- On już z podwórka przyszedł podenerwowany i wtedy ta akcja się zaczęła. A jak zobaczył policję, to już było tylko gorzej. Bo on policji nie lubi bardzo - tak o powodach "esktremalnych popisów" bydgoskiego spidermana mówi jego matka, pani Elżbieta. 21-latek przez siedem godzin chodził i wisiał na balkonie swojego mieszkania. Poradzili sobie z nim dopiero antyterroryści.
Od ok. 22 mężczyzna do piątej nad ranem wisiał i chodził po balkonie. Wygrażał wszystkim dookoła. To właśnie groźby i krzyki zaniepokoiły mieszkańców bydgoskiego osiedla Fordon, którzy wezwali policję. No i "akcja" się zaczęła. Dopiero po akcji oddziału antyterorystów, udało się go ściągnąć na ziemię.
Według matki chłopaka do całej sytuacji wcale nie musiałoby dojść, gdyby nie przyjazd policji. To widok funkcjonariuszy - według niej - rozzłościł chłopaka najbardziej.
- To jest naprawdę dobry syn. Zaczął pracować, ma dziewczynę Natalię, którą bardzo kocha, tylko, że ona... - ucina nagle pani Elżbieta. Jak zaznacza, policjanci denerwują jej syna od najmłodszych lat: - Bo oni go prześladują - twierdzi. Chociaż po chwili dodaje, że parę razy rzeczywiście "były pewne problemy z synem, ale na sto procent nie wie".
Na razie pewne jest natomiast, że chłopak od środy przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Tam - jak mówi pani Elżbieta - "po pierwszej nerwówce" zaczął współpracować z lekarzami. Nie wiadomo dokładnie w jakim jest stanie.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24