|

Dzieci czekają na rodziny, rodziny czekają na dzieci. W dwóch osobnych kolejkach

Ponad 1800 dzieci sąd odebrał rodzicom. Dokąd trafią?
Ponad 1800 dzieci sąd odebrał rodzicom. Dokąd trafią?
Źródło: Grzegorz Michałowski/PAP

Dzieci nie poszły tego dnia do szkoły. Odświętnie ubrane tańczyły i śpiewały dla prominentów, którzy im ten dom wybudowali za sześć milionów złotych. W każdym pokoju łazienka, w każdym klimatyzacja, tylko mamy brak, tylko nie ma taty. Rodzice zastępczy są, czekają na szkolenie, ale na to powiat nie ma pieniędzy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

1848 - tyle jest dzieci, które sąd zabrał rodzicom biologicznym tylko na papierze. Zapadły wyroki, ale dzieci nadal są ze swoimi rodzicami. Oznacza to, że nadal są krzywdzone, nadal mogą być bite i zaniedbywane.

Nie ma ich dokąd zabrać. Nie ma rodzin zastępczych.

1848 dzieci w kolejce do bezpiecznego miejsca Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej odnotowało w marcu. Ta liczba ciągle się zmienia i dzisiaj może być większa. Rośnie dramatycznie od śmierci ośmioletniego Kamila, który dwa lata temu został zakatowany w swoim domu w Częstochowie.

Krzywdzą dziecko – od śmierci Kamila policja częściej ma takie telefony. Dać rodzicom jeszcze jedną szansę? Sąd rzadziej się waha. Zabiera dziecko natychmiast, a nowe rodziny zastępcze nie powstają.

Trzeba gasić pożar. Ministerstwo i posłowie zapowiadają kontrole w powiatach, bo to one odpowiadają za rodziny zastępcze, a to, co się dzieje, jest "niedopuszczalne".

Co na to starostowie?

Starostowie pod rękę z wojewodami tworzą domy dziecka, które miały być zakazane.

Wielka kontrola i wielkie otwarcie

20 marca. Michał Guć, dyrektor departamentu demografii w MRiPS, poleca dyrektorom wydziałów polityki społecznej urzędów wojewódzkich sprawdzić w powiatach, co się dzieje z kandydatami na rodziny zastępcze.

Bo ministerstwo zna jeszcze jedną liczbę – rodzin, które chcą zaopiekować się dziećmi, ale żadnego jeszcze nie dostały. Są to rodziny zbadane przez psychologa, które czekają na szkolenie. Albo rodziny już przeszkolone, które czekają na dziecko. W sumie ponad tysiąc. Każda mogłaby przyjąć trójkę dzieci.

Rodziny i dzieci w osobnych kolejkach
Rodziny i dzieci w osobnych kolejkach

Tysiąc rodzin w ministerialnym rejestrze, a w rzeczywistości więcej. Bo są jeszcze rodziny, które zgłosiły chęć zaopiekowania się dziećmi i wciąż czekają na psychologa. Tylko powiat je rejestruje, przyjmując wniosek zgłoszeniowy.

I wreszcie są rodziny, które nie figurują w żadnym rejestrze. Zgłosiły powiatowi chęć i na tym koniec. Nie wypełniły nawet wniosku. Przyjdźcie za tydzień, słyszą, bo nie ma pani Joli, która się tym zajmuje, a za tydzień pani Jola nie ma czasu i tak się to ciągnie.

- Docierają do nas sygnały, że kandydaci na rodziny zastępcze są w różny sposób zniechęcani – mówi Monika Rosa, przewodnicząca sejmowej komisji do spraw dzieci i młodzieży, która zawnioskowała o kontrolę powiatów do Najwyższej Izby Kontroli.

Dlaczego rodziny czekają na dzieci, skoro dzieci czekają na rodziny i tam, gdzie są, nie są bezpieczne?

20 marca Guć poleca wojewodom pytać o to swoich starostów.

Wojewoda łódzka Dorota Ryl jest w tym dniu w Sieradzu, gdzie razem ze starostą sieradzkim Mariuszem Bądziorem otwierają nowy dom dziecka.

blur 1
Przecięcie wstęgi na otwarciu domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Przyszło ze 40 gości.

Od wojewody po radnych wszystkich szczebli.

Policjanci – bo to oni są przy zabieraniu dzieci z domów rodzinnych.

Jak policjanci, to i strażacy.

Ksiądz wikary.

Dyrektorzy ościennych domów dziecka.

Rodzin zastępczych nie zaproszono.

Dzieci nie poszły do szkoły. Ubrane odświętnie tańczą, śpiewają, recytują.

- Tutaj, w tym domu, znajdziemy pomoc…

- Ten dom pomoże nam znaleźć naszą drogę, dzięki trosce i miłości, którymi jesteśmy tu otoczeni…

- Troska, miłość, opieka to fundamenty tego domu…

- Dzieci, które tu trafiły, będą miały wszystko, żeby poczuć się ważne…

- W każdym dniu jest ktoś, kto pomoże mi zasnąć…

Brawa. Przemówienia. Podziękowania. Gratulacje. Każdy po troszeczku przecina wstęgę. Między wojewodą a starostą najmniejsza dziewczynka. Uśmiech i zdjęcia, które wrzucą do internetu sami urzędnicy. Twarz tej dziewczynki na zawsze zostanie w bidulu.

blur 4
Przemówienie dyrektorki domu dziecka w Sieradzu

Ksiądz zagląda z kropidłem w każdy kąt. "Żeby nam tu jakiś diabełek nie wyskoczył", śmieje się wojewoda. I do holu wjeżdża ogromny tort, prezent od starosty, "odzwierciedlenie słodyczy, która będzie otaczała tutaj te dzieci". A przed obiadem z cateringu, który już czeka na stołach obok góry ciast, Agata Janiak, dyrektorka tej placówki, zaprasza do zwiedzania swojego nowego miejsca pracy.

blur 2
Poświecenie nowego domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Oto "drugi dom". Dom, czyli szatnia, pralnia, magazyn zabawek. Dom - gabinet dyrektora i pokój wychowawców. "To wychowawca jest zastępczą mamą, tatą, ciocią, babcią, dziadkiem, w zależności, jak idziemy do szkół na uroczystości, to taką rolę pełnimy, my wychowawcy”. Ale w ich pokoju nie ma łóżka. Nie zasypiają z dziećmi. Zmieniają się co osiem godzin. Po pracy wracają do swoich domów. Do rodzin.

Taki sam pokój odwiedzin dla rodziców tych dzieci. Stół, krzesła i pustka.

I wreszcie pokoje dzieci - dwuosobowe, w każdym łazienka, w każdym klimatyzacja.

- W którym domu rodzinnym jest tyle łazienek? W którym jest klimatyzacja? Ile rodzin stać na taki luksus? Czy to jest istota dzieciństwa? - pyta Beata Potocka, przewodnicząca Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. – Dopóki będziemy myśleć, że dom to tapety i meble, a nie bliska dobra relacja między dorosłymi i dziećmi, która leczy dziecko z trudnych doświadczeń i tylko ta relacja leczy, nie wyposażenie domu, dopóty nie będziemy rozwijać pieczy rodzinnej. Nie da się równocześnie inwestować w pieczę rodzinną i instytucjonalną – mówi ekspertka i matka zastępcza.

Powiat sieradzki włożył w budowę tego domu 1,8 miliona złotych. Województwo łódzkie dołożyło 4,7 miliona. A na uroczystość otwarcia Janiak wyłożyła 5 tysięcy – ze swojego budżetu.

– To dobre kolonie w Hiszpanii, kilkanaście par fajnych adidasów, długo by wymieniać, co można by kupić dzieciom za te pieniądze – komentuje Potocka.

– Powinniśmy się tego wstydzić - mówi. – Powinniśmy się wstydzić, że próbowaliśmy i zrobiliśmy wszystko, żeby dzieci były w rodzinie, ale nam się nie udało. Powinniśmy się wstydzić, a nie się z tego cieszyć, nie być z tego dumni i się tym chwalić.

Tort na otwarcie domu dziecka w Sieradzu2
Tort na otwarcie domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Ustawa i wyjątki

- Miejsce dziecka jest w rodzinie – mówi Monika Horna-Cieślak, rzeczniczka praw dziecka.

To prawo wynika z konstytucji.

Wynika z ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, opublikowanej w 2011 roku. Jeśli mimo wytężonej pracy urzędników gminy sąd zabiera dziecko z rodziny i jeśli mimo dodatkowego wsparcia urzędników powiatu dziecko do tej rodziny nie wraca, wtedy ma być adoptowane. Na ten czas, zanim znajdzie rodzinę na stałe, powiat ma zapewnić dziecku rodzinę zastępczą.

Domy dziecka, nazywane dzisiaj placówkami opiekuńczo-wychowawczymi, miały przestać istnieć. Najpierw najmłodsze dzieci miały iść do rodzin. Te od 10. roku życia musiały dorosnąć w placówkach, ale potem koniec. Domy dziecka miały być zmniejszone do 14 miejsc, a od lutego 2023 roku już nie powstawać.

W Sieradzu złamali prawo? Nie dość, że zbudowali dom dziecka, to na 16 miejsc.

Nie, bo ustawa dopuszcza wyjątki. Przez te wyjątki dzisiaj w placówkach wciąż żyje 17 tysięcy dzieci. Także maluchy. Tylko w województwie łódzkim po 85 placówkach rozsianych jest ponad 150 dzieci, które jeszcze nie zaczęły chodzić do szkoły. Wiele nie zaczęło przedszkola. 16 to niemowlęta.

Co musiał zrobić Sieradz, żeby otworzyć dom dziecka? Dostać zezwolenie wojewody i opinię Rzecznika Praw Dziecka, która nie zawsze jest wymagana i nic nie znaczy.

- Czuję się jako urząd szantażowana – mówi Horna-Cieślak. Odkąd została rzeczniczką w listopadzie 2023 roku, zaopiniowała 24 domy dziecka. Wszystkie pozytywnie. Na biurku ma cztery kolejne wnioski do rozpatrzenia.

- Domy dziecka są potrzebne? – pytam.

- Ciężko znaleźć argument do tego, że dziecko ma nie być w rodzinie. Nie ma takiego argumentu - odpowiada.

Ale starostowie piszą do niej, że przecież tyle dzieci czeka na zabezpieczenie, a nie ma dla nich rodzin zastępczych - i jeśli ona nie zgodzi się na placówkę, to będą katowane w swoich domach.

Dlaczego nie ma rodzin? Jak powiat ich szuka? Jakie daje wsparcie? Rzeczniczka drąży, starostowie ponaglają. Trzeba gasić pożar. Rozładować tę koszmarną kolejkę. "Bo będzie drugi Kamilek i to będzie pani wina". Grożą, że przyjadą do jej biura i przykują się do kaloryfera.

Po co ją w ogóle pytają? Wojewoda nie musi kierować się jej zdaniem. A po co starosta pyta wojewodę? Dotąd żaden nie odmówił. I tak w ostatnich dwóch latach powstało w Polsce prawie 40 domów dziecka, otwieranych jak w Sieradzu z wielką pompą, jakby nie było konstytucji i ustawy.

Domy dziecka na zakazie
Domy dziecka na zakazie
Źródło: TVN24

Nie ma dla dzieci miejsca w rodzinie zastępczej, słyszymy w Sieradzu. Wszystkie są przepełnione. I nikt nie chce zakładać nowych.

A Weronika?

Zgłosiła się na rodzinę zastępczą w powiecie sieradzkim w lipcu zeszłego roku i do dzisiaj jej nie przeszkolili.

Ulotki i spotkania

Dziewięć miesięcy temu, gdy nowy dom dziecka w Sieradzu dopiero rósł, Weronika pierwszy raz przekroczyła próg Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w tym mieście. To te urzędy na zlecenie powiatu organizują tak zwaną pieczę zastępczą, czyli domy dziecka i rodziny zastępcze i – w myśl ustawy i konstytucji - powinny tworzyć dla dzieci miejsca w rodzinie.

Weronika dużo już wtedy wiedziała o rodzinie zastępczej. Ktoś wręczył jej ulotkę? Zobaczyła plakat w urzędzie? Przeczytała post na urzędowym facebooku?

Nic z tego. Kampania promująca rodzicielstwo zastępcze, którą powiat sieradzki organizuje, bo musi, jak każdy powiat, do niej nie dotarła. Weronikę zaraziła taką pracą koleżanka z sąsiedztwa, Marzena, która tworzy rodzinę zastępczą w powiecie sieradzkim od dwóch lat. Marzena zaraziła także swoją siostrę, która już założyła rodzinę zastępczą w innym województwie. Jak ich przekonała? Siostra i Weronika po prostu ją odwiedzały.

- Poczta pantoflowa to najlepsza promocja - mówi Krystyna Marcińczak, dyrektorka PCPR w Sieradzu. Gdzie w tym powiecie można spotkać rodzinę zastępczą, jeśli pechowo nie mamy takiej wśród krewnych i znajomych? Odbywają się tam, jak wszędzie, doroczne pikniki dla rodzin zastępczych. Dla ludzi z zewnątrz zakaz wstępu.

- Pewnie znalazłyby się rodziny zastępcze, które zgodziłyby się opowiedzieć o swojej pracy, gdyby zaprosić je do szkoły, do kościoła, do urzędu – mówi Beata Potocka. - U nas w Koalicji rodzice zastępczy szkolą kandydatów na rodziny. Wiedza rodzin zastępczych nie jest wykorzystywana przez powiaty. Ciągle jesteśmy traktowani jak petenci, nie jak współpracownicy, nie jak eksperci.

Nie można by w Sieradzu urządzać takich spotkań?

Marcińczak "nie ma na to czasu i ludzi". Każdy powiat ma ustawowy obowiązek prowadzić kampanię, ale może to robić na swój sposób.

Efekt? Razem z Weroniką powiat sieradzki miał w marcu dwóch kandydatów na rodziny zastępcze.

Ale więcej nie chce.

Limit na mamę

Raz na trzy lata każdy powiat uchwala program rozwoju pieczy zastępczej, w którym musi określić, ile założy rodzin zastępczych zawodowych. Musi wygospodarować dla nich pieniądze w budżecie, bo podpisuje z nimi umowę o pracę i płaci pensję.

To rodziny dla obcych dzieci (bo można też być rodziną dla krewnych). Marzena jest rodziną zawodową i Weronika chce taką rodziną zostać.

W powiecie sieradzkim jest takich rodzin siedem. Na 109 wszystkich rodzin zastępczych tylko siedem ma umowę z powiatem, co jak w soczewce pokazuje całą Polskę.

Ile mamy rodzin zastępczych - powiat sieradzki
Ile mamy rodzin zastępczych - powiat sieradzki
Ile mamy rodzin zastepczych polska
Ile mamy rodzin zastepczych polska

Powiat nie chce podpisywać umów? Marcińczak twierdzi, że jest odwrotnie.

72 rodziny to są tak zwane rodziny spokrewnione, które powstały dla konkretnego dziecka, dla wnuka, dla brata, dla siostry. Rodzice nie podołali, więc dziadkowie albo rodzeństwo postanowili zaopiekować się dzieckiem i jak to dziecko dorośnie, rozwiążą rodzinę zastępczą.

Kolejne 30 to także w większości krewni dzieci. Ciotki, wujkowie. Też nie chcą obcych dzieci, żadna nie chce umowy.

Kto by chciał pracować 24 godziny na dobę za pensję, która jest niższa od najniższej krajowej? Dostaje ją tylko jeden rodzic i nie może pracować gdzie indziej.

- Beznadziejny przepis – mówi Marzena. - W normalnej rodzinie dzieci dostają klucz na szyję, obiad czeka na nich w lodówce albo jedzą w szkole. To też dla nich dobry przykład, że oboje rodzice wychodzą do pracy. Miałam fajną pracę, w tej samej firmie co mąż, i musiałam zrezygnować.

- Mogła pani napisać do starosty, żeby zgodził się na drugą pracę – wtrącam, bo ustawa dopuszcza i taki wyjątek.

- Nie wiedziałam – mówi zaskoczona. Nie powiedzieli jej.

Na dzień dobry dali trójkę dzieci - tyle, ile ustawa pozwala. Gdyby pracowała, przyjęłaby najwyżej dwójkę. Każda rodzina zastępcza ma prawo odmówić przyjęcia dziecka.

Odmawiają?

Spójrzmy na liczby. W 102 sieradzkich rodzinach, które nie mają umowy z powiatem, jest w sumie 120 dzieci. Najczęściej w każdej po jednym. A w siedmiu rodzinach zawodowych w sumie aż 40. Każda ma co najmniej czworo.

Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej powiat sieradzki
Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej powiat sieradzki

Jak to możliwe, skoro ustawowo w jednej rodzinie miało być najwyżej troje? Bo limity limitami, ale jak rodzina zgodzi się przyjąć więcej, to proszę bardzo.

I rodzina zawodowa nie odmawia. PCPR może być wobec niej bardziej stanowczy. Przecież to jej jedyne źródło utrzymania.

- Dzwonią, czybym nie wzięła, mówią, że inne rodziny odmówiły, bo mają komplet, grają na emocjach. Inne rodziny machnęły ręką, ja nie mogę. Mówię: dobra, dam radę. Bo co będzie z tym dzieckiem? - opowiada Marzena, która ma już siedmioro dzieci.

Marzena to przykład szczególnej rodziny zawodowej - pogotowie rodzinne. Rzadkość w skali Polski. Musi być gotowa o każdej porze, w niedzielę, w nocy, że policja zapuka i przekaże jej dziecko prosto od pijanych rodziców, rozpłakane, przerażone, ledwo osłuchane przez lekarza, wielki znak zapytania. A jakie mleko pije? A nie jest na coś uczulone? A skąd te blizny i te świeże ranki? Czy czasem nie od gaszenia papierosów?

Marzena chciała być pogotowiem, bo dzieci w takiej rodzinie powinny być nie dłużej niż cztery miesiące, wyjątkowo osiem miesięcy, i znaleźć stały dom. Chciała je na krótko, żeby jej własne dzieci nie zdążyły się z nimi zżyć i potem nie musiały tęsknić.

- Za późno - mówi.

Są u niej już dwa lata. Bo limity limitami, ale jak rodzina się zgodzi…

- Ciociu, kocham cię najbardziej na świecie – mówią do Marzeny. – Mogę czasami powiedzieć do ciebie "mamo"?

Przedszkole nie pozwala zapomnieć, że jest ktoś taki jak mama.

- Nie puszczam ich do przedszkola na Dzień Matki, jeśli nie są zaangażowane w wierszyki – mówi Marzena.

Młodsze dzieci mówią na nią "mama" bez pytania.

W powiecie sieradzkim są tylko dwa pogotowia rodzinne. Weronika też chce być takim pogotowiem. Chce obce dzieci. Chce umowę i jest gotowa na to, że będzie to jej jedyna praca.

Na co czeka powiat? Dlaczego jeszcze nie dał Weronice dzieci?

Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej polska
Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej polska

Szkolenie na rodzinę zawodową trwa zwykle 12 tygodni. Na pogotowie interwencyjne - dodatkowe 4 tygodnie. Ale najpierw trzeba zdobyć zaświadczenie kwalifikacyjne. To dokument, który potwierdza, że kandydat ma odpowiednie predyspozycje i motywacje. Na wstępie trzeba wykazać, że żyjemy w zgodzie z prawem, jesteśmy zdrowi i nie mamy długów.

Marzena i Weronika mają mężów i własne dzieci. Ale rodziny zastępcze można tworzyć również w pojedynkę. Wykształcenie się nie liczy.

Jeśli prawnie i ze zdrowiem jest wszystko w porządku, urzędnicy przychodzą do kandydata obejrzeć mieszkanie. Marzena i Weronika mają domy z ogrodem na wsi. - Ale wystarczy mieć miejsce na kąt dla dziecka, miejsce na łóżko, biurko, gdzie dziecko będzie czuć się bezpiecznie – mówi Marzena.

Dom Weroniki urzędnicy obejrzeli 30 września. Nie mieli zarzutów. Następnie Weronika i jej mąż mieli spotkać się z psychologiem.

Badanie psychologiczne wyznaczono na połowę listopada. Dlaczego tak późno?

Bo PCPR w Sieradzu nie ma psychologa na etacie. Dostępny jest przez kilka godzin w tygodniu i ma więcej zadań. Marcińczak zapewnia, że mają otwarty nabór, ale nie ma chętnych. Psychologowie wolą pracować w pobliskim szpitalu psychiatrycznym, gdzie lepiej płacą.

26 stycznia, pół roku od zgłoszenia, Weronika z mężem otrzymali świadectwo kwalifikacyjne i mogli wreszcie zaczynać szkolenie.

- Miało się zacząć w lutym – mówi Weronika. - Przełożyli na marzec. Potem na początek kwietnia...

- Szukamy organizacji, która prowadzi takie szkolenia – mówiła nam w marcu Marcińczak.

- Takich organizacji jest masa. Raz na dwa tygodnie zatwierdzam kolejnej organizacji zgodę na program szkolenia rodzin zastępczych – mówi Michał Guć z MRiPS.

Marcińczak: - Takich organizacji jest zbyt mało i musi się zebrać odpowiednia ilość kandydatów, bo takie szkolenie kosztuje.

- Trener kosztuje – przyznaje Guć. - Robienie szkoleń dla dwóch osób byłoby bardzo drogie. Dlatego trzeba dogadać się z sąsiednimi powiatami. Słuchajcie, wy macie trzech kandydatów, my mamy pięciu, tamci mają ośmiu, to stwórzmy jedną grupę i zróbmy to szkolenie.

Ale w powiecie sieradzkim nie muszą się spieszyć. Spójrzmy, co mają w programie rozwoju pieczy na lata 2024-2026. Ile powstanie tam rodzin zawodowych? Jedna rocznie.

- Jedna, góra dwie na rok – mówi Krystyna Marcińczak – Jeśli się do czegoś zobowiążę, to potem jestem z tego rozliczana. Nie utworzę więcej rodzin, bo nie ma tylu kandydatów.

W marcu starosta z wojewodą otworzyli dom dziecka.

W najbliższym czasie planują otworzyć kolejne dwa. Już odłożyli na to pieniądze - 3,2 miliona złotych.

Zbrodnia

Rodziny zastępcze mogą być przepełnione, a jak już nie da się tam wcisnąć szpilki, małe dzieci mogą trafić do domu dziecka i nawet można zbudować nową placówkę – powiaty potrafią wykorzystywać każdą furtkę w ustawie. Najłatwiej przejść przez furtkę pod hasłem "reorganizacja". Nie tworzymy nowego domu dziecka, tylko przenosimy go w nowe miejsce.

Tak miało być w Sieradzu. Miały tam zostać przeprowadzone dzieci z placówki w Tomisławicach, która została zlikwidowana, bo doszło tam do zbrodni.

Wyszło inaczej, ale po kolei.

9 maja 2023 do domu dziecka w Tomisławicach wszedł 19-letni Daniel i zabił nożem 16-letnią Oliwię. Mężczyzna został już za to skazany. Pracownicy domu dziecka ani ich przełożeni nie usłyszeli zarzutów za niedopełnienie obowiązków.

Dom dziecka to nie więzienie. Dzieci mogą wychodzić i przyjmować gości. Daniel to był chłopak Oliwii, chodzili do tej samej szkoły, odprowadzał ją po lekcjach. Nawet jak wieczorem zamykana jest brama, co za problem przeskoczyć przez płot. W oknach nie ma krat. Oliwia otworzyła Danielowi okno.

Była w pokoju sama. Było już po zmroku. W domu dziecka było wtedy mniej niż 14 dzieci. W nocy na taką liczbę wychowanków musi być przynajmniej jeden wychowawca. I był jeden.

Wszystkich obudził hałas. Wyszli z pokojów. Uciekający korytarzem Daniel ranił jeszcze czterech chłopców i wychowawcę. Wszędzie była krew, policja zabezpieczała ślady. Wojewoda zgodziła się ze starostą, że dzieci nigdy nie mogą tam wrócić z powodu traumy.

19-latek zabił 16-latkę i ranił pięć innych osób w domu dziecka. Usłyszał wyrok
Źródło: Marzanna Zielińska/Fakty TVN

Jeszcze tej samej nocy zostały zabrane do domu pomocy społecznej w Sieradzu. Tymczasowo, bo takich placówek nie wolno łączyć. - Co te dzieci wyprawiały w naszym ogrodzie – opowiada Maria Niewiadomska, przewodnicząca rady mieszkańców DPS w Sieradzu. – Goniły nasze koty, skakały na rowerach ze stołu w altance. Tu są ludzie o kulach, o chodzikach, a oni wszędzie na tych rowerach.

I gdzie są teraz "te dzieci"? Gdzie jest ich "drugi dom"? Widać go z okien mieszkańców DPS. Został zbudowany w ich ogrodzie. Alejki urywają się na świeżym płocie.

Domów dziecka i domów pomocy społecznej nie wolno łączyć nie tylko w jednym budynku, także na jednej działce. Ale w papierach wszystko się zgadza – powiat wykreślił z ogrodu prostokąt i nadał mu osobny adres.

Dom dziecka w ogrodzie domu pomocy społecznej w Sieradzu
Dom dziecka w ogrodzie domu pomocy społecznej w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

W nowej placówce zaplanowano dla dzieci osiem dwuosobowych pokoi, 16 miejsc, o dwa więcej niż każe ustawa, chociaż dla dzieci z Tomisławic wystarczyłoby 9. Pozostałe zdążyły dorosnąć w DPS, zanim w ogrodzie wyrósł ich "drugi dom".

Czekały na to w DPS prawie dwa lata. Dlaczego w tym czasie nie trafiły do rodzin zastępczych? Bo mają 10 lat albo więcej i rodzin dla nich szukać nie trzeba..

Do nowego "drugiego domu" trafiło 17 dzieci. 9 z Tomisławic i ośmioro nowych.

- Zdecydowanie takich palcówek jest niestety za mało, a o tym standardzie trudno pomarzyć gdzie indziej – mówiła na uroczystym otwarciu wojewoda łódzka Dorota Ryl.

- Za chwilę będzie remontowana Rafałówka – dodała.

Jaka Rafałówka?

Ryl dobrze zna ten powiat. Urodzona sieradzanka, karierę zawodową zaczynała w urzędzie gminy w Sieradzu i pracowała między innymi w pobliskiej wsi Rafałówka.. Zapamiętała stamtąd "dom dziecka, który był historycznie zawsze w tym miejscu". Został zlikwidowany w 2019 roku, dzieci przeniesiono wtedy do Tomisławic, a budynek próbowano sprzedać. Bez skutku. Stoi pusty.

- Placówka opiekuńczo-wychowawcza, która tam powstanie, będzie nowoczesną, zmodernizowaną, wyremontowaną placówką. Wniosek taki został złożony do mnie, do rezerwy wojewody na milion siedemset. I te środki będą przyznane, i ten remont ruszy. Tak że będziemy mieli pewną okazję, mam nadzieję, za niedługo, a jeżeli to środki z rezerwy, to do końca roku - i tutaj na pewno tej pracy dużo czeka powiat - spotkamy się na otwarciu kolejnej placówki – zapowiedziała wojewoda.

- Co niektórych uspokoję – dodała - o Tomisławicach też rozmawiamy. Tak że jest szansa, że będzie trzecia placówka tego typu na terenie powiatu.

Na remont placówki w Tomisławicach powiat zabezpieczył w swoim budżecie półtora miliona złotych.

- Taki dom w ogóle nie powinien istnieć, ale żyjemy w takiej sytuacji, że musimy pomagać – przemawiał po wojewodzie starosta sieradzki Mariusz Bądzior. - Pamiętam, jak jeździłem jeszcze dawniej po Polsce i oglądałem różne domy pomocy społecznej i domy dziecka, to zawsze zazdrościłem, że u nas mógłby powstać taki dom, gdzie dzieci miałyby pełną nowoczesność – mówił, "ogromnie usatysfakcjonowany", że się udało.

Pieniądze

- Jeśli jest powiat, który ma niezrealizowane postanowienia sądowe o zabezpieczeniu dziecka w pieczy, jeśli ma za mało miejsc w pieczy, a kandydat, który się zgłasza, czeka tygodniami na kwalifikację, czeka miesiącami na szkolenie, to będzie się to wiązało z karami finansowymi - mówi Michał Guć z MRiPS. - Taki kierunek omówiliśmy z dyrektorami wydziałów polityki społecznej, a w tej chwili szykujemy wytyczne na piśmie. Jest to niedopuszczalne, bo trzymając rodzinę miesiącami w poczekalni, de facto zniechęca się ją do tej roli. Nie możemy akceptować sytuacji, w której powiat, w tak wrażliwym temacie, lekceważy swoje zadania.

Będą kary i zmieni się ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Michał Guć, który jest odpowiedzialny za nowelizację, chciałby między innymi zmienić zapisy w powiatowym programie rozwoju pieczy zastępczej. To ten dokument, w którym powiat sieradzki zaplanował jedną rodzinę zawodową na rok.

- Zależałoby mi, żeby ten limit został zlikwidowany i wydaje mi się to niedyskusyjne, mam pełne poparcie ministry na takie działanie - mówi Guć. - Równocześnie chciałbym, żeby w tym programie starosta musiał napisać, ile kosztuje dziecko w placówce opiekuńczo-wychowawczej, a ile w rodzinie zastępczej, żeby radni mogli to zobaczyć.

Dzisiaj takich kwot w programie nie ma.

Guć: - Kiedy starosta przyjdzie potem do radnych i powie „potrzebuję z budżetu sześć milionów złotych, żeby wybudować dom dziecka”, to będą mogli zapytać: „ale panie starosto, przecież pan nam pisał, że dziecko w tym domu dziecka kosztuje 10 tysięcy złotych, a w rodzinie zastępczej 4 tysiące. To jaki to ma sens? Dlaczego Pan marnotrawi pieniądze?”

Rodzinie powiat nie buduje domu i nie urządza hucznych otwarć. Marzena dostała na otwarcie ustawowe 2 tysiące na urządzenie pokoi dla dzieci.

800 złotych zawsze idzie za dzieckiem.

Ile pieniędzy od powiatu dostaje rodzina, a ile dom dziecka? Mówimy o miesięcznych kwotach brutto.

Kwoty dla rodziny zastępczej są zapisane w ustawie. Każda dostaje świadczenie na utrzymanie dziecka. 1002 złotych rodzina spokrewniona, a pozostałe rodziny - 1517 złotych.

Rodzina nigdy nie ma etatu, tylko umowę zlecenie. Ustawa nie dopuszcza innej możliwości. Każe płacić rodzinie zawodowej minimum 4100 złotych. Powiat nie może dać mniej, ale może więcej. Górnego limitu nie ma.

Niektóre powiaty zachęcają rodzinę podwyżką, jeśli przyjmie kolejne dziecko. Sieradz daje 5700, czyli 1600 złotych więcej, gdy w rodzinie jest więcej niż troje dzieci, czyli więcej niż ustawowe maksimum.

Miesięczny koszt brutto utrzymania dziecka w pieczy zastępczej w polsce i w sieradzu
Miesięczny koszt brutto utrzymania dziecka w pieczy zastępczej w polsce i w sieradzu

Przepełniona rodzina ma prawo żądać od powiatu zatrudnienia osoby do pomocy. Może to być obca osoba, u Marzeny jest to jej mama, która z nią mieszka i jest już na emeryturze. Powiat zatrudnia ją na osiem godzin dziennie i płaci najniższą krajową, czyli 30,5 zł za godzinę.

Rodzinne pogotowie interwencyjne musi zarabiać przynajmniej 124 procent minimalnego wynagrodzenia dla rodziny zawodowej. Marzena dostaje to ustawowe minimum plus premię za przepełnienie - 6600 złotych.

Każde dziecko wozi na rehabilitację. Prywatnie, bo dzieci z pieczy zastępczej nie mają pierwszeństwa do lekarzy specjalistów. Psycholog, neurolog, logopeda, po cztery wizyty z każdym dzieckiem miesięcznie, to już się robi 500 złotych, a do tego dojazdy. Marzena jeździ z dziećmi do Kalisza 50 kilometrów na masaże główek.

- Mają spłaszczone potylice. Długie płaskie główki. Od ciągłego leżenia. Bo nie były noszone na rękach. Nie chcę, żeby w przyszłości ktoś je za to wytykał. Kilkumiesięczne maluszki udaje się z tego powyciągać. Tylko trzeba pracy. Trzeba ogromnej pracy, żeby te dzieci zaczęły siadać, chodzić, ufać ludziom. Nie sygnalizują potrzeb. Że chcą kupę. Że chcą jeść. Nie potrafią jeść trzymane na rękach. Piotruś miał pięć miesięcy i potrafił jeść sam z butelki. Mama kładła mu butelkę do łóżeczka i tyle ją widział. Musiał sobie sam poradzić, jak mu ta butelka poleciała w nóżki.

Mąż pracuje, Marzena nie dałaby rady bez mamy. Rano mama zostaje w domu z najmłodszymi, a ona rozwozi pozostałe do przedszkola, do szkoły. Najstarsze jadą autobusem. Nie zmieściłyby się w samochodzie. Razem z rodzonymi Marzeny jest ich dziewięcioro.

Jak jadą na wakacje? Każdej rodzinie zawodowej przysługuje 30 dni płatnego urlopu. "Prawo do czasowego niesprawowania opieki nad dzieckiem w związku z wypoczynkiem". Dzieci można na ten czas oddać do innej rodziny zastępczej, których brakuje w całej Polsce. Marzena nawet nie próbowała. – W życiu tego nie zrobię - mówi. - Te dzieci już raz zostały przeniesione z rodziny do rodziny, nie będę im fundować kolejnej traumy.

Jeżdżą na wakacje turami. - Bus to byłaby bajka…

Marzena marzy o busie, a w domu dziecka w Sieradzu zatrudniają na pół etatu kierowcę. W sumie 16 osób na 13,5 etatu zajmuje się 17 dziećmi. Utrzymanie jednego kosztuje 10 836 złotych. To nie jest kwota regulowana ustawą. O tym decyduje powiat i w Polsce są tańsze i droższe domy dziecka niż w Sieradzu.

Miesięcznie dom dziecka kosztuje powiat sieradzki około 170 tysięcy złotych.

Marzenę, licząc świadczenia, jej pensję i pensję mamy – około 20 tysięcy złotych.

Gdyby dom dziecka zajmował się siedmiorgiem dzieci Marzeny, dostawałby 70 tysięcy.

Gdzie tu sens? - jak pyta Guć.

- Należałoby się zastanowić, czy stawki w domu dziecka nie są bardziej realne i podnieść do tej wysokości wynagrodzenia dla rodzin zastępczych – mówi posłanka Monika Rosa.

- Rodzina zastępcza jest lepsza dla dziecka niż placówka, a placówka jest droższa niż rodzina, ale placówka jest łatwiejsza w zarządzaniu. Powiatowi łatwiej zarządzać siedmioma placówkami niż 70 rodzinami. Placówka jest częścią hierarchicznego układu, dyrektorowi podlegają wychowawcy, a dyrektor - staroście. Rodzina się z tego układu wymyka – mówi posłanka.

- Rodzina zastępcza to klient awanturujący się, ciągle czegoś chce, a to na rehabilitację dziecka, a to na wycieczkę - mówi anonimowo osoba, która wiele lat zajmowała się pieczą zastępczą w samorządzie.

"Rodzina ciągle czegoś chce", to znaczy, że może wnioskować do PCPR o dodatkowe pieniądze na jakiś cel dla dziecka, a PCPR może odmówić. To są tak zwane świadczenia fakultatywne.

Samorządowiec: - Dyrektor placówki, jak będzie za dużo wymagać, to go starosta wymieni na stanowisku.

Agata Janiak jest dyrektorką domu dziecka w Sieradzu (wcześniej w Tomisławicach) ponad 20 lat. Zarabia na etacie około 10 tysięcy złotych.

Roczne wynagrodzenie brutto w pieczy zastępczej w powiecie sieradzkim
Roczne wynagrodzenie brutto w pieczy zastępczej w powiecie sieradzkim

Rezygnacja

Szkolenie Weroniki rozpoczęło się 2 kwietnia. Odbywa się raz w tygodniu o 14.30 i potrwa do końca czerwca. Organizacja, którą znalazł dla niej powiat, znajduje się godzinę drogi od Sieradza. Mąż Weroniki musi zwalniać się z pracy.

- Gdybym naprawdę nie chciała być rodziną zastępczą, tobym zrezygnowała - mówi Weronika.

Drugi kandydat na rodzinę zastępczą z powiatu sieradzkiego zrezygnował dzień przed szkoleniem.

Zmieniłam imiona Marzeny i Weroniki.

Czytaj także: