Jan Piekło, były ambasador Polski w Ukrainie skomentował obecną sytuację Rosji po buncie Jewgienija Prigożyna przeciwko Kremlowi. Zdaniem dyplomaty nie można być pewnym przyszłości wagnerowców i ich lidera. – To, że Rosja putinowska twierdzi, że kogoś nie spotka kara, to wcale nie znaczy, że tak się nie stanie – uważa Piekło, dodając, że na całej sprawie zyskał bardzo Alaksandr Łukaszenka.
Jan Piekło, polski dziennikarz, dyplomata i były ambasador Polski w Ukrainie w latach 2016-2019, odniósł się na antenie TVN24 do przyszłości Grupy Wagnera i jej lidera Jewgienija Prigożyna. Po trwającym około doby buncie i marszu najemników na Moskwę zawarto porozumienie, według którego między innymi nikt nie poniesie konsekwencji, a członkowie grupy wraz z Prigożynem wyjadą na Białoruś. Piekło uważa, że przyszłość wagnerowców jest niepewna.
Zobacz także: Sytuacja w Rosji i Ukrainie. Relacja na żywo w tvn24.pl
Herbatka dla Prigożyna
– To, że Rosja putinowska twierdzi, że kogoś nie spotka kara, to wcale nie znaczy, że go nie spotka kara. Tak samo nie znaczy, że Prigożyn będzie mógł cieszyć się życiem i zdrowiem nadal – komentuje były ambasador. – Wiemy na pewno, że służby rosyjskie skutecznie są w stanie penetrować Białoruś – przypomina.
Jego zdaniem, gdyby zwykły obywatel krytykował Kreml tak odważnie, jak robił to lider Grupy Wagnera, to "nawet nie trafiłby do więzienia, ale musiałby napić się herbatki (w ten sposób otruto Aleksandra Litwinienkę - przyp. red.), albo wypadłby z okna". - To jest zadziwiające i dalsze losy Prigożyna pokażą, jak bardzo słaby jest Putin. Powinniśmy uzbroić się w cierpliwość i czekać na dalszy rozwój wydarzeń – mówi.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kreml i Prigożyn mają porozumienie. Co w nim jest?
Władza Putina zagrożona
Według rozmówcy TVN24 Putin okazał swoją słabość i brak zrozumienia sytuacji oraz rozpoznania zagrożenia. - Służby Stanów Zjednoczonych, krajów NATO-wskich dostały cudowny podgląd do tego, jak Rosja nie funkcjonuje - uważa. Wskazał także, że głównym wygranym tej sytuacji wydaje się Alaksandr Łukaszenka, który doprowadził do porozumienia.
– Władza Putina jest zagrożona. To jeszcze nie koniec. To początek zjazdu po równi pochyłej. Możemy oczekiwać kolejnych ciekawych wydarzeń – przewiduje Piekło. Z drugiej strony jego zdaniem cała sytuacja to prezent dla Ukraińców, których kontrofensywa nabiera tempa. - Zrobią wszystko, by odzyskać tereny okupowane, włącznie z Krymem - uważa.
Bunt najemników
W piątek właściciel najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn powiadomił, że oddziały rosyjskiej regularnej armii zaatakowały obóz jego bojowników, powodując liczne ofiary. Zapowiedział "przywrócenie sprawiedliwości" w armii i domagał się odsunięcia od władzy skonfliktowanego z nim ministra obrony Siergieja Szojgu. Wagnerowcy opanowali sztab Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem, a następnie skierowali swoje siły na Moskwę.
Jednak po upływie doby, w sobotę wieczorem, Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem negocjacji białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, prowadzonych w porozumieniu z Władimirem Putinem.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24