Trzy lata temu tą sprawą żyła Polska. Ciężarówka przewożąca z Włoch 10 wycieńczonych tygrysów utknęła na polsko-białoruskiej granicy. Jeden osobnik padł, resztę uratowali pracownicy poznańskiego zoo. Za dramat zwierząt prokuratura chce pociągnąć do odpowiedzialności organizatora transportu, dwóch kierowców i dwóch lekarzy weterynarii. Akt oskarżenia przeciwko mężczyznom właśnie trafił do sądu.
Początek sprawy sięga października 2019 roku. Na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie (woj. lubelskie), po czterech dniach nieprzerwanej podróży z okolic Rzymu, utknęła ciężarówka z napisem "Horses". W środku znajdowało się 10 tygrysów, które jechały do cyrku w Dagestanie - jednej z republik Federacji Rosyjskiej. Strona białoruska z powodów formalnych nie chciała przepuścić transportu. Zwierzęta były wówczas wygłodzone i wycieńczone. Jeden z dziesięciu tygrysów nie przeżył.
Graniczny lekarz weterynarii dzwonił do wszystkich ogrodów zoologicznych w Polsce z prośbą o pomoc. Poznańskie zoo zgłasza gotowość do przyjęcia zwierząt i wysłało na granicę swoich pracowników. "Tygrysy oblepione własnymi odchodami, wyniszczone, wygłodzone, nasz lekarz weterynarii określa ich stan jako tragiczny" - napisali na portalu społecznościowym. Rozpoczął się wyścig z czasem. Kilkadziesiąt godzin później udało się przejąć zwierzęta pozamykane w ciasnych klatkach.
Początkowo dwa osobniki trafiły do ogrodu w Człuchowie, pozostałe siedem pojechało do Poznania, gdzie jeszcze przez jakiś czas trwała walka o życie kilku tygrysów w najgorszej kondycji. W kolejnych miesiącach, kiedy ich stan się polepszył, pięć osobników przetransportowano do azylu w Hiszpanii. Dwa najsłabsze zostały w Poznaniu. Oprócz imion Gogh i Khan, opiekunowie z zoo nadali im jeszcze przydomek - "Nieumarli". Dziś ma on wymiar jedynie symboliczny. Gogh zmarł w marcu tego roku.
Pięć osób oskarżonych
Równolegle do działań związanych bezpośrednio z ratowaniem zwierząt, swoje czynności prowadziła prokuratura. Pierwszym zatrzymanym w sprawie był organizator transportu, obywatel Federacji Rosyjskiej Rinat V. Usłyszał zarzuty dotyczące znęcania się nad zwierzętami. Według śledczych mężczyzna zorganizował transport tygrysów w nieodpowiednich dla nich warunkach, w klatkach ograniczających swobodę, nie zapewnił odpowiedniej ilości pokarmu i dostępu do wody, w wyniku czego jeden z tygrysów padł. W kolejnych dniach podobne zarzuty usłyszeli również kierowcy, a także graniczny lekarz weterynarii w Koroszczynie, który miał zaniechać sprawdzenia stanu zdrowia i nie zadbać o poprawienie warunków tygrysów.
Trzyletnie śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Lublinie. 5 października akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej. Ostatecznie objęto nim pięć osób.
Pierwszym oskarżonym jest wspomniany wyżej Rinat V., któremu za zorganizowanie transportu grozi do trzech lat więzienia. Daj włoscy kierowcy - Marco A. i Alessio D. zostali oskarżeni o to, że nie dostarczali tygrysom wystarczającej ilości jedzenia i wody, oraz nie zagwarantowali odpowiednich warunków w czasie transportu co doprowadziło do śmierci jednego z tygrysów, za co również grozi do trzech lat więzienia.
Dwaj pozostali oskarżeni to polscy lekarze weterynarii, którzy - zdaniem prokuratury - nie dopełnili obowiązków. Jarosław N. "zaniechał niezwłocznego sprawdzenia stanu zdrowia tygrysów i podjęcia działań na rzecz ochrony zwierząt, w szczególności odnoszących się do poprawy ich dobrostanu, przez co działał na szkodę interesu publicznego". Natomiast Eugeniusz K. "przeprowadzając dwie kontrole, nie stwierdził uchybień i pozwolił na przewóz tygrysów przez granicę". Obu funkcjonariuszom publicznym grozi do trzech lat więzienia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24