|

Za miliony budują kolejne "bidule". Będzie kontrola ministerstwa i nowelizacja przepisów

Uroczyste otwarcie domu dziecka w Sieradzu
Uroczyste otwarcie domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl
- Jak widzę, że starosta wydał sześć milionów złotych na zbudowanie placówki i jeszcze zbiera za to pochwały, to ręce mi opadają - mówi przedstawiciel rządu odpowiedzialny za nowelizację przepisów dotyczących rodzin zastępczych. Co się dzieje z kandydatami na takie rodziny? Czy nie są zniechęcani długim oczekiwaniem na dzieci, które czekają w długiej kolejce na bezpieczne miejsce? Będzie kontrola w powiatach.
Artykuł dostępny w subskrypcji
TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej pracuje nad kolejną nowelizacją ustawy o wspieraniu pieczy i rodziny zastępczej. Odpowiedzialny jest za to Michał Guć, zastępca dyrektora departamentu demografii.

Od uchwalenia dokumentu, którego celem było zamknięcie domów dziecka i zapewnienie każdemu dziecku bezpiecznego miejsca w rodzinie, minęło 14 lat. Od 2011 roku mówiło się w Polsce o deinstytucjonalizacji pieczy zastępczej. I jaką mamy dzisiaj sytuację?

Prawie dwa tysiące dzieci, zabranych przez sąd rodzicom biologicznym, nadal są z tymi rodzicami. Bo nie ma ich gdzie umieścić.

Brakuje rodzin zastępczych. Mówimy o rodzinach zawodowych, nie o dziadkach, rodzeństwie czy wujostwie, którzy tworzą rodziną zastępczą dla swoich wnuków, sióstr, braci, bratanków - wyłącznie dla swoich dzieci. Mówimy o rodzinach, które przyjmują dzieci obce i mają umowę o pracę, miesięczną pensję.

W Polsce jest 37 tysięcy rodzin zastępczych. Ile z nich dostaje pensję? Ile jest gotowych przyjąć obce dziecko?

Dwa tysiące.

Zamiast rodzin zastępczych zawodowych powstają nowe domy dziecka, w ostatnich dwóch latach prawie 40.

14 lat od rozpoczęcia deinstytucjonalizacji w domach dziecka mieszka 17 tysięcy dzieci. W tym niemowlaki.

Rozmawiamy z Michałem Guciem zaraz po otwarciu domu dziecka w Sieradzu. Guć wcześniej przez około 20 lat zamykał takie domy w Gdyni i zakładał rodziny zastępczej jako samorządowiec, wiceprezydent i radny.

Małgorzata Goślińska: Czy sześć milionów złotych, które zostały wydane z budżetów województwa łódzkiego i powiatu sieradzkiego na budowę domu dziecka w Sieradzu, mogły pójść na rodziny zastępcze? I te pięć tysięcy, które poszły na samą uroczystość otwarcia tej placówki? Można je było przesunąć?

Michał Guć, zastępca dyrektora Departamentu Demografii w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej: - Wszystko da się przesunąć. Chociaż jako były samorządowiec mam świadomość, że nie jest to takie proste.

Michał Guć
Michał Guć
Źródło: Michał Guć

Kiedy przekształcaliśmy w Gdyni pieczę instytucjonalną w rodzinną, likwidując dom dziecka na 130 miejsc, to przez kilka lat co roku przychodziłem na posiedzenia kolegium budżetowego, zgłaszając zapotrzebowanie na dodatkowe środki, na przykład na wynajmowanie kolejnych domów na rodzinne domy dziecka, na wynagrodzenia dla rodzin zastępczych.

Dopiero po kilku latach nadszedł rok, gdy już nie potrzebowałem dodatkowych środków na rodziny zastępcze, bo w końcu zaczęły się lata, kiedy deinstytucjonalizacja pieczy zastępczej dała nie tylko efekty merytoryczne, ale zaczęła też przynosić skutek finansowy – było taniej.

Bo utrzymanie dziecka w rodzinie zastępczej, nawet tej zawodowej, która dostaje miesięczną pensję, jest dzisiaj dużo tańsze niż w domu dziecka.

Ale niestety jest tak, że jeżeli dzisiaj powiat podniósłby wynagrodzenia rodzin zastępczych, powiedzmy o 20 procent, to wydatki również wzrosną, a istnieje ryzyko, że w perspektywie krótkofalowej nie przybędzie od tego ani jedno miejsce w pieczy zastępczej. Nie pojawią się od razu nowe rodziny zastępcze. Ale przy takich zmianach, które są systemowe, trzeba patrzeć długofalowo. Ludzie mają naturalną potrzebę bycia wysłuchanym i komunikat "dostrzegamy wasze potrzeby" może sprawić, że zgłoszą się rodziny, które wcześniej uważały, że chociażby proponowane wynagrodzenie było poniżej ich godności.

Jest to proces. Problem polega na tym, że jeśli powiat będzie chciał polepszyć sytuację dzieci, co przecież jest istotą tego systemu, to musi zainwestować w rodziny zastępcze natychmiast, a owoce, czyli dzieci w pieczy rodzinnej, zamiast w placówkach, będzie zbierać dopiero za jakiś czas. Ale jestem przekonany, że jest to dobra inwestycja i warto, by więcej powiatów to zrozumiało.

Miesięczny koszt brutto utrzymania dziecka w pieczy zastępczej w Polsce i w Sieradzu
Miesięczny koszt brutto utrzymania dziecka w pieczy zastępczej w Polsce i w Sieradzu

Powiaty płacą rodzinom tyle, ile uważają. Jedne dają więcej, inne trzymają się ustawowego minimum, które wynosi 4100 złotych brutto. Będzie podwyżka?

Rozmawiamy o tym.

O jakiej sumie rozmawiacie? W Sieradzu rodzinne pogotowie interwencyjne, które opiekuje się siedmiorgiem dzieci, zarabia 6600 złotych brutto. Gdyby ta rodzina mieszkała i pracowała w Opolu, dostawałoby ponad dwa razy tyle, bo tam powiat uchwalił takie stawki.

Absolutnie uważam, że ustawowe minimum jest za niskie. Kluczowe jest właściwe przeprowadzenie procesu kwalifikacji i dostosowanie wynagrodzenia do kompetencji. Sam wzrost płacy nie załatwia wszystkiego.

Bo?

Piecza zastępcza jest pracą, ale wymaga szczególnych talentów. Jeśli powiat da bardzo wysokie wynagrodzenia, szukając desperacko nowych miejsc, istnieje obawa, że zaczną się zgłaszać ludzie, którzy nie mają empatii, wrażliwości, predyspozycji potrzebnych do bycia rodziną zastępczą. Zgłoszą się tylko dlatego, że jest oferowane wysokie wynagrodzenie, bez poczucia misji czy posiadania kwalifikacji. Dlatego to wynagrodzenie powinno być wyważone – i odpowiadać kwalifikacjom rodzin i wysiłkom, które wkładają w opiekę nad dziećmi.

Od lekarza oczekujemy misji, ja jako dziennikarz powinnam mieć misję i pan jako pracownik rządu, a tylko rodzinie zastępczej, która pracuje 24 godziny na dobę z powodu tej misji odmawiamy pieniędzy. Wynagrodzenie nie może być za wysokie i w dodatku rodzina słyszy na wstępie, że musi zrezygnować z dotychczasowej pracy.

To jest absurdalny przepis. Już jest zaprojektowany inny zapis. Rodzina ma mieć wpisane w ustawę prawo do podejmowania innej aktywności zawodowej, a starosta będzie mógł się temu sprzeciwić tylko wtedy, jeżeli kolidowałoby to z obowiązkami rodzica zastępczego. Czyli odwrotnie niż jest dzisiaj, kiedy starosta może wyjątkowo wyrazić rodzinie zgodę na dodatkową pracę.

Dlaczego w ogóle miałby się nie zgadzać?

Jeśli mama zastępcza postanawia na przykład zostać kierowcą tira i jeździć po całej Europie, to rozumiem, że powiat mógłby mieć obiekcje, jak pogodzić to z opieką nad dziećmi.

Powiat zawsze może mieć obiekcje, bo pracującej mamie nie przekaże pod opiekę siedmiorga dzieci. A tak może wywierać presję, że to jej jedyne źródło utrzymania. Dlatego są rodzice zastępczy, którzy nie chcą podpisywać umowy z powiatem, nie chcą być rodziną zawodową.

Z umowami różnie bywa. Przede wszystkim jest wiele rodzin, które chcą podpisać umowę, ale powiat im odmawia. Woli rodzinę w roli wolontariuszy, którzy zajmą się dwójką dzieci niż zapłacić jej za to, że zajmie się trójką.

Jakich wolontariuszy?

Tak należy nazwać niezawodowe rodziny zastępcze czy rodziny spokrewnione, które w ogóle nie dostają wynagrodzenia, a jedynie świadczenia na utrzymanie dziecka. Większość dzieci zabezpieczonych w pieczy jest w takich właśnie rodzinach. Tu trzeba podkreślić, że rodziny spokrewnione to takie, które są tworzone przez babcię, dziadka albo starsze rodzeństwo. Ci ludzie mogliby powiedzieć: "Niech państwo zajmie się moim wnuczkiem czy bratem, ja nie mam ochoty", ale mimo wszystko podejmują ten trud i biorą odpowiedzialność za swoich bliskich.

Ile mamy rodzin zastępczych - Polska
Ile mamy rodzin zastępczych - Polska
Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej - Polska
Dzieci w rodzinnej pieczy zastępczej - Polska

Powiaty skarżą się, że nie ma chętnych na rodziny zastępcze, dlatego budują domy dziecka. A według danych z pana ministerstwa, w Polsce jest 520 rodzin zastępczych, które już ukończyły szkolenie na rodzinę zastępczą i nie przyjęły jeszcze żadnego dziecka.

To jest informacja czysto statystyczna. Wśród rodzin przeszkolonych jest wiele rodzin spowinowaconych. Mamy w ustawie kategorię rodzin zastępczych spokrewnionych, które - jak wspominałem - tworzą dla dziecka babcia, dziadek, starszy brat czy siostra. Ale bardzo często zdarza się sytuacja, że dzieckiem może się zająć ukochana ciocia lub wujek, których ustawa nie zalicza do kategorii rodziny spokrewnionej. Rodzice są dysfunkcyjni, wszystko zmierza po równi pochyłej do odebrania im dziecka i w tym momencie na przykład. brat ojca mówi: "to my weźmiemy Stasia do siebie”. Ale ponieważ wujek, według ustawy, nie jest rodziną spokrewnioną, to musi przejść szkolenie. I on je przechodzi, pojawia się w rejestrze jako rodzina zastępcza czekająca na dziecko. Ale on nie czeka na jakieś dziecko. On czeka na Stasia. Jest w gotowości, jeżeli sąd zdecyduje, że Staś ma trafić do pieczy. To nie jest wolne miejsce w pieczy rodzinnej.

To jest miejsce z góry zablokowane?

Można tak powiedzieć. Choć zdarzają się też sytuacje, że takie rodziny z czasem otwierają się także na inne dzieci, już z nimi niespokrewnione.

Macie też w rejestrze około 600 rodzin po wstępnej kwalifikacji na rodziny zastępcze, które jeszcze nie zostały przeszkolone. Tak jak w Sieradzu czekają nie wiadomo na co.

- Dlatego w marcu dyrektorzy wydziałów polityki społecznej urzędów wojewódzkich dostali polecenie, że mają robić kontrole w powiatach. Jeśli jest powiat, który ma niezrealizowane postanowienia sądowe o zabezpieczeniu dziecka w pieczy, jeśli ma za mało miejsc w pieczy, a kandydat, który się zgłasza, czeka tygodniami na kwalifikację, czeka miesiącami na szkolenie - to będzie się to wiązało z karami finansowymi.

Taki kierunek omówiliśmy z dyrektorami wydziałów polityki społecznej, a w tej chwili szykujemy wytyczne na piśmie. Jest to niedopuszczalne, bo trzymając rodzinę miesiącami w poczekalni, de facto zniechęca się ją do tej roli. Nie możemy akceptować sytuacji, w której powiat, w tak wrażliwym temacie, lekceważy swoje zadania.

Rodziny i dzieci w osobnych kolejkach
Rodziny i dzieci w osobnych kolejkach

Sprawdzicie też, jak wyglądają kampanie promujące rodzicielstwo zastępcze?

Piecza zastępcza to zadanie własne powiatów i każdy pozyskuje rodziny na swój sposób. Jeden będzie przekonany, że zrobił świetną kampanię, bo wywiesił plakaty w urzędzie, w kościele i przed sklepem, a inny nie będzie wieszał żadnych plakatów ani dawał ogłoszeń w mediach społecznościowych, tylko oddeleguje pracownika do spotykania się z różnymi środowiskami. Trudno ocenić, czy powiat dobrze robi kampanię. Natomiast czy zgłaszają się kandydaci i jak potem są zagospodarowywani, możemy uchwycić "na twardo".

Też nie do końca, bo słyszałam historie, że kandydat jest zniechęcany, zanim wypełni wniosek, że się zgłosił. Słyszy w urzędzie, że nie ma pani Joli, która się tym zajmuje, i żeby przyszedł za tydzień, jak pani Jola będzie, a za tydzień pani Jola nie ma czasu i tak się to ciągnie.

Tego nie jesteśmy w stanie skontrolować. Dlatego myśląc o zmianach ustawowych, chcę się skupić na mechanizmach, które wzbudzą w starostwach refleksję, że opłaca im się inwestować w pieczę rodzinną, tworzyć rodziny zawodowe. Bo jak widzę, że starosta wydał sześć milionów złotych na zbudowanie placówki i jeszcze zbiera za to pochwały, to ręce mi opadają.

O jakich mechanizmach pan mówi?

- Co trzy lata rada powiatu musi uchwalić program rozwoju pieczy zastępczej. W tym programie jest absurdalny obowiązek określania corocznego limitu przekształceń rodzin niezawodowych w zawodowe i potem powiat mówi rodzinom: "niestety zgłosiliście się, ale rada powiatu uchwaliła, że w tym roku możemy utworzyć tylko dwie rodziny zawodowe i dla was już nie ma miejsca, zgłoście się za rok".

W powiecie sieradzkim, który właśnie otworzył dom dziecka za sześć milionów, ten limit wynosi - jedna rodzina rocznie.

- Zależałoby mi, żeby ten limit został zlikwidowany, i wydaje mi się to niedyskusyjne. Mam pełne poparcie ministry na takie działanie. Równocześnie chciałbym, żeby w tym programie starosta musiał napisać, ile kosztuje dziecko w placówce opiekuńczo-wychowawczej, a ile w rodzinie zastępczej, żeby radni mogli to zobaczyć. Kiedy starosta potem do nich przyjdzie i powie: "potrzebuję z budżetu sześć milionów złotych, żeby wybudować dom dziecka", to będą mogli zapytać: "ale panie starosto, przecież pan nam pisał, że dziecko w tym domu dziecka kosztuje 10 tysięcy złotych, a w rodzinie zastępczej 4 tysiące. To jaki to ma sens? Dlaczego pan marnotrawi pieniądze?".

Jestem przekonany, że tam, na otwarciach nowych placówek, goszczą radni powiatowi, którzy mówią: "mamy świetnego starostę, który dba o dzieci".

Tort na otwarcie domu dziecka w Sieradzu2
Tort na otwarcie domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Chwalą, podziwiają, gratulują i więcej, więcej, więcej takich placówek chcemy. Sieradz to nie wyjątek. Z odpowiedzi, które dostaliśmy z urzędów wojewódzkich, wynika, że w ostatnich dwóch latach w Polsce powstało prawie 40 domów dziecka.

Wiem o tym, niestety. Przed nami jeszcze długi, mozolny proces edukacji. Pamiętam, jak kiedyś na spotkaniu samorządowców prezydent pewnej metropolii opowiadał przez 15 minut, jakie jego miasto jest przyjazne dla osób w kryzysie bezdomności, bo wybudowali nowe schronisko. A mój samorząd wtedy właśnie dwa duże schroniska zlikwidował. I nie, nie daliśmy tym osobom mieszkań. Usamodzielniliśmy ich. 150 osób w ciągu dwóch lat, dzięki intensywnej pracy socjalnej, stanęło na nogach. Wrócili do normalnego funkcjonowania. Wynajęli sobie sami mieszkania czy pokoje i wielu z nich zniknęło z rejestrów pomocy społecznej. Myślę, że to było działanie przyjazne dla osób w kryzysie bezdomności.

To było dawno, ale niestety niewiele się zmieniło. Cały czas bijemy brawo, gdy ktoś otworzy dom samotnej matki, placówkę, która nie tylko te matki przyzwyczaja do bycia klientkami pomocy społecznej, ale wychowuje ich dzieci na kolejne pokolenie potencjalnych klientów pomocy społecznej.

Tak samo jest z placówkami opiekuńczo-wychowawczymi. Samorządowcy i urzędnicy biją brawo, bo mają nowy budynek, w którym dzieci będą miały pięknie i nowocześnie, bez świadomości, jaki wpływ na ich psychikę ma niemożność zbudowania więzi. Tę możliwość zapewni tylko rodzina.

blur 4
Przemówienie dyrektorki domu dziecka w Sieradzu

Jest prawie dwa tysiące dzieci odebranych przez sąd rodzinom biologicznym, dla których nie znalazło się inne, bezpieczne miejsce. Co działa nie tak?

Mamy dwie fundamentalne rzeczy do zrobienia. Naprawienie pieczy zastępczej, ale także ograniczenie dopływu dzieci do pieczy. Tutaj jest ogromna praca do wykonania, jeśli chodzi o współpracę między sądami a samorządami. Są gminy, w których ta współpraca jest wzorowa, włącznie z tym, że asystenci rodziny mają komórki do sędziów, a sędziowie do asystentów rodziny. I zanim sędzia wyda orzeczenie, dzwoni do asystenta i pyta: "Jaka jest sytuacja w tej rodzinie? Proszę mi powiedzieć, rokują, nie rokują, jak z nimi pracujecie, czy są jakieś narzędzia, które można jeszcze włączyć, żeby tę sytuację poprawić?". Ale są i takie gminy, gdzie sędzia odmawia kontaktu z kierownikiem ośrodka pomocy społecznej, bo tak rozumie swoją niezawisłość. Nie pozwoli by ktokolwiek "mówił mu, co ma robić".

Pracujemy nad tym wspólnie z Ministerstwem Sprawiedliwości. Lepsza wymiana informacji pozwoli sędziom podejmować najwłaściwsze – z perspektywy dobra dziecka – decyzje. Są sytuacje, gdzie dzieci trafiają do pieczy za późno, bo rodzice biologiczni dostają "milion szans na poprawę", które i tak nie przynoszą skutków. Ale zdarzają się i takie, gdzie dzieci trafiają do pieczy, mimo że nie powinny.

Gdzie wystarczyłoby wsparcie rodziny biologicznej?

Tak. Niedawno w jednym z powiatów, gdzie urodziły się bliźniaki, szpital zgłosił do sądu, że matka ich nie odwiedza. Mieli podejrzenie, że jest to jakaś sytuacja patologiczna. Trudno nawet mieć do nich pretensje – raczej należą się im wyrazy uznania za wyczulenie na dobro dzieci. Niestety, sąd zamiast zarządzić wgląd w sytuację dziecka, od razu "profilaktycznie" zabezpieczył dzieci w pieczy. Okazało się, że matka jest żoną drwala, mieszka w lesie, nie ma prawa jazdy, w związku z tym odwiedziny dzieci to była dla niej cała wyprawa i robiła to tak często, jak tylko mogła. Na szczęście powiat zareagował prawidłowo i udało się dotrzeć do sędziego z pełną informacją, co wpłynęło na zmianę decyzji.

W obu sytuacjach - gdzie dzieci nie trafiły do pieczy i stała im się krzywda, oraz tam, gdzie dzieci trafiły do pieczy, chociaż nie powinny - jest często wspólny mianownik. Jest to brak kontaktu pomiędzy gminą, powiatem i sądem. Zakładam, że sędzia, mając więcej informacji, jest w stanie wydać właściwsze rozstrzygnięcie - właściwsze z perspektywy dobra dziecka. I być może będzie to postanowienie o umieszczeniu dziecka w pieczy, bo informacje, które sąd uzyska nie tylko od kuratora sądowego, ale też od asystenta rodziny czy pracownika socjalnego, będą na tyle niepokojące, że powie: "musimy to przeciąć". Ale również możemy mieć do czynienia z inną sytuacją: mając pełną informację, sąd uzna, że "rodzina przeżywa kryzys, jest niewydolna wychowawczo", ale widząc starania, jakie podejmują, wiedząc, że dziecko jest w placówce wsparcia dziennego, co jest dodatkowym instrumentem monitorowania - da im szansę, uzgadniając z gminą, że powinna bacznie monitorować sytuację.

Często się zdarza, że dziecko jest zabierane rodzicom za szybko?

Nikt nie jest w stanie na to odpowiedzieć, bo to jest historia alternatywna – "co by było, gdyby". Natomiast gdy spotykam się z urzędnikami powiatowymi, takimi świadomymi, którzy traktują każde dziecko indywidualnie i znają sytuację rodzin, to wiele razy słyszałem właśnie o takich sytuacjach, gdzie sędzia działał na zasadzie "na wszelki wypadek zabezpieczę dziecko, a potem zobaczymy". Nie można jednak generalizować, bo słyszę też o wielu sądach czy sędziach, którzy bardzo mocno patrzą na dobro dzieci i czasem wręcz potrafią przywołać do porządku urzędników, którzy niewystarczająco dokładnie zbadali możliwości znalezienia najlepszego rozwiązania dla dziecka.

Co się dzieje z dzieckiem po odebraniu rodzicom? Dlaczego tkwi bez końca w rodzinie zastępczej?

W ustawie jest przepis, który mówi, że w ciągu 18 miesięcy od zabezpieczenia dziecka powiat musi złożyć wniosek do sądu o uregulowanie sytuacji dziecka. Zamysł był taki, że w ciągu 18 miesięcy od odebrania dziecka rodzicom, albo ci rodzice zmienią swój sposób działania, wyjdą z kryzysu, który był powodem decyzji sądu i dziecko będzie mogło do nich wrócić, albo rodzice nie rokują i w związku z tym trzeba dla niego szukać rodziny adopcyjnej. Wszystko wygląda ładnie tylko na papierze.

W praktyce powiaty składają do sądu wnioski o uregulowanie sytuacji dziecka, a sąd rodzinny, rozpatrując je, uznaje, że przecież sytuacja dziecka jest uregulowana, bo rodzice mają ograniczona władzę rodzicielską, a dziecko jest umieszczone w pieczy zastępczej. W rezultacie dziecko raz trafiające do pieczy zastępczej jest obciążone dużym ryzykiem, że spędzi tam resztę swojego dzieciństwa, aż do czasu usamodzielnienia, bo na przykład pozbawienie rodziców władzy rodzicielskiej nastąpiło zbyt późno i trudno już znaleźć rodziców adopcyjnych dla dziecka, które jest nastolatkiem.

Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi o to, jak ta ustawa przez te kilkanaście lat funkcjonowała, i teraz chcemy te wnioski skonsumować w nowelizacji.

Będą etaty dla rodzin zawodowych?

Niestety, nie ma takiej możliwości. Spędziliśmy godziny na dyskusjach i poszukiwaniu pomysłów z departamentem prawa pracy. Rozważaliśmy na przykład, czy nie dałoby się zastosować rozwiązań z umowy marynarskiej, bo gdy marynarz jest w rejsie, też przebywa w pracy 24 godziny na dobę. Ale w ustawie są przepisy, które dają mu prawo do odpoczynku. On, co prawda, jest w pracy, ale ma swoją kajutę, gdzie śpi. Tutaj nie ma takiej możliwości, by rodzice zastępczy odcięli się od dzieci. Nadal więc pozostaną umowy cywilnoprawne i rodziny są tego świadome. Natomiast oczekują, że ich umowy zostaną uzupełnione o uprawnienia, przywileje, które zbliżą je do warunków, jakie mają osoby zatrudnione na etacie.

Do niedawna niektóre rodziny zastępcze nie miały nawet płaconego ZUS-u. To już się zmieniło. Szukamy dalszych rozwiązań, które oczywiście rozbijają się o pieniądze. Powiaty oczekują, że jeśli mają zwiększyć swoje zaangażowanie w prowadzenie rodzin zastępczych, to będzie się to wiązało z dodatkowymi środkami z budżetu państwa. Rozważamy więc nie tylko, jakie rozwiązania wprowadzić, ale też, jak je sfinansować.

Będzie pierwszeństwo dzieci z pieczy zastępczej u lekarzy specjalistów? To nie wymaga żadnych nakładów, a organizacje pozarządowe postulują to od lat.

To pytanie do Ministerstwa Zdrowia. Nasze ministerstwo też to postuluje. Problem zgłaszany jest od dawna i rozwiązany został tylko częściowo, dla dzieci z FAS i innymi niepełnosprawnościami, które powstały w okresie prenatalnym. Jednak rozwiązanie nie dotyczy wszystkich dzieci w pieczy zastępczej, a powinno. Liczymy na to, że Ministerstwo Zdrowia pozytywnie odpowie na te postulaty.

Rodzina zastępcza z Sieradza wszystko jest w stanie znieść, tylko nie spotkania z rodzinami biologicznymi, które przychodzą do niej do domu spotkać się z dziećmi i są pod wpływem alkoholu, narkotyków.

Znam przypadki, kiedy rodziny zastępcze zrezygnowały i dzieci trafiły do placówek, bo tak uprzykrzyli im życie rodzice biologiczni, zainteresowani "dobrem swoich dzieci".

To jest w ogóle zgodne z prawem, że powiat, tak jak w Sieradzu, daje rodzicom biologicznym adres rodziny zastępczej i to w jej domu odbywają się spotkania rodziców z dziećmi? Słyszałam o rodzicach biologicznych, którzy stosują wobec rodzin zastępczych groźby, manipulują dziećmi.

To nie jest dla nas temat nowy i bardzo silnie wybrzmiewa. Myślimy, jak to zmienić w nowej ustawie.

Rodzice zastępczy wypalają się. Nie tylko z powodu codziennych problemów z pieniędzmi, z chorobami dzieci, z rodzicami biologicznymi, ale dlatego, że w kółko robią to samo - poza nielicznymi, którzy działają w jakiś stowarzyszeniach. Czy jest pomysł, żeby zachęcać do tego zawodu wizją rozwoju kariery, żebyśmy po latach w tym zawodzie mogli stawać się ekspertami, szkolić innych na rodziny zastępcze?

W trakcie naszej rozmowy przyszedł do mnie mail z departamentu rynku pracy. Właśnie o tych wątkach rozmawiamy.

Domy dziecka na zakazie
Domy dziecka na zakazie
Źródło: TVN24

Domy dziecka są potrzebne? Powinny powstawać? Czy powstają w wyniku złej pracy samorządów? Słyszę, że my, ludzie, już nie chcemy zajmować się dziećmi, nie chcemy mieć własnych, a jeśli nie chcemy własnych, to dlaczego mielibyśmy chcieć obce? Przy takim argumencie rodzicielstwo zastępcze jest chyba na przegranej pozycji.

- Dziś w palcówkach opiekuńczo-wychowawczych przebywa 23 procent ogółu dzieci znajdujących się w pieczy. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda się doprowadzić do sytuacji, w której dla każdego dziecka będzie miejsce w rodzinie zastępczej. Ale mamy silną determinację, by liczbę rodzin zastępczych zwiększać. Chcemy doprowadzić do tego, że rodzicielstwo zastępcze będzie atrakcyjnym zawodem i młodzi ludzie świadomie będą wybierali taką właśnie ścieżkę zawodową i coraz częściej ktoś będzie mówić: "kocham dzieci, mógłbym czy mogłabym pracować w przedszkolu albo zostać nauczycielem, ale mogę też zostać rodzicem zastępczym i będę się w tym realizować". Jeżeli to się uda, to nie będziemy zależni od tego, czy ktoś zgodzi się wziąć dziecko jako wolontariusz, czy nie. Szukamy rozwiązań, jak sprawić, by piecza zastępcza była postrzegana jako zajęcie, które wzburza szacunek i uznanie. To jest kwestia między innymi warunków, jakie zaoferujemy rodzinom zastępczym, kwestia szerokiego wsparcia dla nich, ale też atmosfery społecznej.

Dziś część społeczeństwa uważa, że piecza zastępcza to są ludzie, którzy zarabiają na tym, że zabierają dzieci rodzinom biologicznym. To okropne, że ludzie, którzy dają dzieciom tak wiele, spotykają się z takim zarzutem. Dlatego przed nami praca nie tylko w sferze w organizacyjno-prawnej, ale też w sferze mentalnej. Wierzę, że przyniesie pozytywne rezultaty.

blur 1
Przecięcie wstęgi na otwarciu domu dziecka w Sieradzu
Źródło: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl
Czytaj także: