Najpierw otaczali kobiety, a potem je obmacywali i okradali - tak mieli działać napastnicy, którzy w zorganizowanych grupach liczących po kilkudziesięciu mężczyzn atakowali Niemki w sylwestra. Ofiary wspominają, że atakujący otaczali te tak szczelnie, że nie było szans na wyrwanie się i ucieczkę. Większość z nich chce zachować anonimowość, nie pokazują twarzy. W rozmowie z niemieckimi mediami opowiedziały, co je spotkało.
Z policyjnych informacji wynika, że grupa ok. 100 mężczyzn "o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej" zebrała się w noc z 31 grudnia na 1 stycznia w okolicach głównej stacji kolejowej i katedry. Z tłumu wyodrębniały się mniejsze grupy, które osaczały kobiety, napastowały je, a następnie okradały.
W samej Kolonii doniesienia złożyło na policji około 100 kobiet, w Hamburgu - 27, a Stuttgarcie - kilka.
"Dotykali nas"
18-letnia Michelle powiedziała, że w noc sylwestrową bawiła się w grupie 11 koleżanek. Po raz pierwszy zobaczyła dużą grupę mężczyzn koło dworca kolejowego w Kolonii około godziny 23, kiedy razem ze znajomymi próbowała przedostać się nad rzekę, by obejrzeć pokaz fajerwerków. - Udało nam się wejść do katedry i potem chcieliśmy przejść obok Muzeum Ludwiga, żeby dołączyć do wszystkich nad rzeką. Nagle pojawiła grupa 20-30 mężczyzn - wspominała Michelle.
Dziewczęta poczuły się zagrożone i mocno chwyciły się za ręce. - Byli pełni gniewu, a my starałyśmy się, żeby żadna z nas nie została przez nich wyciągnięta z grupy. Dotykali nas, starałyśmy się uciec tak szybko, jak się dało - powiedziała. Dziewczyna powiedziała, że napastnicy okradli je, wyciągając z kieszeni portfele i telefony komórkowe.
Potem, kiedy dziewczyny wracały na dworzec, spostrzegły, że na placu przed katedrą jest jeszcze więcej mężczyzn, którzy odpalali fajerwerki z ręki.
"Mogli nas zabić, albo zgwałcić"
Michelle zgodziła się wystąpić przed kamerą, ale inne napadnięte kobiety wolą zachować anonimowość. Niemieckie media dotarły do innej ofiary napastników - Nagle mężczyźni stojący obok mnie zaczęli nas dotykać. Złapali mnie i dotykali w miejscach intymnych. Dotykali nas wszędzie. Ja i moja przyjaciółka próbowałyśmy uciec. Kiedy się odwróciłam, ktoś chwycił moją torbę i mi ją zabrał - mówiła jedna z kobiet pragnących zachować anonimowość.
- Kiedy byłyśmy otoczone, mogli nas zabić, albo zgwałcić i nikt by nie zauważył. Nie byłyśmy się w stanie obronić. Obok nas nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc - wspominała.
I dodała: - Bałyśmy się, że nie wyjdziemy stamtąd żywe. Bałyśmy się, że ktoś wyciągnie nóż, że ktoś nas zgwałci na środku ulicy. Najgorsze jest to, że nikt tego nie widział.
"Mieli poczucie siły"
Inna z ofiar, która przedstawia się jako Evelin M., powiedziała, że napastnicy zaatakowali ją na schodach. Kobieta próbowała się bronić, ale prawie spadała ze stopni.
- Było tak dużo ludzi. Nie miałam żadnej kontroli nad sobą, nie było jak się bronić - mówiła. - Mieli poczucie siły i przekonanie, że mogą nam zrobić wszystko, co tylko chcą. My chciałyśmy tylko uczcić nowy rok. To było straszne.
Evelin powiedziała, że kiedy udało im się wyrwać napastnikom, pobiegły do radiowozów, ale nikogo w nich nie było. - Wiemy, że jest ich zbyt mało, by mogli sobie poradzić z tym, co spotkało nas - wyznała kobieta.
Spotkanie kryzysowe
Policja i władze Kolonii zebrały się we wtorek na nadzwyczajnym spotkaniu w związku z napaściami seksualnymi i rabunkowymi, do których doszło w sylwestra w okolicach głównego dworca kolejowego w mieście. Oburzenie napaściami wyraziła kanclerz Angela Merkel.
Prezydent (komendant okręgowy) policji Wolfgang Albers mówił o licznych wykroczeniach na tle seksualnym oraz o jednym przypadku gwałtu. Albers powiedział dziennikarzom, że policja nie wie jeszcze, kim byli sprawcy. Dodał, że z obserwacji policjantów wynika, że "w większości byli to młodzi mężczyźni, w wieku od 18 do 35 lat".
Szef związku zawodowego policjantów w Nadrenii Północnej-Westfalii Arnold Plickert powiedział telewizji ZDF, że napastnicy pochodzili z krajów arabskich i północnoafrykańskich. Jak wyjaśnił, grupy napastników liczące kilkadziesiąt osób otaczały swoje ofiary, uniemożliwiając policji szybką interwencję.
Szefowa eurosceptycznej i antyislamskiej partii Alternatywa dla Niemiec Frauke Petry obarczyła Merkel i jej rząd odpowiedzialnością za zajścia. "To konsekwencja niekontrolowanej imigracji" - powiedziała szefowa ugrupowania, które zdobywa popularność szczególnie na wschodzie Niemiec. Jej zdaniem polityka rządu wobec uchodźców jest "katastrofalna".
Autor: pk/ja / Źródło: ENEX, PAP