Nasze marzenia, że jesteśmy pięknym, katolickim, gościnnym społeczeństwem rozbiły się o prawdę - mówiła w wigilijnym wydaniu "Faktów po Faktach" siostra Małgorzata Chmielewska. Wyjaśniała, że puste miejsce przy wigilijnym stole "to jest miejsce dla tego, który zapuka lub zapukał do naszych drzwi", "to jest tak naprawdę miejsce dla Chrystusa". Zdaniem doktor Hanny Machińskiej z biura Rzecznika Praw Obywatelskich "powinniśmy przyjąć do nas wszystkich tych, którzy przybywają z odległych krajów". Dziennikarz Wojciech Jagielski przyznał, że w czasie swych podróży do państw z innych kręgów kulturowych, często dotkniętych konfliktem zbrojnym, doświadczał "powszechnej" gościnności i poczucia wspólnoty.
Gośćmi wigilijnego wydania "Faktów po Faktach" byli siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia", doktor Hanna Machińska, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Wojciech Jagielski z "Tygodnika Powszechnego", reportażysta, autor książek dotyczących Afganistanu, Czeczenii i Kaukazu oraz Ugandy i Republiki Południowej Afryki.
Siostra Chmielewska: marzę, żeby tego pustego miejsca przy wigilijnym stole nie było
Siostra Małgorzata Chmielewska, pytana o tradycyjne puste miejsce pozostawiane przy wigilijnych stołach, odpowiedziała, że "to jest miejsce dla tego, który zapuka lub zapukał do naszych drzwi". - Który jest naszym bratem, jest człowiekiem potrzebującym ciepła i pomocy. To jest tak naprawdę miejsce dla Chrystusa - mówiła. Jak dodała, "w każdym człowieku żyje Chrystus, a podstawą ewangelicznej otwartości jest przyjęcie przybysza".
- Bardzo bym chciała, marzę o tym, żeby tego pustego miejsca nie było - mówiła. Jak wskazywała, chodzi o tych, którzy nie mają ciepła i którym powinniśmy to ciepło dać przy stole wigilijnym.
- Niekoniecznie musi być uchodźca, oczywiście jeśli mamy taką możliwość i znamy jakiegoś uchodźcę, który tego potrzebuje, to powinniśmy go przyjąć. Ale to równie dobrze może być starsza sąsiadka, która jest kompletnie sama i spędza Wigilię samotnie. To może być też dobrze znajoma, która przeżyła traumnę po śmierci kogoś bliskiego z powodu covidu lub innych - wymieniała siostra Chmielewska.
- Oby te miejsca nie były puste, to jest takie moje marzenie - dodała.
Doktor Machińska: nie przeżywałam takiej Wigilii
Doktor Hanna Machińska, odnosząc się do pustego miejsca przy świątecznym stole w kontekście aktualnych wydarzeń, stwierdziła, że "ten rok jest rzeczywiście szczególny". - Dzisiaj powinniśmy przyjąć do nas, do naszych domów właściwie wszystkich tych, którzy przybywają z odległych krajów. Powinniśmy okazać im solidarność i z nimi cieszyć się, że mogą być pod dachem w ciepłym miejscu, otoczeni naszą przyjaźnią - mówiła.
Zdaniem zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich "Wigilia jest bardzo bolesna dzisiaj dla nas, dlatego że nasze myśli idą do lasu". - Tam, gdzie są migranci, gdzie są osoby, których los był szczególnie niedobry, gdzie ten dramatyczny los powodował, że ci ludzie musieli uciekać z własnych krajów i zostawić rodzinę - stwierdziła.
- Przyznam się szczerze, że nie przeżywałam takiej Wigilii. Dzisiaj musimy myśleć o wszystkich i powinniśmy okazać solidarność, szczodrość i być myślami oraz wsparciem właśnie w tych najtrudniejszych miejscach - powiedziała Machińska.
- Ja najlepiej czułabym się razem z tymi ludźmi, kiedy mogłabym okazać im odrobinę przyjaźni i wsparcia. Oni tak bardzo potrzebują naszego dotyku, naszego uśmiechu i ludzkiego odruchu - dodała.
Jagielski: powinniśmy dziękować, że ten talerz jest symbolem, a nie potrzebą codzienną
Wojciech Jagielski odniósł się do pytania, jak był postrzegany, jako osoba z innego kręgu kulturowego, w krajach, po których podróżował. - Tej gościnności doświadczałem przez wszystkie lata swojego dziennikarstwa i tych podróży. Zwykle w dodatku podróżowałem do miejsc, gdzie działy się rzeczy niedobre, tragiczne, bardzo często wojenne. Ta gościnność była powszechna i poczucie wspólnoty, także z tym, który akurat tego dnia zawitał do jakiegoś miasta, wioski czy na jakąś ulicę, gdzie żyli ludzie bardzo doświadczeni przez los - opowiadał dziennikarz.
- Owszem, ja byłem dziennikarzem i przybywałem w innej roli. Byłem, im się przynajmniej tak wydawało, trochę potrzebny, bo dzięki mojej obecności spodziewali się może nie poprawy własnego losu, ale tego, że o ich doli się ktoś dowie - dodał.
Jagielski podał przykład pogranicza afgańsko-pakistańskiego, gdzie - jak zwrócił uwagę - wojna "trwa prawie pół wieku". - Trudno sobie wyobrazić ludzi tak ubogich, jak nikt ubogi w Polsce nie jest, którzy mają domy otwarte dla swoich rodaków poniekąd, bo to jest wspólnota etniczna, którzy przyjmują ich u siebie w Pakistanie, dlatego bo w Afganistanie są zagrożeni - mówił dziennikarz. Jak dodał, "w latach 80. w Pakistanie schronienie znalazło ponad pięć milionów Afgańczyków".
- W Ugandzie, która też nie należy do najbogatszych krajów, przyjmowano wszystkich możliwych uchodźców - mówił Jagielski. - Ten otwarty dom, pusty talerz na stole miał tam wymowę bardzo konkretną i bardzo rzeczywistą. U nas może jest symbolem. Powinniśmy dziękować Opatrzności, czy kto w co wierzy, że ten talerz jest symbolem, a nie potrzebą codzienną - stwierdził reportażysta.
- Natomiast tych wędrowców będzie więcej, dlatego że świat psuje nam się na naszych oczach - dodał.
Siostra Chmielewska: pomiędzy śpiewaniem przepięknych kolęd a rzeczywistością dla bardzo wielu z nas jest ogromna przepaść
Siostra Chmielewska zapytana, co by było, gdyby Jezus Chrystus przyszedł na świat w grudniu 2021 roku w Polsce, odparła, że "nie trzeba mieć wiele wyobraźni". - Przede wszystkim, gdyby urodził się tak, jak się urodził, czyli gdzieś w jakiejś stajni, to natychmiast sąd, kurator czy pomoc społeczna wkroczyłaby do akcji i dziecko by odebrano, dopóki rodzice nie zapewnią mu jakiejś stabilnej sytuacji - mówiła.
- Jeżeli byłby innego koloru skóry, innej religii, a tak by było, gdyby urodził się w Polsce, to mieliby rodzice pewnie spore kłopoty w związku z tym, a na pewno nie byłby mile widziany - oceniła siostra Chmielewska. Argumentowała, że "widzimy, co się dzieje na granicy [z Białorusią - przyp. red.]". - Są dzieci, kobiety, młodzi ludzie i całe rodziny. Myślę, że porównanie jest bardzo słuszne, dlatego że ten Jezus się w rzeczywistości rodzi na polskiej granicy, często po polskiej stronie albo gdzieś tam pomiędzy - dodała.
Według siostry Chmielewskiej nowo narodzony Chrystus "na pewno nie miałby łatwego życia, o ile w ogóle by przeżył". - To bardzo trudne wcielenie Ewangelii w życie dla każdego z nas, ale pomiędzy śpiewaniem przepięknych kolęd a rzeczywistością dla bardzo wielu z nas jest ogromna przepaść - oceniła.
- W życiu, zarówno osobistym każdego z nas, jak i życiu wspólnot, zdarzają się bardzo często takie przypadki, że pan Bóg stawia przed nami niejako proroka i mówi: sprawdzam. Tym prorokiem może być właśnie umierający z zimna, głodu człowiek na granicy, może być równie dobrze człowiek bezdomny, opuszczone dziecko, bite i maltretowane czy stara zgryźliwa sąsiadka. To jest ten sprawdzian, jak w rzeczywistości przyjmujemy Chrystusa – powiedziała siostra Chmielewska.
W jej opinii "jako wspólnota, zarówno państwowa, jak i religijna - jeżeli mówimy o chrześcijanach - nie do końca zdajemy egzamin". - Pewnie pan Jezus miałby takie kłopoty, jak miał dwa tysiące lat temu. Wtedy to Herod mu zagrażał, a dzisiaj kto jest tym Herodem? - pytała.
Doktor Machińska: nie mogę się pozbyć widoku tych twarzy
Mówiąc o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, doktor Hanna Machińska powiedziała, że "dla nas jest to niezwykłe wyzwanie, jakiego nigdy nie doznaliśmy w ciągu ponad 30 lat funkcjonowania naszego urzędu". - Każdy człowiek pod ciężarem tych straszliwych obrazów, nawet jeżeli wykazuje jakąś niechęć, (…) to widząc to, co się dzieje, musi stać się człowiekiem solidarnym, otwartym - przyznała.
Przytoczyła jedną z sytuacji z granicy polsko-białoruskiej, gdy członkowie grupy z biura Rzecznika Praw Obywatelskich trafili w lesie na młodych Kurdów. - Zobaczyliśmy ludzi zmaltretowanych, tak strasznie upodlonych. A przecież mówimy, że człowiekowi od urodzenia należy się godność. Ci ludzie są pozbawieni godności. Kompletnie o tym zapominamy, że to są ludzie, którym należy się szacunek - powiedziała.
Machińska odwołała się także do listu przedstawicieli czterech Kościołów do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym podkreślili oni, że na granicy są łamane prawa boskie i ludzkie. - Tak, są łamane prawa boskie i ludzkie. To będzie, niestety, dla nas czas hańby. My tego egzaminu dzisiaj, jako Polska, nie zdajemy. Natomiast kto ratuje twarz Polski? To są ci młodzi ludzie, którzy są w lesie i ratują tych biednych, nieszczęśliwych migrantów. Kiedyś oni powinni być nagrodzeni, oni powinni być najwspanialszym przykładem ludzkiej solidarności - oceniła.
- Ciągle mam przed sobą obrazy. Nie mogę się pozbyć widoku tych twarzy - dzieci, dorosłych, starych kobiet, starych mężczyzn, schorowanych. To jest taka trauma, że my zamykamy oczy i widzimy tych ludzi, którzy wręcz błagają nas o pomoc. Zdawałoby się, że jestem pokoleniem powojennym, pokoleniem, które doskonale pamięta stan wojenny, ale to, co widzimy dzisiaj, jest niewyobrażalnym ciężarem emocjonalnym - powiedziała.
Jagielski: jest pilna potrzeba, żeby odnaleźć w sobie solidarność
Pytany o to, czego powinien nas nauczyć rok 2021 i czego możemy się spodziewać po przyszłości, Wojciech Jagielski odpowiedział, iż tego, "że ludzie najbardziej potrzebują zrozumienia". - Bez zrozumienia są samotni, a z samotnością sobie zwykle nie radzimy. Zwłaszcza jeżeli tej samotności towarzyszy poczucie niesprawiedliwości i nieszczęścia, które stało się naszym udziałem. Bez tego zrozumienia nie ruszymy z miejsca - mówił gość "Faktów po Faktach".
- To zrozumienie jest trudne, zwłaszcza tego, z czym mamy do czynienia na wschodniej granicy, dlatego że mamy do czynienia z ludźmi, którzy wędrują do nas, licząc na ratunek, na poprawę losu. Ucieka się przed śmiercią nie tylko z kraju, w którym toczy się wojna, ale także z kraju, w którym nie da się żyć. W którym nie ma wody, klimat tak bardzo się zmienił, że znaczna część kuli ziemskiej przestaje się nadawać do życia - zwrócił uwagę.
Jak dodał, "ci ludzie są ofiarami", które "przez polityków zostały przerobione na narzędzia, na oręż walki politycznej". - Z jednej strony mamy do czynienia z ofiarami, z ludźmi, którym jesteśmy winni współczucie, zrozumienie i pomoc. Z drugiej strony mamy do czynienia z próbą forsowania granicy. W takiej sytuacji, między bezpieczeństwem i człowieczeństwem, zrozumienie bardzo pomoże się odnaleźć - tłumaczył.
- Odnaleźć w sobie poczucie wspólnoty, wspólnotowości, które zatraciliśmy. To jest przykre zwłaszcza w Polsce, gdzie pojawił się ten wspaniały ruch, który przyjął nazwę Solidarność. Wydaje mi się, że tej solidarności w nas nie ma. Jest pilna potrzeba, żeby tę solidarność w sobie odnaleźć, bo inaczej nie czeka nas żadna dobra przyszłość - dodał.
Siostra Chmielewska: jesteśmy w sytuacji bardzo trudnej, jeśli chodzi o społeczeństwo
Siostra Chmielewska pytana była także o to, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zrozumieć tragedię, jaką jest pandemia COVID-19. - Jesteśmy w sytuacji bardzo trudnej, jeśli chodzi o społeczeństwo. W sytuacji ogromnych podziałów, w sytuacji sterowania naszymi emocjami przez polityków. To oczywiście jest zawsze, ale w tej chwili jest to chyba bardzo silne - mówiła.
- Śmierć, nieszczęście, tragedia stały się niejako nierealne, póki nas osobiście nie dotknie. Zmieniło się spojrzenie na śmierć. To również jest związane z jakimś niezwykłym spłyceniem naszego życia, naszych relacji międzyludzkich. Wielkim zobojętnieniem, brakiem empatii - powiedziała.
- Pewne zobojętnienie, pewne machnięcie ręką, ono idzie od góry. W wielu krajach społeczeństwo przeżyło tę traumę, oddając hołd zmarłym na covid. U nas uważa się, że "był i nie ma, nie ma żadnego problemu". Dla mnie jest to dramatyczny brak wartości, brak poczucia solidarności w społeczeństwie, które jeszcze mieni się jako katolickie. Wcale nie jestem optymistką, że my, jako społeczeństwo, przeżyjemy kiedyś zbiorowo tę traumę - dodała.
Odpowiadając na pytanie, "czy wyjedziemy z tego lepsi", siostra Chmielewska zwróciła uwagę, iż "zawsze jest tak, że w sytuacjach granicznych okazuje się, kto jest kim". - Te nasze marzenia o tym, że jesteśmy pięknym, katolickim, gościnnym społeczeństwem rozbiły się w tej chwili o prawdę - oceniła przełożona Wspólnoty "Chleb Życia".
Jak dodała, "wielką pociechą" jest, że "mimo wszystko, mimo oporu władz, mimo wszelkich przeciwności, a wręcz rodzaju prześladowań, są jednak tysiące ludzi, którzy nie są obojętni". - To światło, które niosą ci ludzie, światło tych, którzy nie są obojętni, ono się przebija i ono na pewno zaowocuje, ale nie będzie to szybko i nie będzie to łatwe - wskazała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24