- W pierwszym semestrze w styczniu 1998 roku 15-letnia wtedy Mirella została wykreślona z listy uczniów na prośbę rodziców. Poinformowała o tym obecna dyrektorka szkoły Jolanta Daniluk.
- Od tamtej pory sąsiedzi jej nie widzieli. Niektórzy pytali o to jej matkę, ale słyszeli uspokajające wyjaśnienia.
- 29 lipca, po 27 latach od "zniknięcia", do mieszkania jej rodziców przyjechali policjanci. Zostali tam wezwani przez sąsiadów. 42-letnia obecnie pani Mirella trafiła do szpitala. Sprawą zajęli się śledczy i pomoc społeczna.
- Pani Mirella została przesłuchana w mieszkaniu, do którego już wróciła, przez policjanta. Nie było przy tym jej rodziców. Przesłuchanie ma być powtórzone, ale w obecności psychologa.
- Kobieta przyznała, że od 27 lat nie wychodziła z domu - informuje w rozmowie z nami Sabina Kuśmierska, prokurator rejonowa w Chorzowie. - Powiedziała, że przebywała w domu dobrowolnie. Nikt jej nie przetrzymywał, nie zmuszał do pozostawania w mieszkaniu, nie stosował wobec niej przemocy ani fizycznej, ani psychicznej. Zaprzecza, by działa jej się krzywda. Mówi, że miała drzwi otwarte i nie było żadnych przeszkód, żeby wyszła z pokoju na balkon, do klatki schodowej czy na zewnątrz budynku.
Pani Mirella zeznała to we wtorek funkcjonariuszowi policji. Przesłuchanie odbyło się mieszkaniu, w którym mieszka razem z rodzicami. - Rodzice nie byli obecni przy przesłuchaniu - mówi podkomisarz Anna Hryniak, rzeczniczka policji w Świętochłowicach.
Będzie przesłuchanie w obecności psychologa
Prokuratura zdecydowała, że pani Mirella zostanie przesłuchana ponownie w obecności psychologa. - Chodzi o określenie stopnia rozwoju i stanu psychicznego pokrzywdzonej, a także zdolności kierowania swoim postępowaniem - wyjaśnia Kuśmierska.
Jak dodaje, z relacji policjantów, którzy rozmawiali z panią Mirellą, wynika, że kobieta mówiła logicznie i składnie. Czy wyjaśniała, dlaczego nie chciała wychodzić z domu od 15. roku życia? - Mówiła, że miała problemy z nauką i zdrowiem. Wstydziła się swoich chorych nóg. Im dłużej była w domu, tym większy był ten wstyd i rósł opór przed wychodzeniem z domu - relacjonuje Kuśmierska.
Prokuratura gromadzi dokumentację medyczną pani Mirelli. Będzie przesłuchiwać także jej rodziców i sąsiadów.
"Zniknęła" w wieku 15 lat
1997 rok. Mirella ma 15 lat i mieszka w tym samym bloku w Świętochłowicach, co teraz. Chodzi do pierwszej klasy liceum ogólnokształcącego im. Jana Kochanowskiego.
Obecna dyrektorka szkoły Jolanta Daniluk nie pracowała tam wtedy, ale znalazła Mirellę na liście uczniów.
Jedna z sąsiadek rodziny pamięta, że mama nastoletniej wtedy Mirelli chwaliła się jej, że córka dostała się do tego liceum.
- W pierwszym semestrze w styczniu 1998 roku uczennica została wykreślona z listy uczniów na prośbę rodziców - mówi w rozmowie z nami Daniluk.
Dlaczego? Dyrektorka nie wie. - Nikt tej dziewczynki nie pamięta, żaden nauczyciel z tych, co pracowali tutaj 27 lat temu - mówi. Jak wyjaśnia, wtedy obowiązek szkolny trwał do ukończenia podstawówki i system oświaty nie interesował się starszymi dziećmi. Dzisiaj, jak uczeń przerywa naukę przed ukończeniem 18. roku życia, szkoła musi monitować, co się z nim dalej dzieje.
Pani Mirella w wieku 15 lat "zniknęła", jak mówiła nam jej sąsiadka. Podobnie jak inni sąsiedzi, pytała o to jej matkę i usłyszała wyjaśnienie, które ją uspokoiło. Z pewnego powodu, który prokuratura także będzie sprawdzać, dziewczynka miała już nie mieszkać z rodzicami. Sąsiadka widywała jej rodziców, jak wychodzili do pracy, na zakupy. Dziewczynki - nigdy więcej.
27 lat później
2025 rok, 29 lipca. Minęło 27 lat, odkąd pani Mirella "zniknęła". Do mieszkania jej rodziców przyjeżdżają policjanci. Zostali tam wezwani przez sąsiadów, którzy słyszeli za ścianą głośne krzyki.
Policja na miejscu nie potwierdziła awantury. Według podkomisarz Anny Hryniak, funkcjonariuszom otworzyła drzwi starsza kobieta. Powiedziała im, że pokłóciła się z mężem, którego jednak nie było w mieszkaniu. Z pokoju wyszła jej córka, 42-letnia pani Mirella. Policjanci wezwali do niej pogotowie, ponieważ kobieta miała widoczny obrzęk nóg i z trudem się poruszała. Pogotowie zabrało panią Mirellę do szpitala.
- Pacjentka potwierdziła, że od około 20 lat nie opuszczała mieszkania - powiedział nam Paweł Nowicki z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. - W momencie, gdy wyszła na klatkę schodową, jak sama stwierdziła, nie sądziła, że tak po remoncie wygląda klatka schodowa, ponieważ od 20 lat tutaj nie była - dodał.
Dwa dni później policja zawnioskowała do ośrodka pomocy społecznej o wgląd w sytuację rodziny. Jak przekazała nam dyrektorka świętochłowickiego OPS Monika Szpoczek, rodzina została objęta kompleksowym wsparciem.
Media i dochodzenie policji
Dwa miesiące później pani Mirella wyszła ze szpitala i wróciła do rodziców.
Paweł Nowicki z pogotowia w Katowicach w rozmowie z nami przekazał, że 42-latka była zaniedbana, natomiast Monika Szpoczek z ośrodka pomocy społecznej, że wyrabiają pani Mirelli dowód osobisty.
O pani Mirelli pierwszy napisał dziennik "Fakt". Wtedy sprawą zainteresowały się inne media. We wtorek, 14 października po południu policja wszczęła dochodzenie.
Prokuratura Rejonowa w Chorzowie nadzoruje dochodzenie policji w Świętochłowicach w sprawie znęcania się psychicznego i fizycznego nad 42-letnią panią Mirellą. Nikomu nie postawiono zarzutów.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska /tok
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24