Przed lotniskiem w Kabulu doszło do dwóch eksplozji. Nie wiadomo dokładnie, ile osób ucierpiało. Niektóre źródła mówią o dziesiątkach rannych i zabitych. Pentagon potwierdził, że w Kabulu zginęło 12 amerykańskich żołnierzy. Później agencja Reutera poinformowała, że nie żyje w sumie 13 żołnierzy USA. Odpowiedzialność za zamach wzięło tak zwane Państwo Islamskie.
Informacje o śmierci wojskowych i 15 rannych żołnierzach przekazał w czwartek po południu (po godz. 21. w Polsce) szef Centralnego Dowództwa USA gen. Kenneth McKenzie. Dodał, że ataku dokonali terroryści tzw. Państwa Islamskiego. Organizacja terrorystyczna na jednym z komunikatorów przyznała się do zamachu.
Generał przekazał, że po dwóch wybuchach spowodowanych przez zamachowców samobójców, inni bojownicy IS otworzyli ogień w kierunku tłumów koło lotniska i sił USA. McKenzie zapowiedział równocześnie, że misja ewakuacji cywilów z lotniska będzie kontynuowana. Do czwartku udało się wywieźć drogą powietrzną około 100 tysięcy Afgańczyków.
Pentagon poinformował wcześniej, że do jednej z eksplozji doszło przed hotelem Baron, który był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji. Rzecznik Pentagonu John Kirby poinformował, że druga z eksplozji miała miejsce około 300 metrów dalej, przed Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie.
Dokładne informacje o liczbie rannych i zabitych w zamachu nie są dostępne.
Talibowie informowali początkowo o tym, że zginęło 13 osób, w tym dzieci, a wielu ich bojowników zostało rannych. Źródła katarskiej telewizji Al-Dżazira wśród talibów mówiły o 11 zabitych i rannych, w tym cudzoziemcach. Z kolei rosyjski MSZ podał informację o dwóch zabitych i 15 rannych osobach.
W kolejnych godzinach szpital w Kabulu poinformował o 30 rannych. Pozarządowa organizacja Emergency, która prowadzi szpital w Kabulu, podała, że około 60 osób zostało rannych.
Anonimowi rozmówcy "New York Timesa" mówią o 30-40 ofiarach śmiertelnych. Liczbę 60 zabitych i 140 rannych podaje, za wysokiej rangi przedstawicielem odpowiedzialnym za zdrowie, BBC.
Informacje te nie zostały oficjalnie potwierdzone.
Reuters, powołując się w na niewymienionego z nazwiska przedstawiciela talibów, poinformował w piątek, że co najmniej 28 talibów zginęło w czwartkowych zamachach. "Straciliśmy więcej ludzi niż Amerykanie" - przekazał cytowany przez agencję mężczyzna. Deklaracja ta jest niezgodna z późniejszymi słowami rzecznika talibów Zabihullaha Mudżahida. "Nie ponieśliśmy żadnych ofiar. Do tego wydarzenia doszło na terenie, który jest kontrolowany przez siły USA" - oświadczył serwisowi BBC w języku pasztuńskim.
Przed lotniskiem w Kabulu mimo zamkniętych bram stoją tłumy ludzi, chcących wydostać się z Afganistanu po dojściu talibów do władzy.
Przydacz: polskich dyplomatów w Kabulu już nie ma
Wiceminister spraw zagranicznych RP Marcin Przydacz oświadczył na konferencji prasowej, że "w tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty". - Są oni już w bezpiecznym miejscu. Od dzisiejszego poranka nie pojawiali się już w miejscu zagrożenia - dodał.
- Dzięki Bogu udało się uchronić zdrowie i życie naszych ludzi - zaznaczył. Przyznał, że informacje, które docierają do ministerstwa, są "niepokojące". - O wybuchach, o rannych, o ofiarach śmiertelnych, także i o rannych ze strony amerykańskiej. Będziemy je wszystkie weryfikować. Natomiast podkreślam raz jeszcze: polskich dyplomatów w Kabulu już nie ma. Także tych osób, które chcieliśmy ewakuować, nie ma w Kabulu. Operacja ewakuacyjna, także i naszych sił, przebiega w tym momencie zgodnie z planem - poinformował. Stwierdził, że "najpóźniej jutro wszyscy nasi ludzie, wszyscy nasi obywatele będą już bezpieczni w Warszawie".
- Nie mamy absolutnie żadnych wątpliwości, że w tym miejscu, gdzie nastąpił ten wybuch, tam nie było żadnego polskiego obywatela - zapewnił.
USA i Wielka Brytania apelują, aby nie zbliżać się do lotniska
Ambasada USA w Kabulu zwróciła się wcześniej do Amerykanów, aby nie podróżowali na lotnisko w Kabulu, a znajdującym się na lotnisku zalecono jego natychmiastowe opuszczenie. Alert ukazał się po ostrzeżeniu prezydenta USA Joe Bidena i innych urzędników administracji o zagrożeniu ze strony tak zwanego Państwa Islamskiego dla operacji ewakuacyjnej. Alert przypomina Amerykanom, aby "byli zawsze świadomi swojego otoczenia, zwłaszcza w dużym tłumie".
Zalecenie, aby trzymać się z dala od lotniska w Kabulu wystosowało również MSZ Wielkiej Brytanii. Jak podał brytyjski resort dyplomacji, istnieje "ciągłe i wysokie zagrożenie atakiem terrorystycznym", a podróżowanie drogami jest "niezwykle niebezpieczne".
Strzały podczas startu
Kilkadziesiąt minut przed eksplozjami podczas odlotu włoskiego samolotu było słychać strzały. - Początkowo pomyśleliśmy o ataku - powiedziała obecna na pokładzie odlatującego samolotu z 98 Afgańczykami włoska dziennikarka telewizyjna Simona Vasta. Jak wyjaśniła, gdy usłyszano strzały, pilot maszyny wykonał specjalny manewr. Sytuacja w samolocie według jej relacji była trudna - wiele osób siedziało na podłodze, by zmieściło się ich tam jak najwięcej.
Wcześniej w czwartek na rzymskim lotnisku wylądował wojskowy samolot z 200 ewakuowanymi Afgańczykami, głównie współpracownikami włoskiej ambasady i kontyngentu oraz aktywistami z rodzinami. Do tej pory przybyło ich do Włoch około trzech tysięcy.
Źródło: PAP, Reuters