Syn Mariana Banasia, Jakub, w "Jeden na jeden" w TVN24 opowiedział o swoim zatrzymaniu, do którego doszło w ubiegłym tygodniu. - Na pewno sposób zatrzymania, czyli ta forma: spektakularna, połączona z wnioskiem o ściągnięcie immunitetu, ma nieprawdopodobnie mocny kontekst polityczny. I tak trzeba rozpatrywać to zatrzymanie - ocenił. Podkreślał, że nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. - Kluczem będzie sąd - wskazał.
Syn prezesa Najwyższej Izby Kontroli Jakub Banaś oraz dyrektor krakowskiej Izby Administracji Skarbowej Tadeusz G. zostali w piątek zatrzymani przez CBA w związku ze śledztwem, które w początkowej fazie dotyczyło składania fałszywych oświadczeń majątkowych przez prezesa NIK Mariana Banasia. W sobotę obaj zatrzymani oraz żona Jakuba Banasia usłyszeli zarzuty. Dodatkowo w piątek prokurator generalny Zbigniew Ziobro, wystąpił do marszałek Sejmu o zgodę na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej Mariana Banasia.
Banaś oraz jego żona zostali zatrzymani po powrocie z urlopu, na lotnisku Kraków-Balice.
Jakub Banaś o zatrzymaniu na lotnisku w Krakowie
Jakub Banaś szczegóły zdarzenia przedstawił w środę w "Jeden na jeden" w TVN24.
- Zatrzymanie nastąpiło zaraz po wyjściu z kontroli granicznej. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, w tym sensie, że zachowanie agentów było bardzo profesjonalne, kulturalne, od samego momentu zatrzymania, aż do wypuszczenia w Białymstoku (gdzie był przesłuchiwany i usłyszał zarzuty - red.) - opisał.
Banaś przyznał przy tym, że zatrzymanie "było spektakularne i to już jest zupełnie inna sprawa". - Od samego faktu zatrzymania było kilkunastu funkcjonariuszy uzbrojonych na lotnisku. Później jechałem w konwoju czterech samochodów, trzech samochodów cywilnych i karetki pogotowia z pełną obstawą. Czułem się niemal jak VIP, jakiś Pablo Escobar. W trakcie transportu pilnowało mnie mniej osób - mówił dalej. - Rzeczywiście to zatrzymanie było spektakularne, jak i sam konwój, wszystko, co się działo - powtórzył.
Według dalszych wydarzeń i relacji Banasia, w piątek został on przetransportowany do Białegostoku. - Na Komendę Miejską Policji, gdzie spędziłem na dołku noc, a następnie rano rozpoczęły się czynności w prokuraturze (regionalnej) w Białymstoku - dokończył.
Prowadzący program Radomir Wit przypomniał, że jeden z zarzutów dotyczy wyłudzenia z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa około 120 tysięcy złotych na renowację kamienicy, wyłudzenie podatku VAT w wysokości prawie 80 tysięcy złotych i posłużenie się podrobionymi fakturami na kwotę ponad 310 tysięcy.
Banaś w odpowiedzi zwrócił uwagę, że razem z żoną nie przyznali się do stawianych im zarzutów. Powiedział też, że ze względu na tajemnicę postępowania nie będzie się do tych zarzutów odnosił. - Powiem tylko dwie rzeczy, bardzo istotne. Wszystkie dotacje wykonywaliśmy zawsze zgodnie z umowami. One są wykonane. Ich wykonanie można sprawdzić na tej kamienicy, którą posiadamy, i na remont której dotację otrzymywaliśmy - oświadczył.
Banaś: kluczem będzie sąd
Według śledczych podstawą do ogłoszenia wszystkich zarzutów był obszerny materiał dowodowy w postaci korespondencji elektronicznej, zeznań świadków i dokumentacji znalezionej w efekcie przeszukań, a także pozyskanej z urzędów państwowych.
- Prokuratura ma prawo twierdzić, to jest jej święty obowiązek. Niech twierdzi i niech podejmuje działania zgodnie z tym, jak powinna działać. Natomiast kluczem będzie sąd. Ja wierzę tutaj jednak w sprawiedliwość w sądzie i w to, że sądy są jeszcze niezależne i w związku z tym nie boję się tej sprawy - odpowiadał na to Banaś.
Zauważył dalej: - Z jednej strony będzie prokuratura ze swoimi twierdzeniami, a z drugiej strony będę ja czy moja żona z naszym obrońcą i będziemy dochodzić do tego, jak wyglądała rzeczywistość.
- Ja podkreślam, że nie przyznajemy się do stawianych zarzutów, wszystkie dotacje zostały wykonane. Dlaczego te dotacje dostawaliśmy? Bo to jest bardzo ważne. Nie dlatego, że byłem synem Mariana Banasia czy jakimś kimkolwiek ważnym. Dlatego, że ta kamienica była wpisana do rejestru zabytków i stąd się wzięły te dotacje - tłumaczył.
Banaś: dwa fakty narzucają pewien nowy kontekst na sprawę mojego zatrzymania
Jakub Banaś, pytany o wydarzenia wokół swojego ojca i jego oświadczenie, powiedział, że dla niego "dużo ciekawsza jest pewna koincydencja, a mianowicie złożenie w tym samym dniu wniosku przez prokuraturę o pozbawienie prezesa NIK-u immunitetu".
- Ten fakt i fakt drugi, że jestem synem prezesa Najwyższej Izby Kontroli, rzuca pewien nowy kontekst na sprawę mojego zatrzymania. Z punktu widzenia procesowego, ja nie mam żadnych problemów z tym, że zostałem zatrzymany, z tym że mi są stawiane zarzuty, bo jestem obywatelem jak każdy inny, jeżeli prokuratura coś twierdzi, ma psi obowiązek to robić - stwierdził.
- Kwestia jest tylko, że trzeba rozumieć politykę - zauważył. - Na pewno sposób zatrzymania, czyli ta forma: spektakularna, połączona z wnioskiem o ściągnięcie immunitetu, ma nieprawdopodobnie mocny kontekst polityczny. I tak trzeba rozpatrywać to zatrzymanie. Chodziło o to, żeby na opozycji wywrzeć presję medialną i moralną, żeby zagłosowała za ściągnięciem immunitetu, czyli żeby pokazać, że Banasie to są jacyś, nie wiadomo, jacy przestępcy, wyciągnęli jakieś miliony, a tu przecież nie ma mowy nawet o milionach - stwierdził.
Banaś przekazał, że chciałby "podkreślić jedną rzecz". - Jestem szaraczkiem, mikroprzedsiębiorcą, a wzięły się za mnie służby, które zaangażowały ogromne środki kosztujące setki tysięcy złotych, jak nie grubo ponad milion, żeby doprowadzić do postawienia mi zarzutów - oświadczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: CBA