Sąd Okręgowy w Warszawie zakończył we wtorek proces Tomasza Arabskiego i czterech innych urzędników w sprawie organizacji lotu do Smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku. Na przyszły tydzień wyznaczono początek wygłaszania mów końcowych w tej sprawie.
Podczas wtorkowej rozprawy sąd wysłuchał dwóch nagrań z posiedzenia komisji Jerzego Millera, zakończył zaliczanie materiałów dowodowych oraz zamknął przewód sądowy. Oznacza to formalne zakończenie procesu, który rozpoczął się w marcu 2016 roku.
Na 14 maja wyznaczono początek wygłaszania mów końcowych - mogą one zająć trzy rozprawy. Kolejne dwa terminy planowane są na 28 maja i 7 czerwca.
Odsłuchano fragmenty posiedzenia komisji Millera
Na wniosek jednego z pełnomocników oskarżycieli mecenasa Stefana Hambury podczas rozprawy odsłuchano materiał przekazany przez podkomisję smoleńską. Były to dwa fragmenty posiedzenia komisji do spraw badania wypadków lotniczych Jerzego Millera z 24 listopada 2010 roku. W jednym z tych fragmentów słychać ówczesnego szefa KPRM Tomasza Arabskiego, w drugim - urzędniczkę kancelarii premiera - Monikę B. Jak podkreślono w piśmie podpisanym przez szefa podkomisji Antoniego Macierewicza, materiały zostały zgromadzone przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem Jerzego Millera.
Obrońcy wnioskowali o oddalenie takiego wniosku dowodowego. Przewodniczący składu sędziowskiego sędzia Hubert Gąsior uznał jednak, że fakt ujawnienia nagrań nie narusza prawa do obrony żadnego z oskarżonych.
Arabski o instrukcji HEAD
Z nagrań wynikało między innymi, że przed organizacją lotu do Smoleńska Arabski nie zapoznał się z instrukcją HEAD. To dokument, który określa zasady organizacji i zabezpieczenia lotów z najważniejszymi osobami w państwie, realizowanych przy użyciu statków powietrznych lotnictwa sił zbrojnych RP.
"Ja to wszystko zacząłem odtwarzać, podobnie jak panowie, po 10 kwietnia (...) Mało tego, przeczytałem nawet instrukcję HEAD, której nie czytałem, jak ją podpisywałem. To się nagrywa, nie?" - słyszymy na nagraniu.
Arabski podkreślał też, że jako szef kancelarii premiera nie zajmował się logistyką wizyt premiera. "Ustaliliśmy datę, że na 7 kwietnia obaj premierzy [Polski i Rosji - przyp. red.] spotykają się w Katyniu. Jeśli pan się mnie pyta, czy zadecydowałem o tym, czy polecimy do Smoleńska - w ogóle nie decydowałem. (...) Jestem szefem KPRM. W ogóle nie zajmuję się logistyką" - mówił Arabski. "Nie do mnie należy pokazywanie palcem, co należy zrobić, żeby tam być (...), są osoby w kancelarii, które odpowiadają za zorganizowanie lotu" - podkreślał.
B. na nagraniu również pytana była o organizację wizyty w Smoleńsku, w tym operacji lotniczej. "Nasza rola tak naprawdę rozpoczyna się w momencie uzyskania wniosku, zaakceptowanego przez dyrektora generalnego i szefa kancelarii na wizytę zagraniczną, w którym jest określone, kiedy ta wizyta będzie miała miejsce, jakie statki powietrzne są potrzebne do jej zorganizowania, kto będzie brał udział w takiej wizycie" - relacjonowała urzędniczka.
Pytana o instrukcję HEAD, podkreśliła, że ta nie jest jej "do końca znana".
Nagrania "nie mają znaczenia w procesie karnym"
Jeden z obrońców, mecenas Krzysztof Stępiński, podkreślił, że zaprezentowane nagrania są bez znaczenia dla przebiegu procesu. - Wystarczy zajrzeć do Kodeksu postępowania karnego, żeby zobaczyć, że nie mają żadnego znaczenia w procesie karnym - powiedział.
Sędzia Hubert Gąsior poinformował, że możliwa jest zmiana kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonym na art. 231 par. 3 Kodeksu karnego.
Podstawą złożonego w 2014 roku prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. W par. 3 tego artykułu mowa jest z kolei o tym, że kto "działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Oskarżeni w sprawie toczącej się przed warszawskim sądem okręgowym to poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia.
Oskarżycielami bliscy kilkunastu ofiar katastrofy
Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy - między innymi Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.
Arabskiemu oskarżyciele prywatni zarzucili między innymi niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP. Byłemu szefowi kancelarii premiera zarzucono niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, które "w świetle prawa lotniczego nie było lotniskiem", a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb". Ponadto wskazano, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu.
Pozostałym urzędnikom oskarżyciele zarzucili między innymi brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów oraz niezweryfikowanie aktualności tak zwanych kart podejścia do lotniska. "Ewidencja składanych zamówień i wykonywanych lotów przez kancelarię premiera była prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny, co utrudniało koordynację i monitorowanie wykonywania transportu specjalnego" - wskazali oskarżyciele.
Obrońcy wnieśli o uniewinnienie
W pisemnych odpowiedziach na akt oskarżenia, złożonych jeszcze przed rozpoczęciem procesu, obrońcy urzędników wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Obrońca Arabskiego podkreślał między innymi, że za zapewnienie bezpieczeństwa lotu odpowiadał 36. specpułk zajmujący się wówczas transportem najważniejszych osób w państwie, a do obowiązków szefa kancelarii premiera nie należał ani wybór miejsca lądowania, ani ustalanie statusu lotniska. Wskazywał, że nie było związku między działaniem oskarżonego, a obniżeniem poziomu bezpieczeństwa lotu. W sierpniu 2016 roku Arabski powiedział przed sądem: - Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów, bo jestem niewinny.
- Nie uczestniczyłem - ani ja, ani kancelaria premiera - w organizacji lotu prezydenta 10 kwietnia 2010 roku. Organizatorem wyjazdu prezydenta do Katynia była Kancelaria Prezydenta. Nigdy nie był organizowany tzw. wspólny wyjazd do Katynia, więc co za tym idzie tzw. rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca - powiedział w krótkim oświadczeniu.
Dodał, że termin "rozdzielenie wizyt" funkcjonuje w publicystyce politycznej, bardzo często agresywnie, ale - podkreślił - nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Przed sądem okręgowym przesłuchani zostali w tej sprawie liczni świadkowie między innymi: były premier i obecny szef Rady Europejskiej Donald Tusk, były szef MSZ Radosław Sikorski, wielu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta, KPRM oraz ambasady w Moskwie, a także przedstawiciele ówczesnego kierownictwa BOR i oficerowie 36. specpułku.
Sprawa byłego wiceszefa BOR
Dotychczas jedynym wątkiem dotyczącym wizyty z 10 kwietnia 2010 roku i zakończonym prawomocnym wyrokiem jest sprawa byłego wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie I instancji skazujące go na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 roku.
Autor: js/adso,now / Źródło: PAP