Szereg państw Bliskiego Wschodu z Arabią Saudyjską na czele zerwało relacje dyplomatyczne z Katarem i zamknęło dla jego obywateli swoje granice. Mały szejkanat z dnia na dzień stał się wrogiem, co jest istotnym problemem dla Pentagonu, bo na terenie poddanego ostracyzmowi Kataru znajduje się największa amerykańska baza w regionie - Al Udeid. Stacjonuje tam ponad dziesięć tysięcy Amerykanów i między innymi mała grupa Polaków.
Al Udeid to centrum dowodzenia całych amerykańskich sił w regionie Bliskiego Wschodu. Stamtąd jest między innymi koordynowana kampania lotnicza przeciw tak zwanemu Państwu Islamskiemu. Tam znajduje się regionalne Dowództwo Centralne. W Al Udeid znajduje się też mała grupa polskich wojskowych, którzy są częścią kontyngentu wojskowego wysłanego do wsparcia operacji przeciw dżihadystom. To oficerowie oddelegowani do Połączonego Powietrznego i Kosmicznego Centrum Operacyjnego, które koordynuje działanie lotnictwa USA i sojuszników na Bliskim Wschodzie. Reprezentują tam główną część polskiego kontyngentu, czyli cztery myśliwce F-16 i około 150 żołnierzy stacjonujących w Kuwejcie. Na pytania tvn24.pl Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych zadeklarowało, że "żołnierze PKW OIR Kuwejt niezmiennie realizują swoje zadania mandatowe". Biuro Prasowe nie sprecyzowało też, ilu właściwie naszych żołnierzy jest w Katarze. "Ze względów operacyjnych, a przede wszystkich zważając na bezpieczeństwo żołnierzy nie ujawniamy danych dotyczących liczebności osób stacjonujących w poszczególnych bazach" - stwierdzono.
Zachęta dla Amerykanów
Baza Al Udeid to prawdziwy moloch zbudowany na środku pustyni. Katarczycy postawili go z rozmysłem, inwestując w latach 90. miliard dolarów w wielkie lotnisko i przyległą infrastrukturę, choć ich skromne własne lotnictwo nie potrzebowało takiego rozmachu. Katarczycy od początku nie kryli, że chcą przyciągnąć Amerykanów, którzy po Operacji Pustynna Burza istotnie zwiększyli swoje stałe siły w regionie Bliskiego Wschodu. Już w 1999 roku szejk Hamah, emir Kataru, otwarcie powiedział amerykańskim dyplomatom, że chciałby widzieć w bazie Al Udeid dziesięć tysięcy żołnierzy USA. Jego pragnienie się ziściło. Już w 2003 roku, kiedy Amerykanie rozpoczynali drugą wojnę z Irakiem, regionalne dowództwo powietrzne zostało przeniesione do katarskiej bazy z Arabii Saudyjskiej. Wraz z gwałtownym wzrostem obecności wojska USA w Afganistanie i Iraku, adekwatnie rosła amerykańska obecność w Katarze. Obecnie w Al Udeid stacjonuje około 11 tysięcy Amerykanów. To największa baza amerykańska na całym Bliskim Wschodzie. Razem z nimi stacjonują tam liczne kontyngenty sojusznicze, podobne do tego polskiego, które zapewniają koordynację. Tymczasem całe siły zbrojne Kataru liczą niecałe 12 tysięcy ludzi. Szejkanat ma więc na swoim terytorium niemal tylu samo żołnierzy amerykańskich co swoich własnych.
Centrum nerwowe wojska USA w regionie
Poza licznymi centrami dowodzenia i łączności, katarska baza jest też ważnym centrum logistycznym oraz miejscem stacjonowania lotnictwa. Do Al Udeid nieustannie przylatują z USA i Europy ciężkie transportowce C-5 i C-17 wożące różne zapasy dla sił rozlokowanych w mniejszych bazach w regionie. Na katarskim lotnisku stacjonuje też całe skrzydło latających tankowców, wspierających misje bojowe nad Afganistanem, Irakiem czy Syrią. Okresowo na Al Udeid lądują też najcięższe bombowce w rodzaju B-1 czy B-52, które wykonują stamtąd naloty. Te wielkie maszyny są wysyłane na katarskie lotnisko, bowiem dysponuje ono jednym z najlepszych, długim na niemal cztery kilometry, pasów startowych w regionie. Dodatkowo ma też liczne płyty postojowe i zaplecze serwisowe. Znajdują się tam też wielkie składy amunicji lotniczej i szpital. "Średnio co dziesięć minut startuje lub ląduje tu samolot. Nie tylko w ciągu dnia, ale przez całą dobę" - opisuje aktywność w Al Udeid 379. Ekspedycyjne Skrzydło Lotnicze, obejmujące maszyny stacjonujące w katarskiej bazie. "Zużywa się tu więcej paliwa lotniczego niż w łącznie kolejnych pięciu bazach USAF na świecie" - dodają autorzy notki informacyjnej na stronie jednostki. Choć dość nowoczesna i przyzwoicie wyposażona, Al Udeid nie należy do najbardziej ekscytujących miejsc dla żołnierzy. Leży praktycznie na pustyni, a dookoła nie ma nic ciekawego, poza położoną kilka kilometrów za bramą bazy rozległą strefą przemysłową katarskiej stolicy, Dohy.
USA nie mają "niezastąpionych baz"
Zamieszanie dyplomatyczne wokół Kataru jest więc zmartwieniem dla Pentagonu, który wiele zainwestował w Al Udeid. W poniedziałek, niedługo po tym jak rozpoczęła się ofensywa dyplomatyczna Arabii Saudyjskiej wymierzona w Katar, rzecznik wojska USA zapewniał, że "misja w bazie Al Udeid jest kontynuowana i [działanie wymierzone w Katar - red.] nie ma na nią wpływu". Niemniej jednak Katar potępiony przez pozostałych sojuszników USA w regionie, którzy razem są ważniejsi niż szejkanat, stał się problemem. Co więcej, sami Amerykanie od dawna mieli problem z zarzucanym Katarowi wsparciem udzielanym przez to małe państwo różnym islamskim organizacjom radykalnym, jednak nie robili z tym nic konkretnego. Kilka dni przed gwałtowną ofensywą dyplomatyczną państw arabskich wymierzoną w Katar w Waszyngtonie odbyła się konferencja, na której poruszono właśnie znacznie szejkanatu dla USA i jego wsparcie dla radykalnych organizacji. - Stany Zjednoczone nie mają żadnych niezastąpionych baz - stwierdził wówczas były szef Pentagonu Robert Gates. - Problem nie leży w dowództwie wojskowym Kataru, które jak wszyscy wiemy, jest bardzo dobre. Martwi nas wszystko poza współpracą wojska - dodał. - Jeśli zachowania Kataru się nie zmienią, będzie wola do poszukiwania alternatywnych miejsc bazowania - stwierdził republikański kongresmen z Kalifornii Ed Royce, członek Komitetu Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl, CNN, smallwarsjournal.com, Washington Post
Źródło zdjęcia głównego: USAF