Informacje o zarzutach przekazała nam Anna Zarychta z Prokuratury Rejonowej Bielsko-Biała Północ, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Anny. Do stwierdzonego przez Zarychtę przestępstwa doszło w prywatnym szpitalu Centrum Medyczne Esculap w Bielsku-Białej, które od listopada 2023 roku wykonywało porody w ramach umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Zmarła kobieta rodziła w Esculapie w programie NFZ. Kobieta zmarła niespełna dobę po cesarskim cięciu. Zarzuty w tej sprawie ma już dwóch lekarzy, dziś prokuratura podała, że postawiła zarzuty także dwóm pielęgniarkom.
Zarzuty dla pielęgniarek
Alina W. to prokurentka spółki Esculap, a także pielęgniarka instrumentariuszka. 28 maja uczestniczyła w dwóch operacjach Anny: cięcia cesarskiego i usunięcia macicy. W czwartek usłyszała zarzut, związany z drugą operacją Anny.
- Rozpoczęła operację połogowego usunięcia macicy u pacjentki we wstrząsie bez udziału lekarza. Otworzyła jamę brzuszną pacjentki i odsysała zalegającą tam krew, zanim lekarz ginekolog przystąpił do zabiegu. Tym samym naraziła panią Annę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia - mówi Anna Zarychta.
- Ponadto poświadczyła nieprawdę w dokumentacji medycznej pani Anny co do czasu rozpoczęcia drugiej operacji oraz co do osób, które w niej uczestniczyły - dodaje prokurator.
Jak wyjaśnia, W. podała w dokumentacji wcześniejszą godzinę rozpoczęcia drugiej operacji i nie podała, że w operacji brała udział Daria D.
Daria D. to pielęgniarka z Ukrainy. Ma prawo do wykonywania zawodu w Polsce, ale jest zatrudniona w szpitalu miejskim w Sosnowcu. Nie w Esculapie. Mimo to, bez umowy, w dniu porodu Anny pracowała w tym prywatnym szpitalu w Bielsku, była na sali operacyjnej, znieczulała pacjentkę, podawała jej silne leki. Wynika to z zeznań personelu, nie z dokumentacji medycznej Anny. D. nie wpisała się do protokołu operacyjnego, dlatego dostała zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej.
Obie podejrzane nie przyznały się do zarzutów i odmówiły składania wyjaśnień. Grozi im do pięciu lat więzienia. Mogą także stracić prawo do wykonywania zawodu.
Prokurator już zawiesiła Alinie W. prawo do wykonywania zawodu. Zastosowała wobec niej także dozór policji oraz poręczenie majątkowe w wysokości 15 tysięcy złotych.
W dniu porodu Anny, Darię D. przyprowadził do Esculapa szef tej placówki, anestezjolog Andrzej W. Skąd się znali? W. pracował równocześnie w sosnowieckim szpitalu, tam, gdzie ta pielęgniarka, na oddziale, którym kieruje jego syn.
Anestezjolog Andrzej W. oraz ginekolog Jarosław W., którzy według dokumentacji medycznej Anny przeprowadzali u niej dwie operacje - usłyszeli w tej sprawie zarzuty 12 listopada.
Na porodówce nie było ginekologa
Do przestępstwa doszło 28 maja. 41-letnia Anna z Żywiecczyzny tego dnia przeszła w Esculapie dwie operacje: cięcia cesarskiego i usunięcia macicy. Przyjechała do szpitala zdrowa, cesarka była planowa, a reoperacja była spowodowana atonią macicy. To powikłanie, które może być następstwem każdego porodu. Polega na tym, że macica nie skurcza się prawidłowo, co może prowadzić do krwotoku.
Według śledztwa, pierwsza operacja przebiegła prawidłowo, natomiast reoperacja odbyła się za późno i była hochsztaplerstwem - takiego określenia użyła w swojej opinii biegła ginekolożka, powołana do sprawy przez prokuraturę .
Annie towarzyszył w szpitalu jej partner Krzysztof, ojciec dziecka. Na podstawie jego zeznań, a także zeznań personelu placówki, bilingów z ich telefonów, danych stacji przekaźnikowych oraz dokumentacji medycznej pacjentki ustalono, że lekarz ginekolog, który wykonał cesarkę, wyszedł ze szpitala zaraz po zabiegu i to jest część postawionego mu zarzutu. Ze śledztwa wynika także, że na porodówce nie było żadnego innego ginekologa, choć bezwzględnie obecności lekarza specjalisty po operacji wymagają przepisy.
Cesarka była tuż po południu. Objawy i wyniki badań pacjentki wskazywały na powikłania już dwie godziny później, o 14.30 – tak stwierdziła biegła. Anna miała wysokie tętno i coraz niższe ciśnienie, czuła gorąco, chociaż nie miała podwyższonej temperatury. Bladła, słabła. Zdaniem biegłej, USG potwierdziłoby wtedy krwotok wewnętrzny. Ale nikt nie zrobił tego podstawowego badania, bo nie miał kto. W szpitalu był ultrasonograf, ale nie było ginekologa.
Za nieobecność ginekologa - według prokuratury - winę ponoszą zarówno Andrzej W., jako szef placówki, jak i Jarosław K., lekarz prowadzący cesarkę.
Obecny w szpitalu Andrzej W. po 14.30 zaczął wydzwaniać do ginekologa Jarosława K. Nie wiemy, z jakim efektem, ponieważ obaj nie rozmawiają z dziennikarzami ani nawet z prokuraturą.
Z bilingów wynika, że dzwonili do siebie także w godzinach, kiedy według dokumentacji medycznej odbywała się reoperacja Anny. Ten fakt, a także dane stacji przekaźnikowych wskazują, że K. nie było jeszcze w Esculapie, gdy operacja się rozpoczęła.
Dlaczego szef szpitala zwlekał z wezwaniem karetki
Reoperacja rozpoczęła się około godziny 19. Dlaczego Andrzej W. od pierwszych objawów i wyników badań, wskazujących na to, że z pacjentką dzieje się źle, czyli od 14.30, nie przekazał jej do szpitala o wyższym stopniu referencji? Zarychta chciałaby zadać mu to pytanie, ale lekarz odmawia składana wyjaśnień. W. ma zarzut także za zaniechanie takich działań
Prokurator Zarychta sprawdziła, że były wtedy wolne łóżka na okolicznych oddziałach intensywnej opieki medycznej, na przykład w szpitalu wojewódzkim w Bielsku-Białej. W. zadzwonił tam pierwszy raz dopiero przed północą, w dodatku na numer ogólny, przy którym nikt o tej porze nie siedzi.
Tymczasem reoperacja skończyła się około godziny 22 i Jarosław W. opuścił szpital. Jak mówi Zarychta, znowu zostawił pacjentkę bez opieki, co także jest częścią zarzutu dla ginekologa. K. podejrzany jest także o to, że popełnił błąd medyczny podczas drugiej operacji. Według opinii biegłej, po wycięciu macicy źle zabezpieczył szczyt pochwy, przez co pacjentka dalej krwawiła.
Po północy Anna w stanie agonalnym została przewieziona karetką do szpitala powiatowego w Cieszynie, gdzie zmarła w trakcie trzeciej operacji o 5.15.
Kontrole negatywne, ale szpital działa dalej
Niespełna dwa tygodnie po śmierci Anny prokurator Zarychta zleciła kontrole w Esculapie. Prokurator chciała, żeby placówkę odwiedzili pracownicy wojewody śląskiego, bo to on prowadzi Rejestr Podmiotów Wykonujących Działalność Leczniczą, oraz Narodowego Funduszu Zdrowia, z którym Esculap miał umowę na program "Koordynowana opieka nad kobietą w ciąży".
Dla Zarychty sprawa była pilna, bo widziała w Esculapie kolejne pacjentki. Była pierwsza połowa czerwca i śledztwo odkrywało poważne uchybienia.
Na początek okazało się, że NFZ nie kontrolował szpitala przez ostatnie pięć lat. Oznacza to, że nie odwiedził placówki przed powierzeniem mu opieki nad kobietami w ciąży w 2023 roku. Natomiast pracownicy wojewody zaglądali tam ostatni raz ponad 10 lat temu.
Pierwszy na kontrolę ruszył do Esculapa wojewoda, już w lipcu. 20 listopada urząd opublikował protokół pokontrolny, potwierdzając wszystkie ustalenia śledztwa.
Czytamy tam, że:
- dokumentacja medyczna Anny nie miała wersji elektronicznej, a papierowa jest nieczytelna, niekompletna i pełna skreśleń bez adnotacji i podpisów;
- kilkadziesiąt sprzętów i aparatur medycznych nie miało wymaganych przeglądów technicznych i corocznych testów specjalistycznych,
- jedna z położnych nie była uprawniona do wykonywania tego zawodu,
- kolejna pielęgniarka miała prawo do wykonywania zawodu, ale w innym szpitalu i zajmowała się znieczulaniem Anny;
- trzech lekarzy nie miało dokumentów potwierdzających prawo do wykonywania zawodu,.
- i wreszcie: szpital "nie zabezpieczył obecności i ciągłego nadzoru lekarza położnika nad pacjentkami oddziału położniczo-ginekologicznego", "nie zapewnił dyżuru lekarza położnika sprawującego opiekę nad położnicami po zabiegach cięcia cesarskiego przynajmniej w dniu i w czasie nocy po wykonaniu zabiegu".
Tym samym szpital "naruszył podstawowe zasady udzielania świadczeń zdrowotnych w zakresie położnictwa i ginekologii". Działał wbrew rozporządzeniom ministra zdrowia i rekomendacjom Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
Kontrola była jednoznacznie negatywna i skończyła się wydaniem zaleceń. Dlaczego nie wykreśleniem z rejestru?
NFZ rozpoczął kontrolę na początku listopada i już 1 grudnia zerwał z Esculapem umowę w trybie natychmiastowym z powodu zagrożenia stanu zdrowia i życia. Szef prywatnego szpitala Andrzej W., który nie chce rozmawiać z prokuraturą, w NFZ przyznał się wprost, że nie ma lekarzy na dyżurach, bo nie ma takich na rynku usług, a on ma mało porodów i kłopoty finansowe.
Na co czeka wojewoda?
Prezes Esculapa lekarz anestezjolog Andrzej W. wraz zarzutami dostał czasowy zakaz wykonywania zawodu, ale jego szpital działa dalej. Nie może już leczyć za pieniądze państwa, ale prywatnie nikt mu nie zabronił.
Wojewoda, który może wykreślić podmiot leczniczy z powodu rażących naruszeń prawa, dał szpitalowi dwa tygodnie na poprawę. Czas ten minął 5 grudnia. Pytamy odtąd wojewodę: dlaczego pozwala działać temu szpitalowi? Odpowiedzi brak.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl