Pod koniec września Wojsku Polskiemu ma zostać dostarczona pierwsza jednostka ogniowa systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew. Nie będzie jeszcze w docelowej konfiguracji, ale będzie mogła zwalczać cele powietrzne w odległości do 25 kilometrów. Narew to owoc współpracy Polskiej Grupy Zbrojeniowej i brytyjskiej odnogi koncernu MBDA.
Umowę między konsorcjum pod wodzą PGZ a Agencją Uzbrojenia MON na dwie jednostki ogniowe publicznie zatwierdził w czwartek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. – To rekord świata, jeżeli chodzi o przyspieszenie dostaw – mówił szef MON. Pierwszy jednostka ogniowa w Wojsku Polskim ma zostać dostarczona do końca września, druga – na przełomie 2022 i 2023 roku.
Dwie jednostki ogniowe będą się składały na pierwszą baterię systemu Narew w Wojsku Polskim. Docelowo Ministerstwo Obrony Narodowej chce pozyskać 23 takie zestawy dla Sił Powietrznych, Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej.
Umowa przewiduje, że każda jednostka ogniowa będzie składała się z mobilnego radaru Soła polskiej produkcji, polskich urządzeń kierowania ogniem, pojazdów transportowo-załadowczych na podwoziu Jelcza, trzech brytyjskich wyrzutni iLauncher, również na podwoziu Jelcza oraz brytyjskich pocisków CAMM o zasięgu do 25 kilometrów. Przewidziano także pakiet szkoleniowy, logistyczny oraz wsparcie wykonawcy w eksploatacji sprzętu.
MON nie podało, ile pocisków kupuje, ograniczając się jedynie do informacji, że liczba jest odpowiednia. Resort nie poinformował także o wartości zatwierdzonej w czwartek umowy. Według informacji tvn24.pl ze źródeł nieoficjalnych cena mieści się w przedziale między 1,5 a 2 miliardy złotych.
MON podkreśla natomiast, że taka konfiguracja nie jest docelowa. Pozwoli natomiast w krótkim czasie wprowadzić na uzbrojenie systemy rakietowe krótkiego zasięgu, które mogą zwalczać wiele celów jednocześnie. Takiej zdolności Wojsko Polskie do tej pory nie miało.
Dlaczego Narew?
Obronę powietrzną buduje się warstwami, łącząc uzbrojenie o zróżnicowanym zasięgu. Dzięki temu, jeżeli przeciwnik – samolot, śmigłowiec, bezzałogowiec lub pocisk rakietowy – uniknie strącenia przez systemy o najdalszym zasięgu, na bliższych dystansach mogą próbować go zniszczyć kolejne rakiety lub artyleria. Można też dobierać odpowiednie uzbrojenie do danego celu i na przykład niekoniecznie strzelać zaawansowaną rakietą za kilka milionów dolarów do łatwego do strącenia drona rozpoznawczego, który sam w sobie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia.
Systemom tworzącym kolejne warstwy obrony powietrznej Wojsko Polskie nadało kryptonimy wywodzące się od nazw rzek. Narew oznacza krótki zasięg, maksymalnie kilkadziesiąt kilometrów. To środkowa z trzech warstw budowanej obecnie obrony powietrznej. Średni zasięg – w polskich warunkach najdalszy – czyli nawet powyżej 100 kilometrów to program Wisła. Tutaj w 2018 roku MON kupiło dwie baterie amerykańskiego systemu rakietowego Patriot z terminem dostawy do końca 2022 roku. W czerwcu rozpoczną się odbiory pierwszych elementów.
Tamta umowa była warta 4,75 miliarda dolarów, czyli najwięcej w historii zakupów uzbrojenia przez Polskę. Pozwoliła na zakup dwóch z planowanych ośmiu baterii, pozyskanie pozostałych jest obecnie odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Zakupione Patrioty, łącznie cztery jednostki ogniowe (po dwie w baterii - tak jak w Narwi), pozwolą na pełną ochronę jednego strategicznego obiektu, na przykład stolicy, i - częściowo - jeszcze jednego. To daje wyobrażenie, jak drogie są współczesne systemy obrony powietrznej.
Poniżej Wisły i Narwi, na najniższym piętrze polskiej obrony powietrznej są systemy bardzo krótkiego zasięgu, do kilku kilometrów, nie tylko rakietowe, ale też artyleryjskie. To na przykład rakietowy Poprad, czyli opancerzony samochód terenowy z własną głowicą do obserwacji i celowania oraz czterema wyrzutniami rakiet, albo Pilica, czyli zestaw z rakietami oraz z działkiem, umieszczony na ciężarówce i przeznaczony przede wszystkim do ochrony własnych baz lotniczych.
Muzeum techniki sowieckiej
I Popray, i Pilice są już dostarczane Wojsku Polskiemu, ale i tak dysponuje ono ograniczonymi możliwościami w zakresie obrony powietrznej. Jej modernizacja jest w zgodnej opinii ekspertów najpilniejszym wyzwaniem, jakie stoi przed siłami zbrojnymi.
Najlepiej jest w warstwie najniższej, gdzie polska nauka i przemysł opracowały własne rakiety Grom i Piorun (początkowo Grom-M), których ewolucja rozpoczęła się jeszcze od modernizacji sowieckiej Igły. Dziś Polska jest jednym z kilku państw na świecie, które produkują własne rakiety przeciwlotnicze, które mogą być przenoszone i odpalane z ramienia przez pojedynczego żołnierza bez potrzeby rozstawienia wyrzutni. Bliżej nieokreślona partia Piorunów została w tym roku wysłana na Ukrainę, gdzie w trakcie rosyjskiej inwazji zebrała pozytywne recenzje. To właśnie Gromy i Pioruny są rakietami używanymi przez zestawy takie jak Poprad i Pilica.
W wyższych warstwach obrony powietrznej mamy jednak systemy pamiętające jeszcze Związek Sowiecki i to w dodatku niebędące jego szczytowym osiągnięciem. To na przykład dobiegający kresu swej wytrzymałości technicznej, nigdy niemodernizowany zestaw S-200 Wega oraz systemy S-125 Newa, zmodernizowane w pierwszej dekadzie lat 2000. do wersji Newa-SC, czyli sieciocentrycznej. Wojska Lądowe dysponują natomiast rakietowymi systemami Kub i Osa, również pochodzącymi z ZSRR. W latach 80. XX wieku pogrążona w kryzysie gospodarczym PRL nie zdecydowała się na przykład na zakup zestawów S-300, wtedy najnowocześniejszych w sowieckim arsenale. To właśnie S-300 były najbardziej zaawansowanymi systemami ukraińskiej obrony powietrznej przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji 24 lutego. Ostatnio Słowacja przyznała, że przekazała Ukrainie swoje S-300.
Słowacja dostarczyła system S-300 na Ukrainę. Joe Biden: przemieścimy na Słowację system Patriot >>>
Ile celów jednocześnie może zwalczać Narew?
Największym mankamentem zestawów, które posiada Wojsko Polskie, jest jeden kanał celowania. Krótko mówiąc, w tym samym czasie mogą one śledzić i naprowadzać pociski na jeden cel. Problem zaczyna się, gdy na niebie są na przykład dwa samoloty przeciwnika, tym bardziej że w lotnictwie zadania zwykle wykonuje się zadania co najmniej parą statków powietrznych. W dodatku posowieckie systemu mają ograniczoną mobilność – o ile mogą jeszcze przemieszczać się o własnych siłach, to na przykład Newy przed strzelaniem trzeba podłączyć do wspólnego generatora prądu, co zajmuje czas.
W Narwi każdy pocisk CAMM to osobny kanał celowania. MON w podpisanym właśnie kontrakcie kupuje dwie jednostki ogniowe. W każdej będą po trzy wyrzutnie, a na każdej wyrzutni po osiem pocisków. Oznacza to, że jedna jednostka ogniowa będzie mogła w tym samym czasie namierzać i zwalczać do 24 celów powietrznych.
W każdej jednostce ogniowej będzie też mobilny radar Soła, urządzenia kierowania ogniem polskiej produkcji i pojazdy transportowo-załadowcze. Te ostatnie, jak i wyrzutnie, które nazywają się iLauncher, zostaną zbudowane na podwoziu marki Jelcz. Orężem Narwi będą natomiast pociski CAMM o zasięgu do 25 kilometrów produkowane przez brytyjską odnogę europejskiego domu rakietowego MBDA.
Jeszcze w tym roku pierwsze strzelanie na poligonie
Agencja Uzbrojenia MON potwierdziła w czwartek, że jeszcze w tym roku planowane jest pierwsze strzelanie ogniowe Narwi na poligonie. W rozmowie z tvn24.pl zwraca na to uwagę pułkownik rezerwy Robert Stachurski, były szef obrony powietrznej w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych, dziś prezes Agencji Bezpieczeństwa Partner, którego zdaniem pierwsze dwa zestawy będą typowo szkoleniowe. – Zapis o wsparciu wykonawcy w komunikacie MON odbieram jako zapowiedź testowania zestawów na poligonie, być może nawet ćwiczebnych strzelań, ale nie spodziewam się, żeby oba zestawy zostały włączone do osłony polskiego nieba – mówi pułkownik Stachurski. – Muszę tylko postawić pytanie, czy ktokolwiek będzie słuchał żołnierzy, jeżeli będzie coś nie tak. Z doświadczenia wiem, że nieraz żołnierzy nie słuchano – dodaje.
– Moim zdaniem połączenie radaru i pocisku jest dobre, ale produkcja Soły, która ma zasięg wykrywania do 60 kilometrów, została zakończona w 2015 roku na kilku egzemplarzach. Dowodziłem na ćwiczeniach zgrupowaniami, które miały Soły. One nie do końca spełniały swoją rolę, były też awaryjne. PIT-Radwar ma już nową stację radiolokacyjną Bystra o zasięgu wykrycia do 80 kilometrów – mówi pułkownik.
MON w swoim komunikacie podkreśla, że to nie jest docelowa konfiguracja Narwi. W przyszłości sercem zestawów mają być polskie radary Sajna, nad którymi prace wciąż się toczą. Cele powietrzne mają zwalczać nie tylko pociski CAMM, ale i dopiero opracowywane CAMM-ER, o wydłużonym zasięgu (ang. Extended Range) do 45 kilometrów. Celem MON i PGZ jest wytwarzanie tych rakiet w kraju.
Początek Narwi
Rodzina pocisków CAMM ma w przyszłości stanowić także uzbrojenie przeciwlotnicze fregat rakietowych typu Miecznik, które MON również zamierza pozyskać przy znacznym udziale przemysłu brytyjskiego. Z kolei systemy Narew i Wisła mają ze sobą współpracować, dzięki wspólnemu systemowi dowodzenia. Na razie Patrioty zakupione w ramach Wisły będą miały amerykański system IBCS, w Narwi mowa jest o polskim systemie.
Zatwierdzona w czwartek umowa to wciąż dopiero jeden z pierwszych etapów programu Narew. Pierwszą umowę ramową w programie, między MON a konsorcjum pod wodzą PGZ, podpisano we wrześniu 2021 roku. W listopadzie została podpisana pierwsza umowa wykonawcza, która dotyczyła zarządzania projektem. W tym samym miesiącu zapadła decyzja o polsko-brytyjskiej współpracy w programie Narew, a ówczesny Inspektorat Uzbrojenia MON zarekomendował pociski CAMM. Resort obrony zamierza w programie Narew podpisać kilkanaście umów wykonawczych, ostatnią do końca 2023 roku.
Docelowo program Narew ma przynieść wojsku 23 zestawy (baterie, w każdej dwie jednostki ogniowe) obrony powietrznej krótkiego zasięgu, a przemysłowi obronnemu – dostawę technologii, których obecnie nie posiada.
Konsorcjum PGZ-Narew, którego liderem jest Polska Grupa Zbrojeniowa, tworzą także należące do niej spółki: Huta Stalowa Wola, Jelcz, MESKO, Ośrodek Badawczo Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej, PCO, PIT-RADWAR, Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1, Wojskowe Zakłady Uzbrojenia, Wojskowe Zakłady Elektroniczne oraz Zakłady Mechaniczne Tarnów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mbda-systems.com