Joe Biden w poniedziałek przybył z oficjalną wizytą do Kijowa. Podróże prezydenta USA do państw, w których trwa wojna, są jednak niezwykle rzadkie ze względów bezpieczeństwa. Jak zdołano utrzymać tę podróż Joe Bidena w tajemnicy? Jej organizacja była znacząco inna od tego, co znać możemy z innych podróży przywódców USA.
Dzień wcześniej, 20 lutego, amerykański przywódca niespodziewanie przybył także do Kijowa, na kilka dni przed pierwszą rocznicą rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Takie wizyty amerykańskiego przywódcy w państwach ogarniętych wojną są niezwykle rzadkie ze względu na wiążące się z nimi trudne do przewidzenia ryzyko. Jak odnotowali eksperci, nawet w przypadku byłych wizyt prezydentów USA w Iraku czy Afganistanie Amerykanie posiadali wówczas pełną kontrolę nad tamtejszą przestrzenią powietrzną. W Ukrainie było inaczej.
Z tego powodu wizyta Joe Bidena w Kijowie wymagała wyjątkowych wysiłków w zakresie logistyki i bezpieczeństwa, a cała wizyta nie przebiegała podobnie do innych wizyt prezydenta USA. W jaki sposób zdołano utrzymać w tajemnicy podróż Joe Bidena do Kijowa?
Podróż w tajemnicy
Utajenie przygotowań wizyty Joe Bidena w Ukrainie było jednym z najważniejszych elementów zapewnienia mu bezpieczeństwa. Mimo że organizacja podróży trwała prawdopodobnie kilka miesięcy, wiedziała o niej jedynie bardzo nieliczna grupa ludzi bezpośrednio zaangażowanych w przygotowania. Według nieoficjalnych informacji do ostatnich chwil niepewny był również przebieg samej wizyty - opracowane zostały różne scenariusze, w których Joe Biden spotykał się z Wołodymyrem Zełenskim na granicy polsko-ukraińskiej, we Lwowie lub właśnie w Kijowie. Ostateczną decyzję o wyborze podróży do Kijowa miał podjąć osobiście prezydent USA w piątek wieczorem - po zapoznaniu się z najnowszymi informacjami od swoich doradców.
Gdy Biały Dom wciąż oficjalnie zaprzeczał planom prezydenta USA odwiedzenia Ukrainy, w rzeczywistości w niedzielę przed świtem Joe Biden udał się na lotnisko, z którego poleciał prosto do Niemiec. Według mediów nie skorzystał przy tym ze swojego prezydenckiego samolotu, zmodyfikowanego boeinga 747 znanego zwykle jako Air Force One, ale z używanego przez wiceprezydenta mniejszego boeinga 757, używanego raczej do krótszych lotów.
Po uzupełnieniu paliwa w Niemczech boeing 757 miał ruszyć w dalszy lot do Rzeszowa jeszcze bardziej incognito - nie tylko nadal nie posługując się znakiem wywoławczym Air Force One, ale także z wyłączonym transponderem. Po wylądowaniu Joe Biden przesiadł się do pociągu, którym po 10-godzinnej nocnej podróży dotarł nad ranem do Kijowa.
Mimo utrzymywania całej podróży w ścisłej tajemnicy, na kilka godzin przed wyjazdem Joe Bidena do Kijowa powiadomieni o niej zostali natomiast Rosjanie, o czym w poniedziałek poinformował doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan. Przekazywanie tego typu informacji, choćby z niewielkim wyprzedzeniem czasowym, podyktowane było również względami bezpieczeństwa.
Rozpędzony konwój w Kijowie
Po przybyciu do Kijowa prezydent Joe Biden przesiadł się do składającego z kilkunastu samochodów konwoju, którym w kolejnych godzinach poruszał się po mieście. Mieszkańcy Kijowa nie byli uprzedzeni o utrudnieniach w komunikacji - nawet widząc poruszający się z dużą prędkością konwój mogli jedynie domyślać się, kto znajduje się w samochodach. Jak wynika z nagrań Joe Biden nie jeździł przy tym swoją prezydencką kuloodporną limuzyną z widocznymi flagami USA, ale białym cywilnym SUV-em. Nie wiadomo, czy pojazdy te zostały zapewnione przez stronę ukraińską, czy należały do Amerykanów.
Trasa przejazdu oraz każdy krok prezydenta USA zabezpieczane były przez współpracujące ze sobą ukraińskie i amerykańskie służby. Według doniesień medialnych prezydentowi USA cały czas towarzyszyła obstawa uzbrojonych agentów Secret Service, osoba niosąca słynną "walizkę atomową", a także niewielki zespół medyczny. Nie ujawniono jak dotąd jednak żadnych szczegółów dotyczących organizacji tej części wizyty.
ZOBACZ TEŻ: Kolacja w restauracji, zmyłka Białego Domu i tajemnicze oświadczenia. Kulisy podróży Bidena do Kijowa
Amerykański "Doomsday plane"
O bezpieczeństwo Joe Bidena w podróży do ogarniętej wojną Ukrainy cały czas dbało także wojsko USA. O szczegółach jego działań tradycyjnie nie jest informowana opinia publiczna. Wiadomo jednak, że w polskiej przestrzeni powietrznej blisko granicy z Ukrainą już na wiele godzin przez wizytą zaczęły krążyć liczniejsze niż zwykle samoloty rozpoznawcze E-3 Sentry i RC-135W Rivet Joint tankowane w powietrzu przez latającą cysternę. Zwiad ten umożliwiał Amerykanom stałe obserwowanie sytuacji w Kijowie i okolicach.
W ślad za prezydentem USA z pewnym opóźnieniem do Rzeszowa wyruszył także prezydencki samolot Air Force One oraz - najprawdopodobniej - tak zwany Doomsday plane (pol. samolot dnia zagłady albo samolot dnia sądu ostatecznego), który zwykle towarzyszy prezydentowi USA podczas dalekich podróży. To nieoficjalne określenie czterech maszyn - głęboko zmodyfikowanych samolotów Boeing 747-200 oznaczonych jako Boeing C-4 AACP. Maszyny te w uproszczeniu pełnią rolę powietrznych stanowisk dowodzenia lub wręcz "powietrznych bunkrów nuklearnych".
Samoloty te mają stanowić najbezpieczniejsze schronienie prezydenta USA i najwyższych rangą przywódców USA w przypadku wystąpienia poważnego zagrożenia. Wynika to z założenia, że wysoko w powietrzu będą oni znacznie bezpieczniejsi niż choćby w najgłębszych bunkrach m.in. dlatego, że nie będzie można ich trafić nawet głowicą termojądrową. Zbudowane w czasie zimnej wojny maszyny mają być zdolne do wytrzymania warunków wojny atomowej na powierzchni Ziemi, a dzięki tankowaniu z latających cystern każdy E-4B może teoretycznie utrzymać się w powietrzu nieprzerwanie przez tydzień, zanim nie zostanie ustalone, gdzie można bezpiecznie wylądować i się schronić. Dzięki specjalistycznym systemom łączności z pokładu tych samolotów można jednocześnie utrzymywać łączność z siłami USA rozmieszczonymi na całym świecie. W ogonie każdego E-4B zamontowano wyciągarkę z długim na osiem kilometrów kablem służącym za antenę. Dzięki niej można komunikować się nawet z zanurzonymi okrętami podwodnymi. Widoczny na grzbiecie samolotów "garb" to natomiast anteny do łączności z satelitami. Dzięki swojemu wyposażeniu z pokładu "Doomsday plane" możliwe jest podejmowanie najważniejszych decyzji państwowych, łącznie z tą o odpaleniu amerykańskich rakiet z głowicami termojądrowymi.
ZOBACZ TEŻ: Brzezinski: Biden spędzi dzień na konsultacjach, jak Ameryka może pracować na rzecz Ukrainy
Źródło: CNN, Reuters, princegeorgecountyva.gov, Business Insider, "Washington Post", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF