Jedno z najważniejszych porozumień w zakresie rozbrojenia jądrowego runęło. Władimir Putin nakazał zawieszenie umowy z USA, która zakładała zneutralizowanie kilkudziesięciu ton plutonu z głowic jądrowych. Główną winę ponoszą jednak Amerykanie, którzy nie byli w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań. Rosjanie tylko to wykorzystali.
Efekt jest jednak taki, że teraz zarówno Rosja jak i USA mają wolną rękę i w praktyce mogą zrobić ze swoim plutonem co chcą. Na razie nie oznacza to rozpoczęcia produkcji nowych głowic termojądrowych, bo obowiązują jeszcze inne porozumienia ograniczające rozmiary arsenałów jądrowych. Jednak jeśli i te umowy zostaną zakwestionowane, to będzie znacznie łatwiej się na nowo zbroić. Obecne wydarzenia to niebezpieczne odwrócenie trendu, który Rosja i USA zapoczątkowały po wygaśnięciu zimnej wojny. Wola do ograniczenia arsenałów jądrowych i współpracy topnieje.
Teatralny gest Kremla
Pozornie można za to winić Rosjan. To Kreml teatralnie ogłosił, że zawiesza obowiązującą od 2000 roku umowę zakładającą zneutralizowanie wojskowego plutonu. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow zagrzmiał, że to dowód na to, iż "mówienie do Rosji z pozycji siły, językiem sankcji i ultimatów nie da żadnego efektu". Kreml miał się zdecydować na taki krok ze względu na nieprzyjazne kroki Zachodu, zwłaszcza USA. Rosjanie stwierdzili, że mogą wrócić do realizacji porozumienia tylko po szeregu ustępstw rywali. Są one jednak tak daleko idące, że Kreml nie może brać na serio możliwości ich spełnienia. Oznacza to tyle, że porozumienie definitywnie zostało zerwane. Odrzucając całą rosyjską retorykę o konieczności obrony przed agresywnym Zachodem, w oświadczeniu Kremla jest ziarno prawdy. Rosjanie zarzucili Amerykanom, że oni i tak nie wywiązywali się ze swojej części porozumienia, co jest prawdą. USA zawiodły na całej linii. W tym wypadku stereotypy o rosyjskiej niegospodarności i amerykańskiej przedsiębiorczości odwróciły się. Rosjanie zbudowali i uruchomili zakłady zdolne przetwarzać wojskowy pluton na paliwo do cywilnych reaktorów nuklearnych. Natomiast analogiczne przedsięwzięcie w USA stało się gigantyczną katastrofą. Koszty wymknęły się spod kontroli, a o konkretnych terminach realizacji już się nawet nie rozmawia. Rosjanie mają więc prawo stwierdzić, że to Amerykanie zawiedli. USA nie wywiązały się ze swoich zobowiązań i w ostatnich latach próbowały nakłonić Rosję, aby zgodziła się na zmianę treści porozumienia. Ta jednak na to nie przystała i postawiła Amerykanów pod ścianą. Ponieważ ci nie robili właściwie nic, więc porozumienie faktycznie umarło. Teraz Rosjanie postanowili je jeszcze wykorzystać do teatralnego gestu.
Owoc końca zimnej wojny
Niezależnie od politycznych manewrów i tego, czyja jest wina, koniec porozumienia jest niezaprzeczalną stratą. Było to jedno z najważniejszych osiągnięć pozimnowojennego odprężenia na linii Moskwa-Waszyngton. Jego celem było uczynienie świata bezpieczniejszym przez wyeliminowanie co najmniej 68 ton specjalnego plutonu przeznaczonego do budowy głowic termojądrowych. To dość, aby każde mocarstwo mogło sobie zmontować ich kilkanaście tysięcy. Cały przeznaczony do zniszczenia pluton kiedyś już był bronią. Stał się niepotrzebny wobec drastycznego ograniczenia arsenałów jądrowych na początku lat 90. Stare głowice rozmontowywano, odzyskując z nich wysoko wzbogacony uran i pluton. Ten pierwszy jest dość łatwo przerobić na paliwo do reaktorów atomowych, wobec czego już w 1993 roku podpisano porozumienie "Megatony na Megawaty". Na jego mocy amerykańskie firmy kupowały od Rosjan pręty paliwowe wytworzone z uranu pozyskanego z głowic. W 2013 roku program został zakończony, bowiem udało się wykorzystać całą rosyjską nadwyżkę wysoko wzbogaconego uranu - 500 ton. Pluton stanowił większy problem. Początkowo w ogóle nie wiedziano co można z nim zrobić, tak aby w sposób trwały uczynić go nieprzydatnym. Pluton wyprodukowany na cele wojskowe jest inny od tego wykorzystywanego w energetyce jądrowej i nie można go tak po prostu użyć w cywilnych reaktorach jako paliwo. Po kilku latach analiz, pod koniec lat 90. uznano, że optymalnym rozwiązaniem jest przetworzenie go na tak zwany MOX. To mieszanka uranu, plutonu i różnych dodatków, która może stanowić uzupełnienie standardowego paliwa spalanego w większości cywilnych reaktorów.
Rosja dopina swojego
Część ekspertów od początku poddawała w wątpliwość taki pomysł. Wskazywano, że jego realizacja będzie skomplikowana i droga. Konieczne było opracowanie wielu nowych technologii i zbudowanie specjalnych zakładów. Zwłaszcza Amerykanie nie byli całkowicie przekonani do opcji z MOX i do końca promowali pomysł zmieszania plutonu z silnie radioaktywnymi odpadami, a następnie zakopania na składowisku. Rosjanie stali jednak na stanowisku, że byłoby to zmarnowanie bardzo kosztownego i efektywnego źródła energii. Twierdzili też, że opcja amerykańska nie gwarantuje trwałej utylizacji plutonu. Dodatkowo liczyli na to, że umowa z Amerykanami popchnie do przodu prace nad rozwojem technologii paliwa MOX oraz specjalnych reaktorów, które mogłyby być zasilane tylko nim. Prowadzono je jeszcze w ZSRR, ale powoli a po rozpadzie imperium praktycznie zamarły z braku pieniędzy. Elementem umowy miało być natomiast hojne finansowanie prac z budżetu USA. Ostatecznie Amerykanie ulegli, chcąc sfinalizować ważne porozumienie rozbrojeniowe. Zgodzili się na forsowany przez Rosjan MOX, choć z zastrzeżeniem, że część swojego plutonu zutylizują przez zmieszanie z radioaktywnymi odpadami. Oba państwa miały pozbyć się po 34 tony materiału wydobytego z głowic. Dodatkowo Amerykanie zgodzili się wesprzeć Rosjan finansowo kwotą niemal pół miliarda dolarów. Umowę podpisano w 2000 roku.
Amerykanie zawodzą
Problemy zaczęły się bardzo szybko. Opracowanie odpowiedniej technologii i zaprojektowania zakładów do przetwarzania plutonu okazało się skomplikowanym zadaniem, zgodnie z przewidywaniami części ekspertów. Rosjanom od początku szło jednak lepiej. Swoje zakłady postanowili zbudować w zamkniętym mieście Żeleznogorsk nad brzegiem Jeniseju, gdzie dopiero w 2008 roku zakończono definitywnie produkcję plutonu na cele wojskowe. Od razu przystąpiono do prac nad zakładami do jego utylizacji. Oficjalnie uruchomiono je w 2015 roku.
Tymczasem Amerykanie beznadziejnie ugrzęźli. Budowa ich zakładów do produkcji MOX w Savannah River stała się festiwalem opóźnień, protestów, zmian planów i niekontrolowanego wzrostu kosztów. Początkowo szacowano je na kilka miliardów dolarów. Teraz mowa o 30 miliardach, albo nawet więcej. Administracja Baracka Obamy już od kilku lat starała się tą budowę storpedować, nie widząc szans na doprowadzenie jej do końca w racjonalnym czasie i budżecie. Opierała się temu jednak część lokalnych polityków, chcących utrzymać strumień rządowych pieniędzy płynących na plac budowy. Opierali się też konsekwentnie Rosjanie, którzy pomimo wielu prób Waszyngtonu, nie chcieli przystać na zmianę porozumienia i umożliwienie Amerykanom utylizacji plutonu przez zmieszanie go z radioaktywnymi odpadkami.
W związku z pogarszającymi się relacjami USA i Rosji perspektywa polubownego zakończenia sporu już od ponad roku stawała się coraz bardziej odległa. Nie mogąc przekonać Rosjan, Amerykanie najwyraźniej postanowili czekać i nic nie robić. W ten sposób udało im się osiągnąć chociaż tyle, że to Kreml teatralnie zamroził porozumienie i pozornie może się wydawać, że to on jest temu winny. Rosyjskie przywództwo wykorzystało okazję zapewne głównie z myślą o własnych obywatelach, do których po raz kolejny wysłano sygnał o tym, jak to ich państwo jest stanowcze i nie daje sobą pogrywać Amerykanom.
Nieciekawa perspektywa
Niezależnie od tego, kto bardziej zawinił, faktem jest, że jedno z największych osiągnięć rozbrojeniowych okresu po zimnej wojnie upadło. Nie oznacza to, że Rosja i USA natychmiast zaczną wykorzystywać jeszcze nie zneutralizowany pluton do budowy nowych głowic. Na razie mają ich dość i ciągle zmniejszają ich liczbę zgodnie z przestrzeganym przez obie strony porozumieniem Nowy START. Ponadto przeznaczone do zneutralizowania 68 ton wojskowego plutonu stanowiły mniejszą część zapasu obu mocarstw. Na początku lat 90. Rosjanie deklarowali posiadanie 128 ton a Amerykanie 90 ton. Największą stratą jest zamrożenie współpracy obu mocarstw. Nie będzie wzajemnych kontroli i dzielenia się informacjami na temat zapasów materiałów rozszczepialnych. Pozornie może się to wydawać nieważne i niewiele warte, bo nie przynoszące wymiernych skutków. Jednak informacje na temat arsenału jądrowego są jednymi z najpilniej strzeżonych przez mocarstwa. Kontrolowane ujawnianie ich rywalowi pozwala studzić emocje i budować choćby śladową ilość wzajemnego zaufania. Wszystko wskazuje jednak na to, że Rosja i USA straciły chęć do rozmów. Z ostatnich informacji wynika, że Rosjanie postanowili na dodatek zawiesić wszelką współpracę z USA na polu energetyki i badań jądrowych. Dają o sobie znać efekty ostrych sporów w Syrii i na Ukrainie. Coraz silniej rysuje się na horyzoncie coś, co przypomina nową zimną wojnę. Może się okazać, że lata 1991-2014 były tylko przerwą.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: energy.gov