Dostaliśmy zgłoszenie, że "dokonała aborcji" i "chce odebrać sobie życie". Zabezpieczenie telefonu i laptopa było konieczne dla ustalenia źródła zakupywanego leku i zbadania, czy jego sprzedaż odbyła się legalnie - tak o interwencji wobec pani Joanny pisała krakowska policja w pierwszym wydanym w tej sprawie oświadczeniu. Próżno go jednak teraz szukać na stronie małopolskiej policji - obecnie można tam znaleźć jedynie o wiele krótszy komunikat. Nie ma w nim już mowy o aborcji, nie ma też intymnych szczegółów dotyczących stanu zdrowia pani Joanny, które pojawiły się w pierwszym tekście. - Nie uważamy, żeby w poprzedniej wersji było coś niewłaściwego. Natomiast myślimy, że ten w drugiej wersji jest również prawidłowy i że te informacje są wystarczające dla prasy - tłumaczy Piotr Szpiech, rzecznik KMP w Krakowie.
W ostatnich dniach trwa dyskusja o sprawie pani Joanny, która około trzy miesiące temu zdecydowała, że zażyje tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Fizycznie i psychicznie poczuła się źle. Powiadomiła o tym swoją lekarkę. W krakowskim szpitalu spotkało ją przesłuchanie i rewizja ze strony policji. Funkcjonariusze zabrali jej laptopa i telefon.
W "Faktach po Faktach" pani Joanna mówiła, że została "bardzo ostro" potraktowana przez funkcjonariuszy. Powiedziała również, że w pewnym momencie policjantki kazały jej rozebrać się do naga. - Wtedy już byłam przerażona - przyznała. Odnosząc się do przebiegu interwencji policji, zapewniła, że wcześniej, w rozmowie ze swoją lekarką, przekazała, iż "nie zamierza sobie nic zrobić".
Sąd, rozpatrując skargę na zabranie telefonu i nakazując jego zwrot, przypomniał policjantom, że pani Joanna nie była podejrzaną ani nawet nie brano pod uwagę stawiania jej zarzutów.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon
Oświadczenie krakowskiej policji
Materiał o sytuacji pani Joanny został wyemitowany w "Faktach" TVN24 we wtorek wieczorem. Krakowska policja w środę rano wydała oświadczenie w tej sprawie. Mogliśmy w nim przeczytać, że "27 kwietnia bieżącego roku na numer 112 zadzwonił lekarz psychiatra, zgłaszając, że jego pacjentka dzwoniła do niego, że 'dokonała aborcji' i 'chce odebrać sobie życie'".
"Dyspozytor skierował do miejsca zamieszkania kobiety policję i pogotowie. Patrol policji na miejscu zastał zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu. Na miejscu pojawił się również zespół ratownictwa medycznego" - czytamy.
Następnie podano informację o leczeniu pani Joanny i dodano, że "jakiś czas temu zażyła medykamenty wywołujące poronienie". "Jednocześnie [pani Joanna - red.] poinformowała, że medykamenty zamówiła przez internet, ale odmówiła ujawnienia szczegółów transakcji zakupu. Zachodziło podejrzenie, że nie pochodzą one z legalnego źródła" - napisano.
Dodano, że "policjanci udzielili pomocy zespołowi ratownictwa medycznego, udzielając asysty na czas przejazdu do szpitala".
"Z uwagi na to, iż istniało podejrzenia popełnia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, których kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków (laptop, telefon). Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu" - czytamy.
Policja twierdzi, że pani Joanna "nie chciała współpracować i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci", a w dodatku policjanci "z niewiadomych przyczyn spotkali się z dużymi utrudnieniami ze strony personelu medycznego, przez co nie mogli wykonywać czynności zgodnie z obowiązującymi procedurami". W oświadczeniu opisano dalszy ciąg sytuacji i przewóz pani Joanny do innego szpitala, również z asystą policji.
Dalej podano, że "zabezpieczenie telefonu i laptopa zostało protokolarnie udokumentowane", a "zabezpieczenie ich było konieczne dla ustalenia źródła zakupywanego leku i zbadania, czy jego sprzedaż odbyła się legalnie". "Bowiem według art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne, kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" - poinformowano.
"W tej sprawie prowadzone jest śledztwo pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Kraków - Krowodrza pod kątem art. 152 § 2 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Postępowanie prowadzone jest również pod kątem art. 151 Kodeksu karnego stanowiącego, że kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Kwalifikacja może być zmieniona w zależności od ustaleń postępowania" - czytamy w komunikacie.
W czwartek Rzecznik Praw Obywatelskich poinformował, że zwrócił się do Komendanta Miejskiego Policji w Krakowie o podanie podstawy prawnej oraz przyczyn ujawnienia danych wrażliwych pani Joanny.
Nowa wersja
Obecnie to oświadczenie nie jest już dostępne na stronie krakowskiej policji. Zastąpiło je inne, znacznie krótsze, w którym nie ma już mowy o aborcji. Nie ma też szczegółów dotyczących stanu zdrowia pani Joanny. Ten sam komunikat można znaleźć na stronie Komendy Głównej Policji.
"Interwencja Policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia. Interwencja była zgłoszona do miejsca zamieszkania kobiety, lecz potem była kontynuowana w placówkach szpitalnych" - napisano.
Jak podała policja, "kobieta przyznała, że zażyła środki zakupione przez internet, odmówiła jednak przekazania szczegółów dotyczących tego zakupu".
"W tej sytuacji, zgodnie z obowiązującym prawem (art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne – nielegalny obrót produktem leczniczym), policja musiała zabezpieczyć nośniki (telefon komórkowy oraz laptop), z których dokonano transakcji, aby pozyskać informacje na temat osoby, rozprowadzającej produkty, mogące zagrażać życiu lub zdrowiu innych osób. W tej sprawie obecnie toczy się postępowanie w Prokuraturze Rejonowej Kraków – Krowodrza" - głosi oświadczenie.
Skąd taka zmiana? - Tak zdecydowaliśmy - mówi rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krakowie Piotr Szpiech.
- Uznaliśmy, że komunikat w takiej wersji powinien zostać zamieszczony. Nie uważamy, żeby w poprzedniej wersji było coś niewłaściwego. Natomiast myślimy, że ten w drugiej wersji jest również prawidłowy i że te informacje są wystarczające dla prasy - wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl.
Rzecznik KMP: zadaniem policjantów było zabezpieczenie dowodów
O samej interwencji Szpiech mówił w środę tak: - Zgłoszenie otrzymaliśmy w zasadzie od lekarza psychiatry, który twierdził, że otrzymał informację, iż kobieta chce się targnąć na własne życie. Wcześniej miała zażyć środki poronne. W związku z tym policjanci udali się już na miejsce, gdzie zamieszkiwała ta kobieta. Tam zastali ją, była w złym stanie - krzyczała, ciężko było się z nią porozumieć, wyczuwalna od niej była woń alkoholu.
I dodał: - Policjanci, którzy podjęli interwencję na miejscu udali się do placówki medycznej, jednak w tej placówce medycznej napotkali na duży opór ze strony personelu medycznego, który do końca nie znał obowiązujących przepisów.
Jak stwierdził, policjantom, którzy udali się do drugiego szpitala, "personel medyczny w pełni umożliwił przeprowadzenie swoich czynności".
Podkreślił: - Przede wszystkim zadaniem policjantów było zabezpieczenie dowodów w tej sprawie. Zmuszeni byli podjąć takie czynności. Nie mogli dopuścić do sytuacji, aby dowody w tej sprawie zostały zniszczone bądź ukryte.
Zaznaczył, że jego zdaniem interwencja została przeprowadzona w sposób prawidłowy.
Źródło: tvn24.pl