Trzecia fala pogrąża nas coraz bardziej. Liczba zakażeń jest coraz większa, liczba pacjentów hospitalizowanych również - powiedziała w "Rozmowa Piaseckiego" w TVN24 specjalistka od chorób wewnętrznych profesor Karolina Sieroń. - Trafiają do nas coraz młodsi pacjenci, przebieg choroby jest trudniejszy. Odnoszę wrażenie, że załamanie, kryzys zdrowia u pacjentów, do którego dochodzi, przychodzi bardziej nieoczekiwanie - mówiła. Zaznaczyła, że ma nadzieję, że nigdy nie powie, że "doszło do załamania" ochrony zdrowia.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało we wtorek o 9954 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. Resort przekazał też informację o śmierci 282 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2. Od początku epidemii w Polsce potwierdzono 1 811 036 zakażeń. W stosunku do poprzedniego wtorku liczba nowych przypadków wzrosła o 2017. 2 marca odnotowano 7937 zakażeń koronawirusem oraz 216 przypadków śmiertelnych COVID-19.
Średnia zakażeń z siedmiu ostatnich dni wynosi 13 047. Po raz ostatni wyższa była 30 listopada 2020 roku, kiedy wynosiła 13 092 nowe infekcje.
Trzecia fala "pogrąża nas coraz bardziej"
W "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 gościem była profesor Karolina Sieroń, specjalistka od chorób wewnętrznych, koordynatorka szpitalnego oddziału covidowego. Jak przyznała, odnosi wrażenie, że już wkroczyliśmy w tak zwaną trzecią falę.
- (Trzecia fala) pogrąża nas coraz bardziej. Liczba zakażeń jest coraz większa, liczba pacjentów hospitalizowanych również jest coraz wyższa - mówiła.
- Mam nadzieję, że nigdy nie powiem, że już doszło do załamania, że sobie nie poradzimy. Cały czas wierzę i mam nadzieję, że jak dotychczas dawaliśmy radę, to jeszcze sobie poradzimy, natomiast nie będę kryła, że ta walka teraz jest ciężka. Walczymy nieustannie od października, jesteśmy zmęczeni, ale nie zmienia to faktu, że staramy się, robimy, co możemy - podkreśliła.
"Kryzys zdrowia u pacjentów przychodzi bardziej nieoczekiwanie"
Profesor Sieroń przyznała, że dzisiaj jest inaczej niż było podczas pierwszej czy drugiej fali pandemii. - Trafiają do nas coraz młodsi pacjenci, przebieg choroby jest trudniejszy. Odnoszę wrażenie, że załamanie, kryzys zdrowia u pacjentów, do którego dochodzi, przychodzi bardziej nieoczekiwanie - powiedziała.
- Obserwuję, że pacjenci bardzo niechętnie chcą się zgłosić do szpitala – czy stałego, czy tymczasowego – wierząc, że pobyt w domu, opieka domowa jak najbardziej im wystarczą. Odnoszę wrażenie, że trochę przegapiany jest moment, kiedy jesteśmy w stanie udzielić jak najlepszej, jak najbardziej skutecznej pomocy - skomentowała.
"Są pacjenci, którzy czują się dobrze, po czym dochodzi do pogorszenia stanu"
Jak powiedziała, u osób młodych około 30.-40. roku życia, teoretycznie zdrowych, bez chorób towarzyszących, "przebieg choroby jest naprawdę bardzo poważny, często kończący się w sposób nieoczekiwany i taki, którego byśmy sobie nie życzyli".
- Są pacjenci, którzy czują się dobrze. My klinicznie obserwujemy, że ci pacjenci są stabilni, po czym dochodzi do pogorszenia stanu, pogorszenia parametrów laboratoryjnych - mówiła. - Działania rozpoczynamy od początku, z dużo bardziej nasilonym parciem na to, żeby tego pacjenta uratować, do czego nie zawsze udaje nam się doprowadzić - dodała.
Przyznała, że sama była przykładem tego, że czuła się dobrze i "w krótkim czasie doszło do nagłego, dramatycznego pogorszenia stanu zdrowia".
Profesor Karolina Sieroń w listopadzie zachorowała na COVID-19. Jak mówiła w TVN24 po powrocie do domu, "wywalczyła życie, a właściwie dostała nowe życie". - Dlatego że stan, w którym byłam - i to w sumie nie krótko, bo przez kilka dni - był stanem bardzo ciężkim. Wręcz w wypisie mam informację: krytycznie ciężki przebieg COVID-19 - mówiła Sieroń.
"Coraz więcej osób młodych niestety umiera"
W "Rozmowie Piaseckiego" podkreśliła, że "zagrożeni są wszyscy". - Natomiast według tego, co widzimy, jakie są statystyki, coraz więcej osób młodych niestety umiera. To wynika z tego, że być może osoby starsze trochę bardziej się pilnują, być może dlatego, że jesteśmy zmęczeni już wszyscy tym, że powinniśmy się pilnować, powinniśmy nie wyjeżdżać, stosować środki ochronne i trochę w głowach poluzowaliśmy, za co niestety pacjenci płacą konsekwencje - oceniła.
- Myślę, że bardzo ważne jest to, żeby nadal bardzo się przejmować tym, co robimy, jak robimy, gdzie chodzimy. Jednak mimo wszystko jeszcze wytrzymać. I bardzo państwa o to proszę, i tych zaszczepionych, i niezaszczepionych - apelowała.
Kiedy należy zgłosić się do lekarza lub wezwać pogotowie? Profesor wyjaśnia
Profesor Sieroń pytana, co jest sygnałem, że należy zgłosić się do lekarza lub wezwać pogotowie, wyjaśniła, że jest nim niska saturacja, ale także "kilkudniowa wysoka temperatura, która nie schodzi".
- Dlatego że wtedy dochodzi do odwodnienia, pacjent jest osłabiony, mamy zwiększone ryzyko powikłań zakrzepowo-zatorowych - mówiła.
- Najprostszym do oceny wskaźnikiem jest spadek tolerancji wysiłku. Mamy pacjenta z covidem, który sprawnie poruszał się po mieszkaniu. W sytuacji, w której się nagle okazuje, że pacjent ma problem z dojściem do łazienki, do której dochodził tego samego dnia czy dzień wcześniej bez problemu, a teraz się męczy, ma duszność, jest to moment, kiedy należy się skontaktować z lekarzem, nie czekając już - zaznaczyła.
"Tu nie ma złotego wyjścia"
Profesor Sieroń odniosła się także do komunikatu Narodowego Funduszu Zdrowia, który przekazał w poniedziałek wieczorem, że "w związku z rozwojem epidemii, na polecenie ministra zdrowia, centrala NFZ zaleca ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo".
W komunikacie na swojej stronie internetowej NFZ wyjaśnił, że zalecenie wydano po to, "aby zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala".
- Jeżeli takie decyzje padły, uważam, że są głęboko przemyślane i słuszne - powiedziała Sieroń.
Zaznaczyła, że "to jest decyzja, która jest decyzją bardzo trudną". - To, że mamy COVID-19 i jesteśmy skupieni na covidzie, to jedno. Pacjentów covidowych jest dużo. Trzeba pamiętać, że pacjent covidowy to nie jest pacjent, który jest tylko i wyłącznie zakażony wirusem COVID-19. To jest pacjent, który może mieć udar, zawał, może wymagać ostrej interwencji chirurgicznej w obrębie na przykład jamy brzusznej. Tym pacjentem też trzeba się zająć i tym pacjentem będzie musiał się zająć lekarz z danej specjalizacji na oddziale przystosowanym dla pacjentów covidowych - mówiła.
- Z drugiej strony mamy bardzo dużą grupę chorych, która nie choruje na COVID-19, a choruje na choroby inne. Tu nie ma złotego wyjścia, które powie, że 57 procent jest dla tych pacjentów, a pozostała część dla tamtych - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24