Miały jechać do Dagestanu, utknęły na granicy z Białorusią. Tam jeden z dziesięciu tygrysów padł. Gdyby nie interwencja poznańskiego zoo, taki los mógłby spotkać kolejną dziewiątkę. Rok po akcji, "Nieumarli" - jak nazwali je pracownicy ogrodu - mają się już dużo lepiej. A władze Poznania ogłosiły, że w mieście powstanie azyl dla zwierząt egzotycznych i dzikich.
Historią transportowanych dziesięciu tygrysów zatrzymanych na polsko-białoruskiej granicy żyła cała Polska. Włoscy i rosyjscy przewoźnicy próbowali wywieźć dziesięć tygrysów z Unii Europejskiej. Transport jadący do Dagestanu utknął na granicy polsko-białoruskiej. Zwierzęta były wówczas wygłodzone i wycieńczone. Jeden z dziesięciu tygrysów padł.
"Nigdy nie wolno się poddawać"
- Podejmowałam walkę z czasem, śmiercią i procedurami. Dziewięć tygrysów umierało z głodu i pragnienia w ciasnych skrzyniach w koniowozie – wspomina Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo, które ruszyło na pomoc zwierzętom. Udało się je uratować. Ostatecznie dwa z nich, te w najgorszym stanie, zostały w stolicy Wielkopolski. Kolejne dwa trafiły do ogrodu w Człuchowie w województwie pomorskim a pięć do azylu dla dzikich zwierząt w Hiszpanii.
- Mogliśmy pomóc wszystkim dzięki zgodzie władz miasta Poznania, a potem dzięki walce, którą wsparły rzesze osób, wszystkie przeżyły. Uratowanie "Nieumarłych" było cudem, pokazującym, że nie wolno poddawać się w walce o prawa zwierząt. Będziemy przypominać tę historię. I walczyć o "Piątkę dla zwierząt" - podkreśla Zgrabczyńska.
Rok po tamtych zdarzeniach sprawdzamy, jak się czują tygrysy. Co najważniejsze: wszystkie żyją. I mają się dobrze.
Boją się pomponów i kamizelek
Gogh i Kan rezydują w Poznaniu. Te dwa tygrysy były w najgorszej kondycji. Teraz jest z nimi dużo lepiej. - Mają wreszcie święty spokój. Uwielbiają leniuchować i wygrzewać się na słońcu. Znają się, ale żyją osobno. Kan robi nawet czasem podchody i straszy Gogha - śmieje się Małgorzata Chodyła, rzecznik prasowy poznańskiego zoo.
Widać jednak wciąż u nich zachowania świadczące o traumach, które wcześniej przeżyły. Kan jest bardzo płochliwy i strachliwy. Przestraszył się na przykład robotnika w odblaskowej kamizelce, który naprawiał u nich ogrzewanie. Gogh boi się z kolei wszelkiego rodzaju pomponów. Dlatego zimą żaden z pracowników nie zbliża się do niego w czapce.
Zoo cieszy przede wszystkim forma Gogha, który był na skraju śmierci. - Teraz ma się dobrze, co jest absolutnym cudem. Obawialiśmy się, czy przetrwa operację. Cały czas otrzymuje mięso zmiksowane z wodą, bo samej z niewiadomych powodów nie chce pić. Jest bardzo szczupły, ale taką już będzie miał urodę. Jest rześki i sprawny - mówi Chodyła.
Zoo bardziej martwi się kondycją Kana, który nigdy przez opiekunów nie był przebadany. Był przysypiany jedynie na 10 minut i po tym znieczuleniu przez kilka dni nie mógł dojść do siebie.
- Ma na pewno problemy ortopedyczne z biodrami, może kośćmi kręgosłupa. Ma wyraźnie słabszą prawą stronę - ocenia Chodyła.
W poznańskim zoo trwa budowa nowej tygrysiarni, która powstaje dzięki środkom ze zbiórki publicznej. Przenosiny zaplanowane są na styczeń. Na nowym wybiegu będą mieć do dyspozycji m.in. basen. - By przenieść tygrysy, będziemy musieli je przyśpić. Pewnie wtedy zdiagnozujemy Kana - mówi Chodyła.
Feniks i jego graciarnia
Do Człuchowa trafiły Maximus i Feniks. Jak twierdzą ich nowi opiekunowie - to dwa przeciwieństwa, jeśli chodzi o zachowania.
Maksio, jak pieszczotliwie nazywają go opiekunowie, nawiązuje chętniej kontakt z opiekunami, Feniks "nie ma na to czasu".
Feniks kocha niespodzianki i robienie psikusów Maksiowi.
Maksio gromadzi swoje trofea przy sobie, w przeciwieństwie do Fenia, który graciarnię ma w domu. "Ponieważ wszystkie zabawki wnosi do domu, sprawdziliśmy czy jeśli pozwolimy mu na to, bez ograniczeń, on uzna, że już wystarczy mebli w mieszkaniu? Nic podobnego... wszystko się przyda i wszystko chce mieć" – czytamy na fanpage’u Canpol Odojewski. Starał się nawet wtaszczyć do swojego domu zabawkę, większą niż otwór wejściowy do zagrody!
Maksio celebruje jedzenie, czasem nawet zostawia sobie część obiadu na śniadanie. A Feniu je wszystko od razu i natychmiast chce więcej.
- Mały Maximus to indywidualista, zamknięty w sobie, silnie terytorialny, wyznaczający ludziom granice. To koneser zapachów i smaku, celebruje posiłki i codzienną zabawę. Duży Feniks to od zawsze artysta, który rozkochuje w sobie wszystkich. Dla nas to niezaprzeczalnie najpiękniejszy tygrys świata. Jest wyjątkowy, magiczny - opisuje swoich podopiecznych Izabela Odojewska z człuchowskiego zoo.
Aqua kocha wodę
W dobrej kondycji znajdują się też tygrysy, które znalazły nowy dom w Hiszpanii. Trafiły do tygrysiego "pięciogwiazdkowego hotelu" - azylu dla dzikich zwierząt Primadomus w Villenie koło Alicante prowadzonego przez organizację AAP (Adwokaci Zwierząt).
Co u nich słychać? Ostatnio pomyślnie przeszły kontrolę weterynaryjną, a opiekunowie z radością informują, że uratowane tygrysy zachowują się w azylu coraz swobodniej.
Merida czuje się w Hiszpanii najbardziej komfortowo. Jest najbardziej posłuszna – gdy chcą, by wyszła na zewnątrz lub wróciła do środka – robi to. "Okazuje się być bardzo przyjazną tygrysicą" – chwalą ją pracownicy AAP.
Sanson również ma się bardzo dobrze. Przyzwyczaił się do nowego miejsca i opiekunów. Jest zrelaksowany i spokojny. Lubi przebywać zarówno na wybiegu, jak i w zagrodzie. Jego ulubioną czynnością jest drzemka.
Aqua niedawno przeniosła się do nowej zagrody, bardziej odkrytej. Czuje się w niej bardzo dobrze i lubi eksplorować swój wybieg. Uwielbia stawać na jednej z platform, z której może obserwować swoich nowych sąsiadów – dwa lwy: Torko i Rytę. Latem spędzała dużo czasu w basenie, gdzie uwielbiała bawić się piłkami.
Softi wciąż odczuwa skutki traumatycznej podróży z Włoch. Jest nerwowa, wciąż jest pod wpływem dużego stresu. Hiszpańscy opiekunowie starają się, by wreszcie mogła poczuć się zrelaksowana. Z tego powodu przeniesiono ją w bardziej zaciszne miejsce. Nowa zagroda sąsiaduje z zagrodą Toph, ale na razie Softi nie zainteresowała się sąsiadką.
Toph jak Softi jest bardzo nerwowa. Ale w ostatnich tygodniach mocno się uspokoiła. Stała się mniej agresywna wobec swoich opiekunów. Wciąż jednak wariuje, kiedy jest zamykana w zagrodzie na czas sprzątania jej wybiegu.
Postępowania prawne przeciwko organizatorom transportu tygrysów cały czas są w toku.
W Poznaniu powstanie azyl
W rocznicę uratowania tygrysów poznańskie zoo ogłosiło, że w stolicy Wielkopolski powstanie pierwszy w Polsce azyl dla zwierząt egzotycznych i dzikich.
Dyrektor poznańskiego zoo Ewa Zgrabczyńska już rok temu podkreśliła potrzebę stworzenia miejsca do opieki nad dzikimi zwierzętami skonfiskowanymi np. w nielegalnych hodowlach. - Takiego azylu nie ma nigdzie na terenie Polski, nie ma nawet odpowiednich przepisów do tego skonstruowanych. Będziemy starali się tę lukę wypełnić – zadeklarowała.
Azyl zostaje ufundowany i przekazany władzom Poznania przez Fundację On The Wild Side. Będzie nosił imię "Nieumarłych".
Obiekt znajdzie się na terenie Nowego Zoo, ale ma stanowić osobną jednostkę, niezależną od ogrodu. Ma służyć dużym zwierzętom drapieżnym i kopytnym. Będzie "ultranowoczesny, zapewniający dobrostan, leczenie i rehabilitację". - Nasze marzenie spełnia się - cieszy się Zgrabczyńska.
Zamrażarka pełna szczątków
Jak podaje WWF, zeszłoroczny transport tygrysów to niejedyny tak ekstremalny przypadek. W 2018 r. czeska policja przeprowadziła akcję, podczas której w jednym z domów w Pradze znaleziono zamrażarkę wypełnioną szczątkami tygrysów, lwów i pumy. W szopie obok odkryto ciało świeżo zabitego tygrysa, postrzelonego w szyję w taki sposób, aby nie uszkodzić jego cennej skóry. W tym samym pomieszczeniu na kuchence stał duży garnek, wypełniony niezidentyfikowanym mięsem i kośćmi zwierzęcymi.
W 13 krajach Unii Europejskiej oraz w Wielkiej Brytanii w dalszym ciągu przetrzymywanie tygrysów w niewoli przez osoby prywatne i cyrki jest legalne. Wiele europejskich krajów bierze udział w handlu żywymi tygrysami oraz produktami i częściami ciała z nich pochodzącymi, handlując z krajami azjatyckimi, w których wiadomo, że działają farmy tygrysów, zasilające rynek nielegalnego handlu dziką przyrodą. Takimi krajami są m.in. Chiny, Tajlandia czy Wietnam.
- To dramatyczne, ale to się dzieje - mówi Katarzyna Karpa-Świderek, rzecznik prasowy WWF Polska. Jak podkreśla, handel dziką przyrodą to czwarty najbardziej zyskowny czarny rynek na świecie. - To miliardy dolarów, które przepływają do gangów i mafii. My jako obywatele nie powinniśmy się na to zgadzać, a tym bardziej przykładać do tego ręki - podkreśla.
Jak temu zapobiec? - Trzeba wprowadzić bardzo ścisłe regulacje, trzeba kontrolować, co dzieje się z poszczególnymi osobnikami, prowadzić ewidencję każdego osobnika, który pojawia się w Unii europejskiej i przede wszystkim zmienić prawo, by takie cyrki i prywatne hodowle nie miały miejsca - mówi Karpa-Świderek.
Według organizacji ds. dobrostanu zwierząt Four Paws, w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii w niewoli przetrzymywanych jest co najmniej 850 tygrysów. W USA liczba ta przekracza 5 tysięcy, a w Azji nawet 8 tysięcy.
Szacowana populacja dzikich tygrysów na świecie wynosi jedynie około 3 900.
Co się działo w ubiegłym roku z tygrysami? Dzień po dniu
22 października
Transport z dziesięcioma tygrysami "na pace" wyrusza spod Rzymu do Dagestanu. Zwierzęta wiezione były w ciężarówce z napisem "Horses". Kilka zwierząt w drucianych klatkach, kilka - w skrzyniach z otworami.
24 października
Na granicy przewożący tygrysy mężczyźni przedstawiają dokumenty wymagane w Unii Europejskiej przy transporcie zwierząt objętych ochroną na mocy Konwencji Waszyngtońskiej.
Inspektorzy zauważają jednak, że brakuje oryginału urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne. Kierowcy mają tylko ich kopie. Polakom to wystarcza, Białorusinom nie.
- Dodatkowo okazało się, że włoscy kierowcy nie są przygotowani do podróży. Nie wiedzieli, że muszą mieć wizy. Dlatego w nocy z soboty na niedzielę wrócili na przejście w Koroszczynie. Tam daliśmy im wodę, miski na pokarm dla tygrysów, których nie mieli. Zaczęli pytać, gdzie można kupić mięso – relacjonował w rozmowie z tvn24.pl graniczny lekarz weterynarii z Koroszczyna. Ten sam, który pod koniec listopada usłyszy prokuratorskie zarzuty w związku z tym transportem drapieżników.
Noc z 26 na 27 października
Polski lekarz graniczny otrzymuje informację o tym, że jeden z tygrysów padł.
28 października
Zegar tyka, zwierzęta są w transporcie już od pięciu dni. Zaplanowany postój i wyładowanie zwierząt na przerwę, która miała nastąpić po przekroczeniu granicy z Rosją, odsuwają się w czasie. Konieczny jest plan awaryjny.
Graniczny lekarz dzwoni do wszystkich ogrodów zoologicznych w Polsce z prośbą o pomoc. Chętnych brak.
29 października
Zapada decyzja o tym, że dzikie koty będą mogły odpocząć w Poznaniu.
Pracownicy zoo pojawiają się ze swoim weterynarzem na przejściu granicznym. Stwierdzają, że zwierzęta są zapuszczone: "Tygrysy oblepione własnymi odchodami, wyniszczone, wygłodzone, nasz lekarz weterynarii określa ich stan jako tragiczny" - piszą na portalu społecznościowym.
31 października
Dziewięć z dziesięciu tygrysów, które utknęły na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie, udaje się uratować. Tuż po północy siedem trafia do poznańskiego zoo, dwa do ogrodu w Człuchowie w województwie pomorskim. Stan jednego z nich uznawany jest za ciężki.
"Przyjechały. Chude, odwodnione, z zapadniętymi oczami, futra obklejone odchodami, odparzenia od moczu, w totalnym stresie, bez woli i chęci do życia. Pokrzywione grzbiety, straszliwy smród w aucie. Skrzywdzone, cierpiące i upodlone" - informuje poznańskie zoo w komunikacie.
Natychmiastowy rozładunek wszystkich zwierząt okazuje się niemożliwy ze względów bezpieczeństwa. Na drodze do pięciu skrzyń z tygrysami stoi skrzynia, która się rozpada. Tygrys w niej jest pobudzony i agresywny.
O godz. 9, podczas briefingu prasowego, dyrektor zoo Ewa Zgrabczyńska informuje, że działania opóźnia brak asysty policji.
Nie jednego policjanta, a cały pododdział strzelców wyborowych zadysponował komendant wielkopolskiej policji do ogrodu zoologicznego. Funkcjonariusze czuwają nad bezpieczeństwem pracowników zoo, którzy próbują uśpić i przetransportować najbardziej agresywnego tygrysa.
Rozładunek kończy się około godziny 14. - Udało nam się uratować dziewięć istnień tygrysich - mówi podczas kolejnego spotkania z dziennikarzami dyrektorka poznańskiego zoo.
Tygrysy cierpią i fizycznie, i psychicznie. - Są wychudzone, wszystkie mają poranione i poodparzane łapy. Część z nich nie ma zębów, jeden ma uszkodzone fragmenty pazurów i paliczków, bo próbował wydrapać podłogę klatki. Przez ostatnie dni były karmione kurczakami kupionymi w sklepie. To taka karma, która zapycha ich przewód pokarmowy i była jedną z przyczyn śmierci tego tygrysa, który nie doczekał ratunku – opisuje Zgrabczyńska.
***
Organizator transportu, obywatel Federacji Rosyjskiej Rinat V. zostaje zatrzymany i doprowadzony do prokuratury w charakterze podejrzanego. Usłyszał zarzuty dotyczące znęcania się nad zwierzętami. Grozi za to do trzech lat więzienia.
Według śledczych mężczyzna zorganizował transport zwierząt w nieodpowiednich dla nich warunkach, w klatkach ograniczających swobodę, nie zapewnił odpowiedniej ilości pokarmu i dostępu do wody, w wyniku czego jeden z tygrysów padł. - Podejrzany nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, których treści nie ujawniamy - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka.
***
Główny Inspektorat Weterynarii dziękuje poznańskiemu zoo za współpracę przy ratowaniu drapieżników: "Dziękuję Dyrekcji Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu za pozytywną odpowiedź na apel Inspekcji Weterynaryjnej i przyjęcie zwierząt, a pracownikom obecnym na przejściu granicznym za specjalistyczną pomoc. Nasze wspólne wysiłki pozwoliły uratować tygrysy" – głosi komunikat.
Jednocześnie do mediów trafia informacja sprzeczna z wcześniejszym komunikatem. Wynika z niej, że polski weterynarz uznał najpierw stan drapieżników za dobry.
3 listopada
"Przytul tygrysa" - apeluje szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak i informuje, że przekazuje finansową część Nagrody imienia Andrzeja Wajdy na rzecz poznańskiego zoo. Dyrekcja zoo chciałaby w przyszłości stworzyć azyl dla takich zwierząt. Do tego potrzebne jest 6 milionów złotych.
4 listopada
Kolejne zarzuty za transport tygrysów. Tym razem dla dwóch kierowców. Także odpowiedzą za znęcanie się nad zwierzętami. Mieli ich nie karmić i nie poić.
Kierowcy nie przyznają się do winy, składają wyjaśnienia, których treści prokuratura nie ujawnia. Prokurator występuje o zastosowanie aresztu, ale sąd nie uwzględnia tego wniosku. Obaj mężczyźni wychodzą na wolność.
5 listopada
Zwierzęta powoli dochodzą do siebie i aklimatyzują się w dwóch nowych, tymczasowych domach - w ogrodach zoologicznych w Poznaniu i w Człuchowie. Siedem tygrysów (tych z Poznania) odwiedza lekarz weterynarii Hester van Bolhuis z hiszpańskiego stowarzyszenia AAP Primadomus.
- Przyjechaliśmy sprawdzić, czy są gotowe do podróży. Część tygrysów trafi do naszego azylu, będą tam miały bardzo dobre warunki. Muszą jednak wydobrzeć fizycznie i psychicznie - mówi van Bolhuis.
Tego samego dnia odbywa się kontrola powiatowego lekarza weterynarii. Jego zastępca Aleksandra Kempska wyjaśnia, że to kontrola interwencyjna, przeprowadzana - jak w tym przypadku - "jeżeli jest naruszony dobrostan zwierząt, zwierzęta są wymęczone, niewiadomego pochodzenia". W zoo zarządzona zostaje kwarantanna.
7 listopada
Włoscy kierowcy nagrywają tygrysy. Filmiki ślą do aktywistów broniących praw zwierząt. Ci publikują je. Sprawę nagłośniła dziennikarka tvn24.pl.
Andrea Cassini z włoskiej organizacji LAV (Lega Anti Vivisezione, po polsku Stowarzyszenie przeciwko Wiwisekcji, to odpowiednik naszego OTOZ Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt - red.) w rozmowie z Wandą Woźniak z tvn24.pl zapewnia, że LAV zależy na pociągnięciu do odpowiedzialności osób stojących za transportem.
- Składamy wniosek na policję, ale w sprawie, a nie przeciwko komuś. Chcemy się dowiedzieć, kto tak naprawdę powinien zostać ukarany: właściciele, ci, którzy naszym zdaniem zapłacili za tygrysy, czy też włoskie władze, które wydały zgodę na transport – mówi Cassini.
14 listopada
Sąd w Lublinie uchyla areszt wobec organizatora transportu tygrysów z Włoch do Rosji - Rinata V.. Wcześniej Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej zastosował wobec niego areszt warunkowy na trzy miesiące. Mężczyzna mógł wyjść na wolność po wpłaceniu poręczenia majątkowego w kwocie 30 tysięcy złotych. W końcu wyszedł, nie musząc nic płacić.
19 listopada
Zoo po raz pierwszy podaje termin przewiezienia niektórych tygrysów do Hiszpanii. Samson, Aqua, Softi, Toph i Merida mają wyruszyć w niedzielę, 24 listopada.
20 listopada
Stan jednego z tygrysów uratowanego z transportu do Dagestanu jest bardzo poważny - informuje poznańskie zoo. Kot ma kłopoty z oddychaniem i trawieniem. W nocy zostaje uśpiony i zbadany.
Gogh, jak informuje lekarz weterynarii z ogrodu zoologicznego, ma objawy typowego bólu otrzewnowego. Trzeba działać. - Po badaniach okazało się, że mamy do czynienia z rozszerzeniem żołądka lub skrętem żołądka. Jest to bardzo bolesne. Podjąłem decyzję o natychmiastowej laparotomii zwiadowczej i wykonaniu zabiegu – mówi Jarosław Przybylski.
Wieczorem Gogh dostaje pierwszą, pomniejszoną porcję mięsa wraz z rosołem, w którym rozpuszczono leki. Rokowanie są bardzo ostrożne.
21 listopada
Tygrysy jednak nigdzie na razie nie jadą. Winą za to dyrektor ogrodu obarcza decyzję wójta Terespola. Pomoc w rozwiązaniu tej patowej sytuacji proponuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
***
Gogh, jeden z uratowanych tygrysów z transportu do Dagestanu, powoli wraca do zdrowia.
25 listopada
Zoo ogłasza, że tygrysy wkrótce zostaną przetransportowane do azylu w Hiszpanii. Zgodę wydało Ministerstwo Klimatu w porozumieniu z Prokuraturą Okręgową w Lublinie.
- Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody są przepisy, zezwalające na podejmowanie decyzji w stanie wyższego interesu społecznego, konieczności związanej z zagrożeniem zdrowia i życia zwierząt. Wtedy, kiedy wiadomo, że mogą przejechać z warunków gorszych w warunki lepsze - informuje Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo.
***
Kolejne zarzuty w postępowaniu dotyczącego transportu zwierząt. Tym razem usłyszał je Jarosław Nestorowicz (wyraził zgodę na podanie pełnego nazwiska - przyp. red.), graniczny lekarz weterynarii w Koroszczynie.
Nestorowicz miał zaniechać sprawdzenia stanu zdrowia i nie zadbać o poprawienie warunków tygrysów, które utknęły tam na terminalu granicznym. Prokurator uznał, że Nestorowicz posiadał wiarygodne informacje o długotrwałym transporcie tygrysów, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji dotyczącej zwierząt, pogarszającym się stanie ich zdrowia i zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę na Białoruś. Nie podjął w tej sytuacji działań, do których był prawnie zobowiązany jako funkcjonariusz publiczny, graniczny lekarz weterynarii.
Jarosław Nestorowicz nie przyznaje się do winy. Za czyny zarzucane podejrzanemu grozi kara do trzech lat więzienia.
29 listopada
Troje zastępców prezydenta Poznania: Katarzyna Kierzek-Koperska, Bartosz Guss i Mariusz Wiśniewski odwiedza poznańskie zoo. - Przyszliśmy się pożegnać z bohaterami ostatnich kilku tygodni - wyjaśnił Guss, dodając, że liczy, iż tygrysy szczęśliwie dotrą do nowego domu.
30 listopada
Merida Waleczna, Tophy, Softi oraz samce: Samson i Aqua docierają do ośrodka w Hiszpanii. Zwierzęta pokonały ponad 2600 kilometrów. Podróż zajęła im nieco ponad 42 godziny.
- Właśnie rozładowujemy transport. Tygrysy są nieco nerwowe, ale to normalne po tak długiej podróży. Poza tym są w nowym miejscu - powiedziała Berta Alzaga, wolontariuszka w azylu w hiszpańskiej Villenie. Jeden z tygrysów podczas rozładunku rozbił szkło w kojcu i wyszedł na wybieg zewnętrzny.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Zoo Poznań