Trzy ulice odcięte, ewakuacja mieszkańców i ekipa antyterrorystów z ciężkim sprzętem - a powodem całego zamieszania... niewinna papryka chili. Przygotowywanie pikantnej pasty w tajskiej restauracji w Londynie wywołało chaos w dzielnicy Soho.
Tajemnicza chmura o gryzącym zapachu, która przez trzy godziny unosiła się nad Soho, praktycznie wyludniła dzielnicę. Mieszkańcy kilkakrotnie już dotkniętego przez ataki terrorystyczne Londynu podejrzewali najgorsze: broń chemiczną lub biologiczną.
Policja profilaktycznie odcięła trzy ulice i ewakuowała mieszkańców, a przechodnie kaszląc uciekali w poszukiwaniu schronienia. Na miejsce przyjechali funkcjonariusze do walki z terroryzmem chemicznym i toksycznymi wyciekami.
Źródło zagrożenia zostało szybko zlokalizowane w tajskiej restauracji "Thai Cottage". Jak się okazało, panikę wywołały papryczki chili. Cztery kilogramy tych bardzo pikantnych warzyw smażyły się na wolnym ogniu, bo akurat przygotowywano półroczny zapas bardzo pikantnej pasty "nam prik pao".
- Rozumiem, iż ludzie, którzy nie są Tajlandczykami mogli nie wiedzieć, co to za zapach - przyznał szef restauracji Chalemchai Tangjariyapoon. - Ale na pewno nie był to zapach chemiczny - podkreślił.
Jedna z kelnerek "Thai Cottage" powiedziała, że restauracja działa od 17 lat i nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. - Następnym razem może rozwiesimy plakaty, by uprzedzić, że przygotowujemy pastę - dodała.
kaw
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA