Czwartek, 2 czerwca - To jednak się zdarza. Liczyłem na łut szczęścia, uwierzyłem w ludzką uczciwość - mówi pan Marian, właściciel kantoru. Powodów do radości ma sporo. Od wtorku jest bogatszy o 650 tysięcy złotych... Swoich 650 tysięcy, które przed tygodniem zgubił w drodze do banku. Tydzień zaczął mu się świetnie - kiedy wieszał kolejne ogłoszenie o "wysokiej nagrodzie" w zamian za zwrot zguby, podszedł do niego pewien emeryt. I oddał pieniądze.
Pan Marian stracił pieniądze w ubiegłą środę, gdy postanowił zwieźć je ze swojego kantoru do banku. W czarnej, skórzanej torbie miał 200 tys. dolarów i 20 tys. funtów ułożonych w równe pliki. Torbę z pieniędzmi schował do załadowanego rzeczami bagażnika. - Ale go nie zamknąłem na kluczyk. Na dziurze w jezdni auto podskoczyło, torba wyleciała, ja nie zauważyłem. Zorientowałem się pod bankiem. Od razu pojechałem szukać - relacjonuje właściciel kantoru.
Wstydził się
Ale torby już nie było. Mężczyzna poszedł na policję, ale chyba za wiele od niej nie oczekiwał. - Zgłosił się, ale o zagubieniu pieniędzy poinformował w dość tajemniczy sposób. Nie chciał ujawnić ile było tych pieniędzy, w jakich okolicznościach je zgubił i gdzie - mówi podkomisarz Adam Kolasa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Właściciel kantoru ponoć się wstydził.
Po wizycie na komisariacie pan Marian zaczął działać też na własną rękę. Rozwieszał po mieście kartki z informacją o zgubie i wysokiej wygranej dla znalazcy. Dał nawet ogłoszenie do gazety. - Liczyłem na łut szczęścia - przyznaje. No i się nie przeliczył.
Podczas rozwieszania kolejnej kartki podszedł do niego starszy mężczyzna. - Byłem w szoku. Powiedział, że znalazł te pieniądze. Jestem mu bardzo wdzięczny. Dzięki niemu mogę prowadzić dalej firmę i uwierzyłem w uczciwość ludzką - mówi łodzianin.
Uczciwy emeryt dostał znaleźne. 10 procent - 65 tysięcy złotych. - Myślę, że on jest zadowolony i ja też.