- Nazywam się Włodzimierz Bitner, byłem w pierwszej klasie. "A", bo była klasa "b" również. Miałem 8 lat - słyszę.
Siedzący naprzeciwko mnie osiemdziesięciosześcioletni mężczyzna wpatruje się w stary obrazek. Nie przypomina sobie, kiedy go rysował, choć praca jest podpisana jego imieniem i nazwiskiem.
Nie pamięta, jak dziecięcą ręką, ołówkiem, na papier przelewał scenę przedstawiającą samoloty, bomby, czołg, człowieka na koniu i dorosłego mężczyznę celującego w plecy dziecka, bo tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Później okaże się, że ta interpretacja nie jest właściwa.
Włodzimierz Bitner pamięta za to, że do klasy Ia, utworzonej w 1945 roku w wówczas Publicznej Szkole Powszechnej Stopnia III w Stawiszynie, uczęszczało około czterdzieściorga koleżanek i kolegów.
- Alina zawsze mnie prosiła: "Włodek, to narysuj mi to czy tamto w zeszycie...", bo w pierwszej klasie były takie zadania. Narysować coś tam. To ja rysowałem. Alina, Jadwiga, Halina, Maryla... no... kto tam...
- A z kim w ławce pan siedział? - dopytuję.
- Siedziałem w ławce z moim kolegą Zbyszkiem, synem organisty, który był najlepszym uczniem w naszej klasie.
Z panem Włodzimierzem spotykam się w Archiwum Akt Nowych (AAN) w Warszawie. I słucham, jak dziś interpretuje przechowywane tu jego świadectwo z czasów okupacji. Rysunek został zatytułowany: "Polacy z samolotu, z czołga, z konia strzelają do Niemców" (pisownia oryginalna - red.).
- Tu jest najprawdopodobniej żołnierz, który strzela nie do dziecka, tylko do Niemca. Tu o to chodziło, o taki przekaz - rozważa.
W AAN można też znaleźć prace innych dzieci, w większości przedstawiające zbrodnie popełniane na mieszkańcach okupowanego kraju.
"Rozstrzeliwanie Polaków" zapamiętane przez Krysię z klasy IIIb.
"Zbrodnie Niemców" z czterema osobami na stryczku narysowane przez Olgę z klasy czwartej.
Starszy od nich Władysław z klasy siódmej ze szkoły w Krzyżu ręką dziecka utrwalił "Zabranie matki od dzieci do Niemiec na robotę".
Kilogram cukierków i 4 kilogramy cukru
Jadzia Laszko z Biłgoraja narysowała, jak "Niemcy palą ludzi".
- Byłam wtedy we Frampolu, to miejscowość koło Biłgoraja, gdzie toczyły się bardzo ostre walki między grupami partyzanckimi a Niemcami, i widziałam płonące budynki. No uciekaliśmy, kryliśmy się gdzieś tam za jakimiś domami, potem w jakimś zbożu. (...) Uciekających ludzi, płonące budynki widziałam. Natomiast to, co ja tutaj narysowałam, jakieś osoby, które wystawiają swoje dzieci za okna, no to już tak dokładnie powiedzieć nie mogę - relacjonuje dzisiaj Jadwiga Świątkowska, z domu Laszko.
Po chwili dodaje to, co podpowiada jej pamięć, a czego na rysunku nie widać: - Byłyśmy z mamą we Frampolu i uciekałyśmy przed Niemcami, i kryłyśmy się w zbożu. Pojawił się Niemiec na koniu i kazał nam klękać do rozstrzału. Ale dziecko nie odbiera tego tak dramatycznie jak człowiek dorosły. Potem chyba zrezygnował z rozstrzelania nas i odjechał, a my zostałyśmy w tym zbożu.