Jako młody ojciec nie poświęcałem moim dzieciom dość czasu. Byłem wtedy na fali wznoszącej i zajmowałem się sobą. Jeśli byłem egoistą, to właśnie wtedy, kiedy budowałem siebie - mówił Jan Englert w rozmowie z Piotrem Jaconiem. 82-letni aktor i reżyser wyznał, że brakowało mu w życiu prawdziwej przyjaźni. - Mam wielu dobrych znajomych, ale nie wiem, czy mam czyjąś prawdziwą przyjaźń. To jest moja wina, bo satysfakcje znajdowałem w byciu kierownikiem, a w takim układzie ciężko o przyjaźń - przyznał. We wrześniu - po 22 latach urzędowania - Englert opuści stanowisko dyrektora artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie. - Od jesieni po raz pierwszy nie będę miał żadnej funkcji. Na razie tylko udaję, że odchodzę - mówił Englert. Dodał, że nie boi się o przyszłość, bo ma jeszcze dużo planów. - Jeśli pozwoli mi na to zdrowie, to przede wszystkim będę uczył. Uważam, że to jest największy sens w moim życiu - stwierdził Englert. Odniósł się również do oskarżeń o nepotyzm po tym, jak w spektaklu "Hamlet" w rolach głównych obsadził swoją żonę i córkę. - Świetnie nam się pracowało. Nie mam wątpliwości, że spektakl był dobrze obsadzony. Dzięki tej aferze o nepotyzm na "Hamleta" napędzono tłumy ludzi, których nigdy w życiu nie widziałem w teatrze - ocenił Englert. Artysta podkreślił, że córka nie jest jego uczennicą. - Helena przez wiele lat w ogóle nie akceptowała zawodu rodziców. Gdy już się zdecydowała, żeby zostać aktorką, to uciekała do Stanów Zjednoczonych, żeby nie zarzucano, że tatuś jej pomaga - powiedział Englert.