To jest bardzo poważna rysa, która pojawiła się na pomniku Jana Pawła II. Dowiedzieliśmy się i jesteśmy pewni tego, że Karol Wojtyła miał wiedzę na temat wykorzystywania seksualnego w Kościele - mówiła w TVN24 Monika Białkowska, publicystka "Przewodnika Katolickiego". Komentowała reportaż "Franciszkańska 3" Marcina Gutowskiego, reportera "Czarno na białym".
Marcin Gutowski w najnowszym reportażu z cyklu "Bielmo" pokazał nieznane wcześniej fakty z życia Karola Wojtyły z czasów, gdy nie był papieżem. Reporter rozmawiał z ofiarami księży, którzy jeszcze w latach 60. podlegali kardynałowi Wojtyle. Dotarł do ludzi, którzy osobiście informowali go o przestępstwach popełnianych przez duchownych, i do kościelnych dokumentów potwierdzających działania i zaniechania Wojtyły.
CZYTAJ WIĘCEJ: Jan Paweł II wiedział o pedofilii w Kościele. Jako kardynał "chronił przede wszystkim instytucję, a nie ofiary"
Białkowska: nie da się utrzymać tezy, że Jan Paweł II nie wiedział
Monika Białkowska, publicystka "Przewodnika Katolickiego" gościła we wtorek rano w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24.
- To jest bardzo poważna rysa, która pojawiła się na pomniku Jana Pawła II, który nam wybudowano. Po tym, co Marcin pokazał w swoim filmie, po tym, co wiemy, nie da się w tej chwili chyba utrzymać tezy, do której próbowano - wbrew faktom - nas przekonywać, że Jan Paweł II nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy z tego, czym było wykorzystywanie seksualne, że Jan Paweł II dowiedział się o tym w latach 90. i był tym tak przerażony, że nie potrafił, nie miał możliwości i narzędzi podjąć działania - powiedziała.
Dodała, że z reportażu Gutowskiego "dowiedzieliśmy się i jesteśmy pewni tego, że wiedzę na ten temat miał".
- Nie jestem zwolenniczką burzenia pomników, na pewno nie burzenia ich zbyt szybko. Jeżeli już to raczej odkuwania z pomników tej grubej warstwy brązu, by zobaczyć pod nią, że każdy był człowiekiem. To absolutnie nie jest usprawiedliwienie dla zła, które się działo. Ale my z Jana Pawła II zrobiliśmy sobie wręcz bożka i wydaje nam się, że musiał w każdej sytuacji, w każdej chwili być jednoznaczny i absolutnie heroiczny. A to był człowiek, który miał jakieś swoje doświadczenia, obciążenia, popełniał błędy - przyznała publicystka.
Jej zdaniem nie należy mówić o "burzeniu pomników", bo "przed nami jest do wykonania inna, chyba nawet jeszcze ważniejsza sprawa". - Z tą świadomością, że wiedział o tych przypadkach, musimy się zacząć zastanawiać nad tym, co stało za tym, że reagował w taki, a nie inny sposób, co było motywem podejmowania takich decyzji - wyjaśniała Białkowska.
Białkowska: To nie tylko kwestia sumienia. Oni nie stosowali prawa kanonicznego
Publicystka mówiła, że "jest bardzo ostrożna w mówieniu o tym, że to specyfika tamtych czasów, że była mniejsza wrażliwość".
- Mnie samą uderzyło - dlaczego ja wcześniej się nie zastanowiłam, jak wyglądało wcześniejsze prawo kanoniczne, kodeks z 1917 roku? Jeśli w tym prawie kanonicznym (wykorzystywanie seksualne - red.) wpisane było jako coś, co podlega absolutnej karze, suspensie, infamii, nawet wydaleniu z kapłaństwa, to znaczy, że Kościół - po pierwsze - wiedział, że takie rzeczy się w nim dzieją, po drugie - że takie rzeczy trzeba karać i po trzecie - że biskupi kardynałowie tamtych czasów mieli narzędzia, nie musieli niczego interpretować - podkreśliła.
Tłumaczyła, że "to nie była tylko kwestia sumienia, wrażliwości. Był Kodeks prawa kanonicznego, który mówił, że jeśli ktoś dotyka, molestuje, gwałci - tam jest cała lista - dzieci poniżej 16. roku życia, podlega karze. Oni po prostu prawa kanonicznego nie stosowali, co sprawia, że z dużo większą trudnością przychodzi mi tłumaczenie tego - dodała Białkowska.
Białkowska: wierni są traktowani jak dzieci
Ekspertka zauważyła, że "Kościół niestety też nie mówił 'stop'". - Dlaczego ich nie usuwano? Ja myślę, że to był lęk przed małym otoczeniem, że to się rozniesie, że będzie o tym wiadomo, że ktoś o tym komuś powie, że będzie wstyd. Lepiej było milczeć i w tym momencie mieć nad tym pełną kontrolę. Ja się obawiam, że my do dzisiaj mamy z tym do czynienia. Traktowanie wiernych jak małych głupiutkich dzieci, których trzeba za wszelką cenę chronić przed zgorszeniem - powiedziała.
- A biskupi nie muszą się o nas bać. My dorośli, my dzisiaj chcemy być w Kościele dorosłymi ludźmi, próbować razem ten bałagan posprzątać, chcemy spróbować wziąć za niego odpowiedzialność i zrobić jedyne dobro, jakie w tej sytuacji się da: zadbać o tych, którzy są skrzywdzeni i przestać wreszcie udawać, grać, milczeć, czekać - podkreśliła.
Źródło: TVN24