Podczas służby w Afganistanie zabiłem 25 talibów - wyznał książę Harry w autobiografii, która ukaże się w tym tygodniu. Dodał, że o swoich ofiarach "nie myślał jako o ludziach" i nazwał je "pionkami usuniętymi z szachownicy". Ten fragment wzbudził oburzenie talibów. Domagają się, by książę stanął przed międzynarodowym sądem.
Światowa premiera "Spare" (polski tytuł to "Ten drugi" - red.), głośnej autobiografii księcia Harry’ego, zaplanowana jest na 10 stycznia, jednak w Hiszpanii sprzedaż książki - rzekomo przez pomyłkę - ruszyła pięć dni wcześniej. Wiele jej fragmentów zdążyło już trafić do mediów i wzbudzić ogromne kontrowersje. Media poświęcają dużo uwagi zwłaszcza szczegółowo opisanemu konfliktowi Harry’ego ze swoim bratem Williamem. Szerokim echem odbił się też rozdział, w którym książę napisał o pobycie w Afganistanie.
Członek rodziny królewskiej w trakcie swojej służby w armii dwukrotnie wyjeżdżał na misję do Afganistanu: w 2007 oraz 2012 roku. Podczas drugiego wyjazdu pełnił funkcję jednego z pilotów śmigłowca bojowego Apace. W swojej autobiografii wyznał, że zabił wówczas 25 talibów.
"To nie była statystyka, która napełniała mnie dumą. Ale też mnie nie zawstydziła. Kiedy byłem pogrążony w ogniu i zamieszaniu walki, nie myślałem o tych 25 osobach jako o ludziach. Byli pionkami usuniętymi z szachownicy. Złymi ludźmi wyeliminowanymi, zanim zabili dobrych ludzi" - wyjawił Harry.
Autobiografia Harry'ego. Talibowie oburzeni
Do przedstawionych w książce informacji odnieśli się talibowie. Jak informuje Sky News, władze afgańskiej prowincji Helmand, w której od 2006 do 2014 roku stacjonowały brytyjskie jednostki, żądają postawienia księcia przed sądem.
- Jeśli Harry uważa się za członka cywilizowanego świata, takie wyznanie powinno być dla niego zawstydzające. A jeszcze większym wstydem jest to, że mówi o tym z taką dumą, jak niepiśmienna osoba z ubogiej społeczności, bez żadnej wiedzy i edukacji - powiedział cytowany przez portal Hameedullah Hameedi, członek lokalnej rady. Dodał, że talibowie oczekują nie tylko postawienia Harry’ego przez sądem, ale również "szybkiego ukarania go przez społeczność międzynarodową".
Z kolei Afgańczyk Mullah Abdullah w rozmowie z agencją informacyjną AP przekazał, że w trakcie jednego z brytyjskich nalotów stracił dziewięciu krewnych. Zginęli oni, gdy ostrzelany został ich dom. Abdullah przeżył, bo podczas bombardowania był na targu w sąsiedniej wiosce. - Wzywamy społeczność międzynarodową do postawienia tego człowieka (Harry’ego) przed sądem, powinniśmy też dostać rekompensatę za nasze straty. Straciliśmy nasze domy i naszych bliskich - zaznaczył mężczyzna.
Książę nie skomentował na razie wzbudzającego oburzenie talibów fragmentu. Nie pojawił się też oficjalny komentarz ze strony rodziny królewskiej ani brytyjskiego ministerstwa obrony.
Jak zauważył w relacji z Londynu Maciej Woroch, korespondent "Faktów" TVN, "są tacy, którzy mówią - jak byli oficerowie wywiadu i brytyjscy dowódcy - że (tą wypowiedzią książę Harry - red.) położył na swoich plecach wielki znak krzyża i niemal podpisał go: tu strzelać". Byli żołnierze krytykują Harry'ego, tłumacząc, że ze względów bezpieczeństwa nie powinno się ujawniać szczegółów dotyczących służby.
Źródło: Sky News