Tak jest

Marcin Przydacz

W Usnarzu Górnym na granicy polsko-białoruskiej kolejny dzień koczuje kilkudziesięciu migrantów. Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz mówił w "Tak jest" w TVN24, że "to jest tak naprawdę akcja polityczna Aleksandra Łukaszenki". - Nie może być zgody na to, żeby wykorzystywać bezwzględnie tych biednych ludzi jako żywe tarcze, jako instrument nacisku na Polskę - powiedział. Pytany, czy prawdą jest to, że polska policja brała udział w zatrzymaniu migrantów i przerzuceniu ich na granicę, odparł: - Nie znam tej sytuacji, nie mam tych informacji. - Żeby móc przekroczyć granicę, trzeba to zrobić w sposób legalny, trzeba to zrobić przez przejście graniczne, z odpowiednimi dokumentami. Jeżeli osoby przekraczają granicę bez dokumentów, bez względu na to z jakiej granicy, Straż Graniczna w naturalny sposób musi takie osoby zatrzymywać. Bo jeżeli sami nie będziemy przestrzegali własnego prawa, to trudno oczekiwać tego od innych - wskazywał. Marcin Przydacz mówił, że jeżeli ze względów politycznych dane osoby potrzebują wsparcia, "są do tego inne instrumenty" niż nielegalne przekraczanie granicy. Dodał, że "to nie jest odpowiednia droga, żeby przedostać się do Polski poprzez zieloną granicę". Przekazał także, że w związku z tym "odbyła się rozmowa wiceministra spraw wewnętrznych ze swoim odpowiednikiem z Mińska, w której w sposób jasny przedstawiliśmy ogląd sytuacji". - Uważamy to za akcję prowokacyjną służb białoruskich i oczekujemy zmiany tej polityki - podkreślił.