakby nie miał sumienia chłop - opisuje Damian Pełkowski.

Trzy godziny później mężczyzna został zatrzymany kilkadziesiąt kilometrów dalej, w pobliżu miejsca zamieszkania. - Mężczyzna ukrywał się w krzakach. Podczas zatrzymania ten mężczyzna był wulgarny w stosunku do policjantów, zachował się w sposób lekceważący. Wyczuwalny od niego był również zapach alkoholu - poinformowała komisarz Karina Kamińska, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku.

Narkotyki i butelka po wódce

Przy mężczyźnie policjanci znaleźli narkotyki, a w jego samochodzie - butelkę po wódce. Zatrzymany 33-letni kierowca odmówił dmuchania w alkomat, dlatego pobrano mu krew do badań. Okazało się, że i tak nie mógł kierować samochodem.

- Był już w tym roku w kwietniu zatrzymywany za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości - przekazała aspirant sztabowy Anetta Potrykus, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Wejherowie.

Bez względu na wynik badania krwi grozi mu nie do ośmiu, lecz do 12 lat więzienia, tak jakby jechał po pijanemu. - Sam fakt ucieczki z miejsca wypadku powoduje zaostrzenie odpowiedzialności karnej - podkreślił prokurator Mariusz Duszyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Uczniowie i rodzice wstrząśnięci tragedią

W szkole, do której chodził 10-letni Igor - żałoba. Uczniów i nauczycieli objęto pomocą psychologiczną. Niektórzy rodzice, jak pan Zdzisław Zimmermann, odwieźli w środę dzieci do szkoły. Wcześniej jego syn sam pokonywał feralną drogę rowerem. - Nie mógł się pozbierać po prostu po tym, nie? - mówi.

W czwartek zatrzymany kierowca ma zostać doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszy zarzut spowodowania wypadku śmiertelnego i nieudzielenia pomocy jego ofiarom.

gdansk
Policja o wypadku w Łebieńskiej Hucie
Źródło: TVN24
Czytaj także: