W zatłoczonej sali weselnej Mirwais Elmi i jego żona odbierali gratulacje i witali uśmiechniętych gości. Godzinę później 63 z nich nie żyło po tym, jak zamachowiec samobójca zdetonował bombę w trakcie przyjęcia. Para młoda przeżyła, jednak wśród ofiar są członkowie ich rodzin oraz przyjaciele. - Straciłem nadzieję. Już nigdy w życiu nie zaznam szczęścia - mówi Mirwais w wywiadzie dla lokalnej telewizji, który w poniedziałek przytacza BBC. Prezydent Afganistanu zapowiedział "zemstę za każdą kroplę krwi".
Do samobójczego ataku doszło w sobotę późnym wieczorem na przyjęciu weselnym z udziałem około tysiąca gości, w sali bankietowej w zachodniej części Kabulu. Według osób ocalałych z zamachu napastnik w chwili zdetonowania ładunku stał przy scenie, na której zebrały się m.in. dzieci. Zginęły 63 osoby, a blisko 200 jest rannych.
"Straciłem nadzieję. Straciłem brata, przyjaciół i krewnych"
W wywiadzie dla telewizji Tolo News, który w poniedziałek przytacza brytyjski nadawca BBC, Mirwais Elmi wspomina, jak w sali pełnej gości razem z żoną witali i odbierali życzenia od rozradowanych weselników. Godzinę później doszło do eksplozji. Jedną z ofiar jest jego brat.
- Moja rodzina, moja żona są w szoku. Nie mogą nawet mówić - tłumaczy Elmi. - Straciłem nadzieję. Straciłem brata, przyjaciół i krewnych. Już nigdy w życiu nie zaznam szczęścia - opowiada.
Mężczyzna mówi, że "nie może iść na pogrzeby (odbywają się od niedzieli - red.), ponieważ czuje się słaby". - Wiem, że to nie był ostatni atak na Afgańczyków. Nasze cierpienie będzie trwać - tłumaczy sytuację w kraju.
Ojciec panny młodej powiedział afgańskim mediom, że wśród ofiar śmiertelnych jest 14 członków jego rodziny.
"Po wybuchu zapanował totalny chaos"
23-letni Munir Ahmad, jeden z gości, o zamachu mówił, leżąc na szpitalnym łóżku. Wśród ofiar śmiertelnych jest jego kuzyn.
- Goście tańczyli i świętowali, gdy doszło do eksplozji - powiedział agencji AFP. Opisywał też, że "po wybuchu zapanował totalny chaos". - Wszyscy krzyczeli i płakali po swoich najbliższych - relacjonował.
Odpowiedzialność za atak bierze tzw. Państwo Islamskie
Uroczystość weselna zorganizowana była przez przedstawicieli szyickiej mniejszości Hazarów, którzy stanowią 18 proc. ludności Afganistanu (ponad 5 mln osób).
Przedstawiciele tej mniejszości są szyitami zamieszkującymi Afganistan od XIII wieku. Od wielu lat Hazarowie są celem ataków talibów, a w ostatnich latach również terrorystów sunnickiego tzw. Państwa Islamskiego.
IS wielokrotnie przyznawało się do ataków wymierzonych w przedstawicieli tej mniejszości, odkąd w 2014 roku organizacja pojawiła się w Afganistanie.
"Zemścimy się"
Wcześniej podejrzenia o jakiekolwiek związki z wybuchem w stolicy odrzucili talibowie, potępiając zamach. Mimo to prezydent kraju Aszraf Ghani napisał na Twitterze, że "talibowie nie mogą odżegnywać się od winy za ten barbarzyński atak, bo stanowią dla terrorystów platformę (do działania - red.)".
W poniedziałek Ghani zapowiedział, że rząd w Kabulu "zemści się za każdą przelaną kroplę krwi". - Będziemy dalej toczyć walkę przeciwko bojownikom IS, zemścimy się i wykorzenimy ich - dodał. Prezydent Afganistanu wezwał też społeczność międzynarodową do przyłączenia się do tych wysiłków.
Jak wskazał Ghani, tzw. bezpieczne kryjówki dżihadystów znajdują się w Pakistanie, którego służby wywiadowcze od dawna są oskarżane o wspieranie talibów. Z oświadczenia filii IS, która przyznała się do ataku na weselu w Kabulu, wynika, że został on przeprowadzony przez pakistańskiego bojownika, który chciał zginąć "śmiercią męczeńską".
Prezydent Ghani wezwał mieszkańców Pakistanu, którzy - jak to ujął - "bardzo chcą pokoju", aby pomogli w zidentyfikowaniu kryjówek tzw. Państwa Islamskiego.
Trump: atak na weselu był okropny
Doniesienia o zamachach w Afganistanie rzucają cień na toczące się obecnie pertraktacje z udziałem talibów i dyplomatów amerykańskich. Źródła w Białym Domu podawały, że w rozmowach tych odnotowano postęp: talibowie mieli przystać na przyjęcie mapy drogowej dotyczącej bezpieczeństwa w kraju po wycofaniu się kontyngentu USA z Afganistanu.
Prezydent USA Donald Trump powiedział w niedzielę, że atak na przyjęciu weselnym był "okropny", wyraził jednak nadzieję na udany przebieg dalszych rozmów z talibami w sprawie wycofania amerykańskich żołnierzy z Afganistanu.
W Afganistanie stacjonuje 20 tys. żołnierzy w ramach misji pokojowej NATO, z czego 8,4 tys. to Amerykanie.
Po wycofaniu większości składu ten pomniejszony kontyngent USA zajmuje się głównie doradztwem i szkoleniem afgańskiej armii.
Amerykanie stacjonują w bazach w Kabulu, Kandaharze, Bagramie i w Dżalalabadzie.
Po blisko 18 latach wojny w Afganistanie talibowie kontrolują obecnie połowę terytorium Afganistanu.
Autor: ft/adso / Źródło: BBC, PAP