Czwartek, 2 czerwca Jeden "nie patrzył, tylko jechał". Drugi "świecił latarką". Trzeci w tym świetle odbierał. Co? Poród swojego dziecka. Kiedy wóz strażacki, w którym miała miejsce cała akcja, zajechał pod szpital, było już po wszystkim. Dzisiaj mały Alan w spokoju po burzliwym przyjściu na świat przechodzi badania. - A my jakby co, jesteśmy do usług - mówią strażak Ireneusz Czak i sztygar Piotr Stefaniak.
Dzień jak co dzień. Przynajmniej tak się zaczął. - Normalnie: przydział na samochody, każdy dowiedział się jaka jest praca i przystąpił do swojej roboty - przypomina sobie Czak. - Byłem na dole w kopalni. Później strażak przyjechał po mnie, byliśmy umówieni na konkretną godzinę. Nie czułem, że coś się wydarzy - dopowiada Stefaniak.
Nieoczekiwane spotkanie
Ale kiedy sztygar KWK Mysłowice-Wesoła wsiadał do wozu, żeby dojechać w inną część kopalni, już działo się niemało. Gdzieś parę kilometrów dalej w mieszkaniu państwa Niedbałków rodził się syn. - Wody odeszły, zaczęły się bóle. Koleżanka przyjechała żeby zawieźć nas do szpitala. Jechaliśmy dość szybko. Niestety drogi u nas są, jakie są i wpadliśmy w dziurę - opisuje pani Katarzyna, dziś mama. Nie było czasu żeby wymieniać przebitą oponę. Trzeba było liczyć, że ktoś - kilkanaście minut przed północą - się zatrzyma. Zatrzymał się. Strażak ze sztygarem.
- Zauważyliśmy samochód stojący na światłach awaryjnych. Mężczyzna machał rękami i mówił, że potrzebują pomocy bo żona rodzi - opowiadają pozytywni bohaterowie tej historii. Mąż biegał z torbami, żona wchodziła "na kolanach" do samochodu. W końcu ruszyli - jak mówi Czak - "w podróż".
"Rozsądne chłopaki"
Nie trwała długo. Ujechali może półtora kilometra. Dziecko nie chciało poczekać. Więc przyszły tata wziął się po męsku do pracy i postanowił jako pierwszy przywitać syna na świecie. - Ja świeciłem lampką na kasku - wtrąca Stefaniak.
Kilkadziesiąt minut później było już po wszystkim. Państwo Niedbałkowie w szpitalu, syn Alan w rękach lekarzy. 54 centymetry, 3,5 kilograma. Dziewięć na dziesięć punktów w skali Apgara. - Rozsądne chłopaki - uśmiecha się Małgorzata Smolarczyk z Oddziału Noworodkowego szpitala w Mysłowicach.