Obrona powietrzna w Wojsku Polskim jest w trakcie wielkiej przebudowy. Na uzbrojenie wchodzą systemy średniego i krótkiego zasięgu kupione za miliardy złotych, w tym amerykańskie wyrzutnie Patriot. Wciąż jednak podstawą obrony przeciwlotniczej o zasięgu dłuższym niż kilka kilometrów są rakiety skonstruowane w Związku Sowieckim, w dodatku niebędące szczytowym osiągnięciem tamtej epoki. Tylko na najkrótszych dystansach żołnierze dysponują pociskami krajowej produkcji, stale rozwijanymi i zbierającymi dobre recenzje użytkowników, w tym obrońców Ukrainy.
Dwaj mężczyźni zginęli we wtorek w eksplozji w miejscowości Przewodów koło Hrubieszowa w województwie lubelskim, kilka kilometrów od granicy z Ukrainą. Tego dnia Rosja przeprowadziła intensywny ostrzał rakietowy Ukrainy, głównie obiektów energetycznych. Ukraińskie siły powietrzne podały, że Rosjanie wystrzelili w sumie około stu rakiet, najwięcej od 24 lutego, gdy rozpoczęła się rosyjska inwazja. Część rosyjskich rakiet zestrzeliła ukraińska obrona powietrzna.
W środę prezydent Andrzej Duda oświadczył, że nie ma obecnie żadnych dowodów, że rakieta, która wybuchła w Przewodowie, została wystrzelona przez stronę rosyjską. – Jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta, która służyła obronie przeciwrakietowej, czyli była użyta przez siły obronne ukraińskie – poinformował. Zaznaczył, że to oczywiste i zrozumiałe, że Ukraina się broni, a winę za wydarzenia z pewnością ponosi strona rosyjska.
Obrona powietrzna w Polsce
Czym dysponują polscy przeciwlotnicy? Wyrzutnie rakietowe obrony powietrznej o zasięgu dłuższym niż kilka kilometrów są na uzbrojeniu zarówno Sił Powietrznych, jak i Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej. Jednak żeby mogły wyeliminować potencjalnie niebezpieczny obiekt, najpierw trzeba go wykryć i zidentyfikować.
Odkąd w lutym Rosja napadła na Ukrainę, w polskiej przestrzeni powietrznej codziennie prowadzą patrole samoloty rozpoznawcze z różnych państw NATO. Wśród nich są także maszyny systemu wczesnego ostrzegania i kontroli AWACS. Ponadto wzdłuż wschodnich granic Sojuszu rozmieszczona jest sieć posterunków radarowych dalekiego zasięgu, która nosi nazwę Backbone. W Polsce tworzą ją trójwspółrzędne radary zarówno polskiej, jak i włoskiej produkcji – NUR-12M i RAT-31DL. Ich zasięg wynosi 470 kilometrów, pułap wykrywania – 30 tysięcy metrów. Służą do wczesnego wykrywania zagrożeń jak najdalej od granic NATO. Są rozmieszczone zarówno w głębi kraju – pod Krakowem i niedaleko Łodzi, jak i przy samej granicy, w miejscowościach takich jak Chruściel koło Braniewa, Szypliszki koło Suwałk, Roskosz koło Białej Podlaskiej oraz Łabunie pod Zamościem. 110. posterunek radiolokacyjny dalekiego zasięgu w Łabuniach dzieli od Przewodowa około 50 kilometrów.
Obronę powietrzną buduje się warstwami, łącząc uzbrojenie o zróżnicowanym zasięgu. Dzięki temu, jeżeli przeciwnik – samolot, śmigłowiec, bezzałogowiec lub pocisk rakietowy – uniknie strącenia przez systemy o najdalszym zasięgu, na bliższych dystansach mogą próbować go zniszczyć kolejne rakiety lub artyleria. Można też dobierać odpowiednie uzbrojenie do danego celu i na przykład niekoniecznie strzelać zaawansowaną rakietą za kilka milionów dolarów do niewielkiego i taniego drona.
Średni zasięg – Wisła i Patriot
Systemom tworzącym kolejne warstwy obrony powietrznej Wojsko Polskie nadało kryptonimy wywodzące się od nazw rzek. Zasięg średni – w polskich warunkach najdalszy – czyli nawet powyżej 100 kilometrów to program Wisła. Tutaj w 2018 roku MON kupiło dwie baterie amerykańskiego systemu rakietowego Patriot, który jest dziełem firmy Raytheon. Umowa obejmowała też ponad 200 pocisków PAC-3MSE od koncernu Lockheed Martin (każdy za kilka milionów dolarów) oraz system dowodzenia IBCS stworzony przez firmę Northrop Grumman.
Czytaj więcej: Jak działa system obrony powietrznej Patriot?
Kontrakt na Patrioty był wart 4,75 miliarda dolarów, czyli najwięcej w historii zakupów uzbrojenia przez Polskę. Pozwolił na zakup dwóch z planowanych ośmiu baterii. Wciąż nie wiadomo, kiedy nastąpi zakup następnych. Pozyskane Patrioty, łącznie cztery jednostki ogniowe (po dwie w baterii), pozwolą na pełną ochronę jednego strategicznego obiektu, na przykład stolicy, i – częściowo – jeszcze jednego. Dzieje się tak głównie dlatego, że radar Patriota to nieruchoma ściana zbudowana z półprzewodników. Jest w stanie śledzić wycinek mienia o szerokości około 120 stopni. Zanim zacznie pracować, musi więc zostać ustawiony w wybranym kierunku.
Baterie Patriot zostały dostarczone do Polski w tym roku. Nie osiągnęły jednak jeszcze gotowości bojowej. Od września trwa procedura integracji, montażu i sprawdzenia, tzw. SICO (System Integration & Check out). W jej ramach polskie i amerykańskie zespoły inwentaryzują dostawy, dokonują końcowego montażu oraz pierwszego uruchomienia i testów poprawności funkcjonowania systemu. W pierwszej kolejności prowadzono integrację wyrzutni z pozostałymi elementami. Kolejny to sprawdzenie zintegrowanego systemu dowodzenia. Docelowo Patrioty będą stanowiły uzbrojenie 37 dywizjonu rakietowego Obrony Powietrznej w Sochaczewie.
Krótki zasięg – Narew
Obrona powietrzna krótkiego zasięgu, czyli do kilkudziesięciu kilometrów, otrzymała w Polsce kryptonim Narew. W tym programie docelowo Ministerstwo Obrony Narodowej chce zakupić 23 baterie, w każdej po dwie jednostki ogniowe (podobnie jak w Wiśle). Trafią na uzbrojenie Sił Powietrznych, Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej.
Na razie jednak, w reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę, MON zdecydowało się na interwencyjny zakup tak zwanej Małej Narwi. To jedna bateria w konfiguracji, która nie jest docelowa. Obejmuje mobilny radar Soła polskiej produkcji, polskie urządzenia kierowania ogniem, pojazdy transportowo-załadowcze na podwoziu Jelcza, trzy brytyjskie wyrzutni iLauncher, również na podwoziu Jelcza oraz brytyjskie pociski CAMM o zasięgu do 25 kilometrów.
To dzisiaj. Natomiast w przyszłości sercem zestawów mają być polskie radary Sajna, nad którymi prace wciąż się toczą. Cele powietrzne mają zwalczać nie tylko pociski CAMM, ale i dopiero opracowywane CAMM-ER, o wydłużonym zasięgu (ang. Extended Range) do 45 kilometrów. Celem MON i PGZ jest wytwarzanie tych rakiet w kraju.
Na początku października pierwsza z dwóch jednostek ogniowych Małej Narwi trafiła do żołnierzy. Została przekazana do garnizonu w Zamościu. To kilkadziesiąt kilometrów od Przewodowa, ale znów – mamy do czynienia z nowym sprzętem, na którym żołnierze dopiero się szkolą.
Średni i krótki zasięg – pomoc sojuszników
W reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę sojusznicy z NATO postanowili wzmocnić obronę powietrzną państw położonych na wschodniej flance. Jako pierwsi zareagowali Amerykanie. W ciągu kilku tygodni przysłali do Polski dwie baterie systemu Patriot.
Wyrzutnie można było zobaczyć na lotnisku w podrzeszowskiej Jasionce.
W lipcu do Polski trafił z kolei brytyjski zestaw obrony powietrznej Sky Sabre. To odpowiednik polskiej Narwi. Używa tego samego pocisku, czyli CAMM.
Oficjalnie nie wiadomo, gdzie w Polsce jest rozmieszczony system Sky Sabre.
Bardzo krótki zasięg – Grom, Piorun i nie tylko
Najniższe piętro obrony rakietowej tworzą systemy bardzo krótkiego zasięgu, zwane też czasem bliskim. Chodzi o dystans do kilku kilometrów. Tutaj cele powietrzne mogą zwalczać nie tylko rakiety, ale i artyleria. Przykładem może być Poprad, czyli opancerzony samochód terenowy z własną głowicą do obserwacji i celowania oraz czterema wyrzutniami rakiet. Inny system to Pilica, czyli zestaw z rakietami oraz z działkiem, umieszczony na ciężarówce i przeznaczony przede wszystkim do ochrony własnych baz lotniczych (co ciekawe, jesienią zapadła decyzja o wyposażeniu Pilicy w rakiety CAMM, czyli o wydłużeniu jej zasięgu).
Podstawą wszystkich zestawów bardzo krótkiego zasięgu są pociski rakietowe opracowane przez polską naukę i przemysł. To rakiety Grom i Piorun (początkowo Grom-M), których ewolucja rozpoczęła się jeszcze od modernizacji sowieckiej Igły. Dziś Polska jest jednym z kilku państw na świecie, które produkują własne rakiety przeciwlotnicze, które mogą być przenoszone i odpalane z ramienia przez pojedynczego żołnierza bez potrzeby rozstawienia wyrzutni. Bliżej nieokreślona partia Piorunów została w tym roku wysłana na Ukrainę, gdzie w trakcie rosyjskiej inwazji zebrała pozytywne recenzje. To właśnie Gromy i Pioruny są rakietami używanymi przez zestawy takie jak Poprad i Pilica.
Starsze systemy
Prócz dopiero wdrażanych pierwszych baterii Wisły i Małej Narwi w wyższych warstwach obrony powietrznej mamy jednak systemy pamiętające jeszcze Związek Sowiecki. W dodatku nie są one szczytowym osiągnięciem tamtych czasów. Dlatego modernizacja obrony powietrznej to w zgodnej opinii ekspertów najpilniejsze zadanie, jeśli chodzi o modernizację techniczną Wojska Polskiego.
Co mamy? To na przykład dobiegający kresu swej wytrzymałości technicznej, nigdy niemodernizowany zestaw S-200 Wega. Albo systemy S-125 Newa, zmodernizowane w pierwszej dekadzie lat 2000. do wersji Newa-SC, czyli sieciocentrycznej. Wojska Lądowe dysponują natomiast rakietowymi systemami Kub i Osa, również pochodzącymi z ZSRR. W latach 80. XX wieku pogrążona w kryzysie gospodarczym PRL nie zdecydowała się na przykład na zakup zestawów S-300, wtedy najnowocześniejszych w sowieckim arsenale. To właśnie S-300 były najbardziej zaawansowanymi systemami ukraińskiej obrony powietrznej przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji 24 lutego. Wiosną Słowacja przyznała, że przekazała Ukrainie swoje S-300.
Największym mankamentem zestawów posowieckich jest jeden kanał celowania. Krótko mówiąc, w tym samym czasie mogą one śledzić i naprowadzać pociski na jeden cel. Problem zaczyna się, gdy na niebie pojawia się więcej celów – na przykład setka pocisków i bezzałogowców, jak we wtorkowym rosyjskim ataku na Ukrainę. W dodatku posowieckie systemu mają ograniczoną mobilność – o ile mogą jeszcze przemieszczać się o własnych siłach, to na przykład Newy przed strzelaniem trzeba podłączyć do wspólnego generatora prądu, co zajmuje czas.
Dla porównania w Narwi każdy pocisk CAMM jest osobnym kanałem celowania. MON w realizowanym właśnie kontrakcie kupił dwie jednostki ogniowe. W każdej są po trzy wyrzutnie, a na każdej wyrzutni po osiem pocisków. Oznacza to, że jedna jednostka ogniowa może w tym samym czasie namierzać i zwalczać do 24 celów powietrznych.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: 3 Warszawska Brygada Rakietowa Obrony Powietrznej