Sprzedają ciężko chore psy na Krupówkach

Sprzedają chore psy na Krupówkach
Sprzedają chore psy na Krupówkach
Źródło: TVN24

Poniedziałek, 9 maja Zamiast leczyć cierpiące na ciężką chorobę wirusową szczenięta sprzedają je niczego nieświadomym turystom. A wszystko na jednym z najpopularniejszych deptaków w Polsce - zakopiańskich Krupówkach. I nikt nie potrafi sobie poradzić z problemem.

Kilkutygodniowe szczeniaki, które są sprzedawane na zakopiańskich Krupówkach (po 450 zł za jednego pieska), cierpią na wirusową chorobę - parwowirozę. Powinny być izolowane i leczone. Zamiast tego zarażają inne, jeszcze zdrowe zwierzęta.

– Parwowiroza jest chorobą, którą można określić jako psi tyfus. Przebiega z silną biegunką, krwią i wymiotami. Szczeniak bardzo szybko się odwadnia - mówi Beata Czerska z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Zakopanem. I dodaje: - Nie wszystkie szczeniaki przeżywają.

Handel szczeniakami na Krupówkach odbywa się nielegalnie i okazuje się, że nikt nie potrafi sobie z tym poradzić.

Zrzucają z mostu

Do Zakopiańskich Obrońców Zwierząt trafiają kolejne listy od osób, które kupiły chorego szczeniaka i po kilku dniach pies zdechł. - Rano piesek może być zdrowy, tzn. "wizualnie". A za 3-4 godziny może już wystąpić apatia, osowiałość – wyjaśnia lekarz weterynarii Barbara Zelek, Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Nowym Targu.

Najgorszy los spotyka te zwierzęta, które nie znalazły nabywców. Często są wyrzucane wprost na ulicę, gdzie bez leczenia zdychają w męczarniach lub są zabijane przez samych sprzedawców. - Jeden ze sprzedawców z Nowego Bystrego potopił wszystkie swoje szczeniaki, które miał w stodole. Nie zdążyliśmy ich uratować - mówi Czerska.

- Zdarzały się też przypadki, że w trakcie interwencji straży miejskiej lub policji – handlarze w obawie przed nałożeniem kary – zrzucali szczenięta z mostu.

Bezradni funkcjonariusze

Handel żywymi zwierzętami może się odbywać tylko w wyznaczonych do tego miejscach i pod opieką lekarza weterynarii. Na Krupówkach tak się nie dzieje, ale – jak podkreśla Czerska – straż miejska nie reaguje. - Nie słyszałam, żeby specjalnie karali tych handlarzy. I nie może być tak, że przyjeżdżają, dopiero, kiedy ktoś zadzwoni – dodaje Czerska.

Straż miejska twierdzi, że jest bezradna. - Ilekroć strażnicy pojawiają się w okolicy targowiska, nielegalni handlarze znikają w tłumie turystów. Pomagają im w tym inni sprzedawcy – mówi reporterowi "Prosto z Polski" Wiesław Lenard ze Straży Miejskiej w Zakopanem.

mac//kdj

Czytaj także: