W środę po południu premier Donald Tusk pojawił się w Piotrkowie Trybunalskim na spotkaniu otwartym z mieszkańcami, gdzie podsumowywał dwa lata działalności jego rządu. - Chciałem dzisiaj to powiedzieć z takim głębokim przekonaniem wszystkim Polakom i całej Polsce: my nie skapitulujemy. Ta walka o lepszą Polskę trwa i zawsze będzie trwała. Nigdy nie można spocząć, nigdy nie można zrezygnować - mówił.
- Czasami, a nawet często, mówicie: szybciej, mocniej, dlaczego tak powoli? A jeszcze tego nie dowieźliście, tego nie zrobiliście. I macie absolutnie prawo i rację. Jesteście od tego, żeby pilnować, dopingować, jak trzeba, nawet krzyczeć na władzę, którą sami wybraliście - kontynuował.
"Proszę spokojnie usiąść i posłuchać"
W tym momencie głos zabrała jedna z osób obecnych na sali - aktywistka klimatyczna, współzałożycielka Inicjatywy Wschód Dominika Lasota. Stojąca obok niej osoba trzymała w rękach transparent z hasłem "Jeden rząd już obaliliśmy".
- Dokończę i pani będzie miała możliwość zabrania głosu. Tutaj są takie reguły i nic nie zwalnia nas z kultury dialogu - odpowiedział jej premier.
Lasota jednak nie przerwała i nadal zwracała się do premiera.
- Pani nie szanuje w ten sposób tutaj zebranych. Pani naprawdę przeszkadza nie mi, ale kilkuset osobom, które przyszły na nasze spotkanie - kontrował Tusk. Aktywistka zaś kontynuowała wypowiedź.
W tym momencie zgromadzeni zaczęli krzyczeć "Donald Tusk".
- Bardzo chcielibyśmy, aby o tych sprawach móc rozmawiać, a nie krzyczeć. Ja nie chcę korzystać z tej przewagi, jaką daje mikrofon - mówił po chwili szef rządu. I dodał: - Jeśli pani nie chce rozmawiać, to proszę spokojnie usiąść i posłuchać.
Chwilę później Tusk powrócił do przemówienia, a Lasota rozmawiała z kilkoma innymi osobami w niewielkiej grupce, która utworzyła się na sali.
"Usłyszałyśmy porównanie naszych emocji do emocji Bąkiewicza"
Gdy premier zakończył wypowiedź, nadeszła kolej na pytania. Jako pierwsze głos zabrały osoby, które wywołały zamieszanie na sali.
Jedna z grupy kobiet, które były na spotkaniu wraz z Lasotą, powiedziała: - Myślę, że państwo już zdążyli na nas zwrócić uwagę w odpowiedniej formie. Też chciałybyśmy nie podziękować osobom, które w sposób agresywny zachowały się względem naszych koleżanek.
- Usłyszałyśmy porównanie naszych emocji do emocji (Roberta) Bąkiewicza i jego ekipy. Tylko różnica jest taka, że my głosowałyśmy na pana koalicję 15 października. Mało tego, naszą pracą kobiety poszły na wybory i głosowały na was. I jesteśmy tu dzisiaj, dwa lata później. Słyszymy o bezpieczeństwie w momencie, w którym to bezpieczeństwo zamyka się w kupowaniu zbrojeń, w budowaniu nowej fabryki zbrojeń, a my tego bezpieczeństwa potrzebujemy na co dzień - podkreślała.
Powiedziała też: - Mam 30 lat i minimalne szanse na własne mieszkanie. Być może nie będę mieć męża, z którym będę mogła dzielić kredyt. Nie wiem, czy będę mogła mieć dziecko, bo nie wiem, czy będzie mnie na nie stać.
- Wiele razy powtórzył pan, że Polska jest dwudziestą gospodarką na świecie. To chcę zapytać, jak to jest, że w tej dwudziestej gospodarce na świecie młodym ludziom, takim jak my, nie starcza do pierwszego? - pytała.
Kolejna aktywistka powiedziała, że mimo bycia dwudziestą gospodarką świata "matki z niepełnosprawnymi dziećmi nie mogą chodzić do pracy, nie są w stanie wyrzucić zasiłków". - Bardzo ciężko jest nam być wysłuchanym, ponieważ przez dwa lata czekamy. Bardzo namawiałyśmy do tego, żeby głosować na pana koalicję i na koalicję, która teraz rządzi i jesteśmy zawiedzeni. Sto konkretów było bardzo nagłaśniane. Dzisiaj zostało z nich zrealizowane, ile? Trzydzieści? - kontynuowała, wskazując na niezrealizowane obietnice w obszarze ochrony środowiska.
- Chciałabym zapytać, proszę pana, kiedy to się stanie? Kiedy będziemy mieli nadzieję na lepsze jutro? Ile jeszcze mamy czekać na te wszystkie rzeczy? Kiedy będziemy mieć dostęp do bezpiecznej aborcji? Kiedy będziemy mieć dostęp do tych wszystkich rzeczy, które pan obiecywał? - pytała.
Tusk: najmniej dzieci rodzi się tam, gdzie ludzie mają najlepiej
W odpowiedzi Tusk oznajmił: - Problem macierzyństwa, problem, który nazywa się naukowo depopulacją, czyli brak gotowości do macierzyństwa, ojcostwa, generalnie do posiadania dzieci, jest oczywiście specyficzny nie dla Polski, tylko niestety dla całej najbardziej rozwiniętej części świata.
Według niego "paradoks polega na tym - (...) ale pani głos brzmiał bardzo mądrze i widzę, że jest pani przygotowana, więc na pewno pani ma tę wiedzę - że najmniej dzieci rodzi się tam, gdzie ludzie mają najlepiej".
- Na tym polega problem, że my dzisiaj borykamy się - nie tylko w Polsce - z sytuacją, w której posiadanie dziecka zaczęło się kojarzyć młodym ludziom z ciężarem. I nawet nie chodzi o to, że to jest ciężar finansowy, bo jeszcze nigdy polskie dzieci nie przynosiły do domu tylu pieniędzy, ile w tej chwili - ocenił.
- Nie zgodzę się z argumentem, że przez te dwa lata ci, którzy chcą mieć dzieci lub mają dzieci, zostali jakoś bardzo poszkodowani czy uderzeni, bo jest dokładnie odwrotnie - zauważył.
Wyjaśnił, że jeśli "masz małe dziecko, jedno dziecko, to: jest 800 plus, a jeśli chcesz iść do pracy to jest 1500 (złotych) babciowego".
Natomiast - jak dodał - "jeśli jest to dziecko niepełnosprawne, są jeszcze trzy dodatkowe tytuły do otrzymania pomocy państwa". - Czy to oznacza, że jest lekko? Nie, ja wiem o tym. Ale odrzucam, i to z całą mocą odrzucam zarzuty, że od piętnastego października wasza sytuacja stała się gorsza. Nie - stała się lepsza, co nie znaczy, że fajna - ocenił.
Autorka/Autor: Aleksandra Koszowska /akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24