Wysuwanie przez OBWE obserwatorów na wybory w państwach członkowskich jest normą, standardem - mówił w "Faktach po Faktach" były premier, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz. Komentując apele płynące z Unii Europejskiej o wysłanie misji obserwacyjnej na polskie wybory parlamentarne, wskazywał, że "w tym przypadku oczywiście jest ta pewna symbolika". - To jest taki sygnał, że wszyscy są zaniepokojeni, czy wybory będą uczciwe i czy będą uczciwie podliczone - ocenił.
W przeszłości polski premier, szef resortów spraw zagranicznych oraz sprawiedliwości, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 o nadchodzących wyborach parlamentarnych. Z inicjatywy polskiej partii Zieloni największe grupy w Parlamencie Europejskim złożyły wniosek do OBWE o pełnowymiarową obserwację jesiennych wyborów w Polsce. Komisja Europejska wspiera ten apel.
Cimoszewicz: to jest sygnał, że wszyscy są zaniepokojeni, czy wybory będą uczciwe
Jak podkreślał Cimoszewicz, "wysuwanie przez OBWE obserwatorów na wybory w państwach członkowskich jest normą, standardem, to nie jest żaden wyjątek". Przyznał jednak, że "w Polsce w 2007 roku miał miejsce kompromitujący skandal".
- Biuro OBWE, które zajmuje się tymi kwestiami, jest akurat w Warszawie. Powiadomiło wtedy PiS-owski rząd, że będą obserwatorzy i ówczesna minister spraw zagranicznych na konferencji publicznie zaprotestowała przeciwko insynuowaniu, że Polska nie jest państwem demokratycznym - mówił.
- W tym przypadku oczywiście jest ta pewna symbolika ze względu na apel głównych frakcji Parlamentu Europejskiego i stanowisko Komisji (Europejskiej - red.). To jest taki sygnał, że wszyscy są zaniepokojeni, czy wybory będą uczciwe i czy będą uczciwie podliczone - ocenił były premier.
Cimoszewicz mówił, że "nie ma wątpliwości, że wybory nie są już w tej chwili uczciwe". - Bo elementem wyborów jest kampania wyborcza, a w kampanii wyborczej media publiczne z mocy prawa powinny dawać jednakową szansę wszystkim konkurującym, rywalizującym formacjom czy politykom, a tak nie jest - wyjaśniał. - Wybory na pewno nie będą uczciwe, natomiast czy będą sfałszowane, to jest inna kwestia i ci obserwatorzy OBWE powinni się w gruncie rzeczy na tym skoncentrować - dodał.
Cimoszewicz stawiłby się przed komisją?
Cimoszewicz mówił też o ustawie dotyczącej powołania komisji ds. badania wpływów rosyjskich w latach 2007-2022, nazywanej "lex Tusk".
Gość TVN24, który w latach 2007-2015 był senatorem, przyznał, że również mógłby zostać wezwany przed ten organ. Na pytanie, czy stawiłby się, odparł: - Zastanawiam się nad tym, ale chyba się stawię.
- Ale tylko i wyłącznie po to, żeby powiedzieć tej komisji, tym ludziom, którzy tam będą, że łamią prawo, że jest to instytucja całkowicie bezprawna, niekonstytucyjna i żeby wyrazić swoją pogardę jako obywatel państwa, które kiedyś było praworządne, a za władzy PiS-u przestaje być - przekazał.
Cimoszewicz powiedział, iż miał nadzieję, że prezydent Andrzej Duda nie podpisze ustawy "ze względu na wyjątkowo skandaliczny charakter tego projektu". - Ale z drugiej strony on wielokrotnie łamał konstytucję. Zaczął wręcz swoje urzędowanie od złamania konstytucji przez całkowicie bezprawne ułaskawienie (Mariusza) Kamińskiego, (Macieja) Wąsika i dwóch innych, czy przez nieprzyjęcie przysięgi od trzech prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Więc łamanie konstytucji przez pana Dudę ma długą tradycję - ocenił.
"Kaczyński chce rozpaczliwie powtórzyć to, co udało mu się w 2015 roku"
Nawiązał także do referendum, które zapowiedział w ostatnich dniach prezes PiS Jarosław Kaczyński i które miałoby dotyczyć unijnego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów.
- Mam wrażenie, że Kaczyński chce rozpaczliwie powtórzyć to, co rzeczywiście skutecznie udało mu się zrobić w 2015 roku. Wtedy w ciągu pół roku (…) dzięki propagandzie PiS-owskiej zmieniło się nastawienie bardzo dużej części polskiego społeczeństwa do migracji, do migrantów - mówił Cimoszewicz. - Gdy wiosną sprzeciwiała się temu 1/3, pół roku później 2/3 i PiS w dużym stopniu dzięki temu wygrał wybory. Najwyraźniej Kaczyński nie ma innych pomysłów - dodał.
- Po drugie, jest w tym wiele hipokryzji, ponieważ poziom migracji do Polski, także z odleglejszych państw niż Ukraina, jest bardzo wysoki. A w przypadku relokacji chodziłoby o wielkości rzędu dwóch tysięcy osób rocznie - wskazywał.
- Po trzecie, Polska - która przyjęła blisko dwa miliony migrantów ukraińskich - mogłaby po pierwsze być zwolniona z przyjmowania innych migrantów, po drugie mogłaby wystąpić do Unii Europejskiej o pomoc w relokacji części tych migrantów ukraińskich, którzy chcieliby i gotowi byliby przenieść się do innych państw unijnych. Więc Polska mogłaby na tym skorzystać - kontynuował.
Mówił też, że "Europa się starzeje, cała Europa potrzebuje migracji i Polska nie jest wyjątkiem". - W związku z tym to tworzenie absolutnie sztucznego, wymyślonego przez pana Kaczyńskiego, zagrożenia - podkreślił Cimoszewicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24