Gośćmi wigilijnego wydania "Faktów po Faktach" byli siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia", doktor Hanna Machińska, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Wojciech Jagielski z "Tygodnika Powszechnego", reportażysta, autor książek dotyczących Afganistanu, Czeczenii i Kaukazu oraz Ugandy i Republiki Południowej Afryki.
OGLĄDAJ "FAKTY PO FAKTACH" W INTERNECIE W TVN24 GO
Siostra Chmielewska: marzę, żeby tego pustego miejsca przy wigilijnym stole nie byłoSiostra Małgorzata Chmielewska, pytana o tradycyjne puste miejsce pozostawiane przy wigilijnych stołach, odpowiedziała, że "to jest miejsce dla tego, który zapuka lub zapukał do naszych drzwi". - Który jest naszym bratem, jest człowiekiem potrzebującym ciepła i pomocy. To jest tak naprawdę miejsce dla Chrystusa - mówiła. Jak dodała, "w każdym człowieku żyje Chrystus, a podstawą ewangelicznej otwartości jest przyjęcie przybysza".
- Bardzo bym chciała, marzę o tym, żeby tego pustego miejsca nie było - mówiła. Jak wskazywała, chodzi o tych, którzy nie mają ciepła i którym powinniśmy to ciepło dać przy stole wigilijnym.
- Niekoniecznie musi być uchodźca, oczywiście jeśli mamy taką możliwość i znamy jakiegoś uchodźcę, który tego potrzebuje, to powinniśmy go przyjąć. Ale to równie dobrze może być starsza sąsiadka, która jest kompletnie sama i spędza Wigilię samotnie. To może być też dobrze znajoma, która przeżyła traumnę po śmierci kogoś bliskiego z powodu covidu lub innych - wymieniała siostra Chmielewska.
- Oby te miejsca nie były puste, to jest takie moje marzenie - dodała.
Doktor Machińska: nie przeżywałam takiej WigiliiDoktor Hanna Machińska, odnosząc się do pustego miejsca przy świątecznym stole w kontekście aktualnych wydarzeń, stwierdziła, że "ten rok jest rzeczywiście szczególny". - Dzisiaj powinniśmy przyjąć do nas, do naszych domów właściwie wszystkich tych, którzy przybywają z odległych krajów. Powinniśmy okazać im solidarność i z nimi cieszyć się, że mogą być pod dachem w ciepłym miejscu, otoczeni naszą przyjaźnią - mówiła.
Zdaniem zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich "Wigilia jest bardzo bolesna dzisiaj dla nas, dlatego że nasze myśli idą do lasu". - Tam, gdzie są migranci, gdzie są osoby, których los był szczególnie niedobry, gdzie ten dramatyczny los powodował, że ci ludzie musieli uciekać z własnych krajów i zostawić rodzinę - stwierdziła.
- Przyznam się szczerze, że nie przeżywałam takiej Wigilii. Dzisiaj musimy myśleć o wszystkich i powinniśmy okazać solidarność, szczodrość i być myślami oraz wsparciem właśnie w tych najtrudniejszych miejscach - powiedziała Machińska.
- Ja najlepiej czułabym się razem z tymi ludźmi, kiedy mogłabym okazać im odrobinę przyjaźni i wsparcia. Oni tak bardzo potrzebują naszego dotyku, naszego uśmiechu i ludzkiego odruchu - dodała.
Jagielski: powinniśmy dziękować, że ten talerz jest symbolem, a nie potrzebą codziennąWojciech Jagielski odniósł się do pytania, jak był postrzegany, jako osoba z innego kręgu kulturowego, w krajach, po których podróżował. - Tej gościnności doświadczałem przez wszystkie lata swojego dziennikarstwa i tych podróży. Zwykle w dodatku podróżowałem do miejsc, gdzie działy się rzeczy niedobre, tragiczne, bardzo często wojenne. Ta gościnność była powszechna i poczucie wspólnoty, także z tym, który akurat tego dnia zawitał do jakiegoś miasta, wioski czy na jakąś ulicę, gdzie żyli ludzie bardzo doświadczeni przez los - opowiadał dziennikarz.
- Owszem, ja byłem dziennikarzem i przybywałem w innej roli. Byłem, im się przynajmniej tak wydawało, trochę potrzebny, bo dzięki mojej obecności spodziewali się może nie poprawy własnego losu, ale tego, że o ich doli się ktoś dowie - dodał.
Jagielski podał przykład pogranicza afgańsko-pakistańskiego, gdzie - jak zwrócił uwagę - wojna "trwa prawie pół wieku". - Trudno sobie wyobrazić ludzi tak ubogich, jak nikt ubogi w Polsce nie jest, którzy mają domy otwarte dla swoich rodaków poniekąd, bo to jest wspólnota etniczna, którzy przyjmują ich u siebie w Pakistanie, dlatego bo w Afganistanie są zagrożeni - mówił dziennikarz. Jak dodał, "w latach 80. w Pakistanie schronienie znalazło ponad pięć milionów Afgańczyków".
- W Ugandzie, która też nie należy do najbogatszych krajów, przyjmowano wszystkich możliwych uchodźców - mówił Jagielski. - Ten otwarty dom, pusty talerz na stole miał tam wymowę bardzo konkretną i bardzo rzeczywistą. U nas może jest symbolem. Powinniśmy dziękować Opatrzności, czy kto w co wierzy, że ten talerz jest symbolem, a nie potrzebą codzienną - stwierdził reportażysta.
- Natomiast tych wędrowców będzie więcej, dlatego że świat psuje nam się na naszych oczach - dodał.
Siostra Chmielewska: pomiędzy śpiewaniem przepięknych kolęd a rzeczywistością dla bardzo wielu z nas jest ogromna przepaśćSiostra Chmielewska zapytana, co by było, gdyby Jezus Chrystus przyszedł na świat w grudniu 2021 roku w Polsce, odparła, że "nie trzeba mieć wiele wyobraźni". - Przede wszystkim, gdyby urodził się tak, jak się urodził, czyli gdzieś w jakiejś stajni, to natychmiast sąd, kurator czy pomoc społeczna wkroczyłaby do akcji i dziecko by odebrano, dopóki rodzice nie zapewnią mu jakiejś stabilnej sytuacji - mówiła.
- Jeżeli byłby innego koloru skóry, innej religii, a tak by było, gdyby urodził się w Polsce, to mieliby rodzice pewnie spore kłopoty w związku z tym, a na pewno nie byłby mile widziany - oceniła siostra Chmielewska. Argumentowała, że "widzimy, co się dzieje na granicy [z Białorusią - przyp. red.]". - Są dzieci, kobiety, młodzi ludzie i całe rodziny. Myślę, że porównanie jest bardzo słuszne, dlatego że ten Jezus się w rzeczywistości rodzi na polskiej granicy, często po polskiej stronie albo gdzieś tam pomiędzy - dodała.
Według siostry Chmielewskiej nowo narodzony Chrystus "na pewno nie miałby łatwego życia, o ile w ogóle by przeżył". - To bardzo trudne wcielenie Ewangelii w życie dla każdego z nas, ale pomiędzy śpiewaniem przepięknych kolęd a rzeczywistością dla bardzo wielu z nas jest ogromna przepaść - oceniła.
- W życiu, zarówno osobistym każdego z nas, jak i życiu wspólnot, zdarzają się bardzo często takie przypadki, że pan Bóg stawia przed nami niejako proroka i mówi: sprawdzam. Tym prorokiem może być właśnie umierający z zimna, głodu człowiek na granicy, może być równie dobrze człowiek bezdomny, opuszczone dziecko, bite i maltretowane czy stara zgryźliwa sąsiadka. To jest ten sprawdzian, jak w rzeczywistości przyjmujemy Chrystusa – powiedziała siostra Chmielewska.
W jej opinii "jako wspólnota, zarówno państwowa, jak i religijna - jeżeli mówimy o chrześcijanach - nie do końca zdajemy egzamin". - Pewnie pan Jezus miałby takie kłopoty, jak miał dwa tysiące lat temu. Wtedy to Herod mu zagrażał, a dzisiaj kto jest tym Herodem? - pytała.
Doktor Machińska: nie mogę się pozbyć widoku tych twarzy
Mówiąc o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, doktor Hanna Machińska powiedziała, że "dla nas jest to niezwykłe wyzwanie, jakiego nigdy nie doznaliśmy w ciągu ponad 30 lat funkcjonowania naszego urzędu". - Każdy człowiek pod ciężarem tych straszliwych obrazów, nawet jeżeli wykazuje jakąś niechęć, (…) to widząc to, co się dzieje, musi stać się człowiekiem solidarnym, otwartym - przyznała.
Przytoczyła jedną z sytuacji z granicy polsko-białoruskiej, gdy członkowie grupy z biura Rzecznika Praw Obywatelskich trafili w lesie na młodych Kurdów. - Zobaczyliśmy ludzi zmaltretowanych, tak strasznie upodlonych. A przecież mówimy, że człowiekowi od urodzenia należy się godność. Ci ludzie są pozbawieni godności. Kompletnie o tym zapominamy, że to są ludzie, którym należy się szacunek - powiedziała.
Machińska odwołała się także do listu przedstawicieli czterech Kościołów do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym podkreślili oni, że na granicy są łamane prawa boskie i ludzkie. - Tak, są łamane prawa boskie i ludzkie. To będzie, niestety, dla nas czas hańby. My tego egzaminu dzisiaj, jako Polska, nie zdajemy. Natomiast kto ratuje twarz Polski? To są ci młodzi ludzie, którzy są w lesie i ratują tych biednych, nieszczęśliwych migrantów. Kiedyś oni powinni być nagrodzeni, oni powinni być najwspanialszym przykładem ludzkiej solidarności - oceniła.
- Ciągle mam przed sobą obrazy. Nie mogę się pozbyć widoku tych twarzy - dzieci, dorosłych, starych kobiet, starych mężczyzn, schorowanych. To jest taka trauma, że my zamykamy oczy i widzimy tych ludzi, którzy wręcz błagają nas o pomoc. Zdawałoby się, że jestem pokoleniem powojennym, pokoleniem, które doskonale pamięta stan wojenny, ale to, co widzimy dzisiaj, jest niewyobrażalnym ciężarem emocjonalnym - powiedziała.
Jagielski: jest pilna potrzeba, żeby odnaleźć w sobie solidarność
Pytany o to, czego powinien nas nauczyć rok 2021 i czego możemy się spodziewać po przyszłości, Wojciech Jagielski odpowiedział, iż tego, "że ludzie najbardziej potrzebują zrozumienia". - Bez zrozumienia są samotni, a z samotnością sobie zwykle nie radzimy. Zwłaszcza jeżeli tej samotności towarzyszy poczucie niesprawiedliwości i nieszczęścia, które stało się naszym udziałem. Bez tego zrozumienia nie ruszymy z miejsca - mówił gość "Faktów po Faktach".
- To zrozumienie jest trudne, zwłaszcza tego, z czym mamy do czynienia na wschodniej granicy, dlatego że mamy do czynienia z ludźmi, którzy wędrują do nas, licząc na ratunek, na poprawę losu. Ucieka się przed śmiercią nie tylko z kraju, w którym toczy się wojna, ale także z kraju, w którym nie da się żyć. W którym nie ma wody, klimat tak bardzo się zmienił, że znaczna część kuli ziemskiej przestaje się nadawać do życia - zwrócił uwagę.
Jak dodał, "ci ludzie są ofiarami", które "przez polityków zostały przerobione na narzędzia, na oręż walki politycznej". - Z jednej strony mamy do czynienia z ofiarami, z ludźmi, którym jesteśmy winni współczucie, zrozumienie i pomoc. Z drugiej strony mamy do czynienia z próbą forsowania granicy. W takiej sytuacji, między bezpieczeństwem i człowieczeństwem, zrozumienie bardzo pomoże się odnaleźć - tłumaczył.
- Odnaleźć w sobie poczucie wspólnoty, wspólnotowości, które zatraciliśmy. To jest przykre zwłaszcza w Polsce, gdzie pojawił się ten wspaniały ruch, który przyjął nazwę Solidarność. Wydaje mi się, że tej solidarności w nas nie ma. Jest pilna potrzeba, żeby tę solidarność w sobie odnaleźć, bo inaczej nie czeka nas żadna dobra przyszłość - dodał.
Siostra Chmielewska: jesteśmy w sytuacji bardzo trudnej, jeśli chodzi o społeczeństwo
Siostra Chmielewska pytana była także o to, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zrozumieć tragedię, jaką jest pandemia COVID-19. - Jesteśmy w sytuacji bardzo trudnej, jeśli chodzi o społeczeństwo. W sytuacji ogromnych podziałów, w sytuacji sterowania naszymi emocjami przez polityków. To oczywiście jest zawsze, ale w tej chwili jest to chyba bardzo silne - mówiła.
- Śmierć, nieszczęście, tragedia stały się niejako nierealne, póki nas osobiście nie dotknie. Zmieniło się spojrzenie na śmierć. To również jest związane z jakimś niezwykłym spłyceniem naszego życia, naszych relacji międzyludzkich. Wielkim zobojętnieniem, brakiem empatii - powiedziała.
- Pewne zobojętnienie, pewne machnięcie ręką, ono idzie od góry. W wielu krajach społeczeństwo przeżyło tę traumę, oddając hołd zmarłym na covid. U nas uważa się, że "był i nie ma, nie ma żadnego problemu". Dla mnie jest to dramatyczny brak wartości, brak poczucia solidarności w społeczeństwie, które jeszcze mieni się jako katolickie. Wcale nie jestem optymistką, że my, jako społeczeństwo, przeżyjemy kiedyś zbiorowo tę traumę - dodała.
Odpowiadając na pytanie, "czy wyjedziemy z tego lepsi", siostra Chmielewska zwróciła uwagę, iż "zawsze jest tak, że w sytuacjach granicznych okazuje się, kto jest kim". - Te nasze marzenia o tym, że jesteśmy pięknym, katolickim, gościnnym społeczeństwem rozbiły się w tej chwili o prawdę - oceniła przełożona Wspólnoty "Chleb Życia".
Jak dodała, "wielką pociechą" jest, że "mimo wszystko, mimo oporu władz, mimo wszelkich przeciwności, a wręcz rodzaju prześladowań, są jednak tysiące ludzi, którzy nie są obojętni". - To światło, które niosą ci ludzie, światło tych, którzy nie są obojętni, ono się przebija i ono na pewno zaowocuje, ale nie będzie to szybko i nie będzie to łatwe - wskazała.
Autorka/Autor: pp, ft //now
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24