Środa, 11 maja Przyjaciele utopionych żeglarzy, którzy zginęli na początku maja na Jeziorze Powidzkim w Wielkopolsce skarżą się do prokuratury na strażaków, którzy brali udział w akcji ratwniczej. Ich zdaniem, była ona nieudolna. Strażacy nie skorzystali bowiem z oferty pomocy ratownika WOPR posiadającego sprzęt do nurkowania, chociaż sami go nie posiadali.
Do tragedii doszło 10 dni temu. Żaglówka przewróciła się na jeziorze do góry dnem.
W kajucie uwięziona została żeglarka Marta. Jej chłopak Sebastian, mimo że sam był na powierzchni, zanurkował by wspierać dziewczynę. Zdaniem rodziny zachował się jak bohater.
Nie chcieli pomocy ratownika WOPR
Uwięzionym przez godzinę strażacy nie byli w stanie pomóc, po prostu holowali przewróconą łódź do brzegu. Choć nie dysponowali odpowiednim sprzętem do nurkowania, nie skorzystali z oferty pomocy doświadczonego ratownika Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który chwili wypadku nurkował rekreacyjnie na jeziorze i zaoferował swój sprzęt oraz swoją pomoc.
Zastępca komendanta ze straży pożarnej w Słupcy, Bogdan Kowalski, pytany o sprawę odpowiada: - My nie wiedzieliśmy, co to za sprzęt, czy jest bezpieczny, czy jest skonfigurowany poprawnie. (...) To jest ryzyko i każdy strażak je ponosi, ale nie kosztem życia swojego czy kolegów.
A zarzuty, że pomocy chciał udzielić ratownik WOPR, który miał przy sobie nawet wszystkie dokumenty, odpiera: - To, że posiada dokumenty, nie oznacza, że jest przygotowany do wykonania zadania.
Prawo mówi: pomóc może każdy
Okazuje się jednak, że strażacy w ogóle nie musieli weryfikować umiejętności ratownika.
Reporter TVN24 dotarł do rozporządzenia Rady Ministrów, które wyraźnie mówi o tym, że "w sytuacji, gdy istnieje szansa na uratowanie ludzkiego życia (...) jest możliwe wykonanie określonej czynności przez osobę zgłaszającą się dobrowolnie". Do tych przepisów mają obowiązek stosować się dowódcy akcji ratunkowych - w tym strażacy.
- W tym momencie nie mieliśmy wiedzy, że taki stan konieczności będzie - komentuje Kowalski.
"Wierzyli, że dotrze do nich pomoc"
Koleżanka Sebastiana i Marty, Zuzanna Sobiak jest przekonana, że jej przyjaciele przebywając w zalanej kajucie wierzyli, że pomoc do nich niedługo dotrze i dlatego nie ryzykowali samodzielnego wypłynięcia na powierzchnię. - Wszyscy na powierzchni myśleliśmy: specjaliści. Wszystkim spadł kamień z serca - opowiada.
Nurek utonął w jeziorze Hańcza
43-letni nurek z Ożarowa Mazowieckiego utonął w jeziorze Hańcza na... czytaj więcej »
Zdaniem fachowców zajmujących się na codzień ratownictwem wodnym tłumaczenia strażaków są absurdalne. - Nie można zakładać, że wszystko pójdzie jak z płatka, że nurkowie nie będą potrzebni. Nurek, gdyby podjął działania, zwiększyłby drastycznie szanse na przeżycie tych ludzi. W kilka minut by ich wyciągnął - przekonuje instruktor ratownictwa wodnego Ryszard Masłyk.
Potrzebny nowy sprzęt?
Strażacy podczas akcji nie mieli nawet najbardziej prymitywnego sprzętu do nurkowania. Zastępca komendanta ze Słupcy spytany o potrzebę zakupienia dodatkowego sprzętu, najpierw usiłuje ironizować. - Wy byście też chcieli mieć na przykład możliwość relacjonowania tej akcji na żywo i chcielibyście wysłać na brzeg jeziora wóz satelitarny z kamerą - mówi.
- My byśmy przede wszystkim chcieli, żeby wszystkie pięć osób wróciło żywych na brzeg - odpowiada reporter. Na to Kowalski: - No my też. I tez może byśmy chcieli mieć więcej sprzętu.
I zaraz potem przyznaje, że nie może wiele w tej sprawie zrobić. - W sprawie sprzętu nie trzeba, żebym wysyłał żadnych wniosków, bo komendant wojewódzki doskonale wie jakie są nasze potrzeby - dodaje.
"Jesteśmy przygotowani do sytuacji kryzysowych"
Kowalski jednak takich wniosków nie wysyła też dlatego, bo uważa, że sytuacja ratownictwa wodnego w regionie jest dobra. - Mamy pięć zastępów nurkowych, najlepiej i najszybciej działających w kraju. Śmiem twierdzić, że najlepiej wyszkolonych. My naprawdę jesteśmy najlepiej, jak możemy, przygotowani do sytuacji kryzysowych - przekonuje.
Zastępca komendanta nie chce jednoznacznie oceniać akcji. - Postępowanie prokuratorskie i analizy pozwolą sformułować wnioski - wyjaśnia.
Przyjaciele utopionych żeglarzy we wtorek złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienie przestępstwa przez strażaków.