"Wozy z martwymi stale dojeżdżają". Ofiar powodzi więcej, niż podają władze?


"Dopiero co wróciłem z kostnicy. Na moich oczach wnieśli nowe ciała... Wozy z martwymi stale dojeżdżają". Tak zaczyna swą ostatnią relację z Krymska korespondent niezależnej rosyjskiej "Nowej Gaziety" Dmitrij Bykow.

Armagedon dla mieszkańców rosyjskiego wybrzeża Morza Czarnego zaczął się w nocy z piątku na sobotę, gdy w wyniku gigantycznych ulew powstała sięgająca nawet 7 metrów fala powodziowa. Ściana wody porywała ludzi i niszczyła domy. W samym Krymsku domy straciło ok. 60 tys. osób.

Władze kłamią?

Jak relacjonuje dziennikarz "Nowej Gaziety", do kostnicy w Krymsku nikt nie jest dopuszczany. Stoi tam policja i lokalni urzędnicy. Ci ostatni powtarzają dziennikarzom, że "nie wypada robić wywiadów z ludźmi, których dotknęła taka tragedia".

Tymczasem sami ludzie podchodzą do dziennikarzy. Nikt nie wierzy w oficjalnie podawaną liczbę ofiar - co najmniej 171. Ani w podawane przyczyny morderczej powodzi. Okazuje się też, że przez wiele lat nie oczyszczano dna rzeki Adagum, dlatego tak szybko wylała.

Żałoba i śledztwo

Prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił poniedziałek dniem żałoby narodowej, by uczcić pamięć osób, które zginęły na skutek nagłej powodzi na Kubaniu, na południu kraju. W całym kraju stacje telewizje, kina i teatry rezygnują z lżejszego, czysto rozrywkowego repertuaru, a w Rosji oraz jej placówkach dyplomatycznych za granicą flagi państwowe opuszczono do połowy masztu.

Putin w niedzielę nakazał wszczęcie śledztwa, mającego wyjaśnić, dlaczego liczba ofiar powodzi była tak wysoka i czy można było uczynić coś, co zapobiegłoby katastrofie lub ustrzegło mieszkańców przed jej tragicznymi skutkami. Poszkodowanym obiecano wysokie odszkodowania.

Autor: //gak/k / Źródło: Nowaja Gazieta, PAP