Miała od lat nie wychodzić z domu. Pracownicy socjalni wyrabiają dowód 42-latce

Świętochłowice
Policjanci zostali wezwani do awantury domowej w mieszkaniu pani Mirelli
Sąsiedzi wezwali policję z powodu krzyków za ścianą. Funkcjonariusze nie potwierdzili awantury, ale wezwali pogotowie dla 42-letniej pani Mirelli. Miała schorowane nogi. Ratownikom pogotowia powiedziała, że nie wychodziła z domu od około 20 lat. Po pobycie w szpitalu wróciła do rodziców.

Według gazety "Fakt", która pierwsza napisała o sprawie, pani Mirella ze Świętochłowic nie wychodziła z domu, odkąd skończyła 15 lat. Tak powiedzieli dziennikarzom sąsiedzi kobiety.

- Na podstawie tego artykułu, dzisiaj (14 października - red.) wszczęte zostały czynności przygotowawcze w sprawie znęcania się - przekazała nam młodsza aspirant Anna Hryniak, rzeczniczka policji w Świętochłowicach.

W komunikacie policji, opublikowanym we wtorek po południu, czytamy, że "wstępne ustalenia przeprowadzone przez funkcjonariuszy nie potwierdzają medialnych doniesień, jakoby kobieta przez 27 lat miała być przetrzymywana w mieszkaniu rodziców wbrew swojej woli. Nie dały również podstaw do wszczęcia procedury Niebieskiej Karty".

Wiadomo, że pani Mirella została już przesłuchana. Informacje są wciąż weryfikowane, a zebrane dowody przekazywane prokuraturze w Chorzowie, która nadzoruje postępowanie.

Od wtorku rano dziennikarze TVN24 próbowali ustalić, co się działo w domu pani Mirelli. Pukali też do drzwi jej mieszkania, ale nikt nie odpowiedział. Wiadomo, że kobieta mieszka z rodzicami.

Nie widziała klatki schodowej od 20 lat

29 lipca bieżącego roku do mieszkania pani Mirelli przyszli policjanci. Jak przekazała nam Anna Hryniak, zostali tam wezwani przez sąsiadów, którzy usłyszeli za ścianą głośne krzyki. Była to - jak zapewnia świętochłowicka policja - pierwsza ich interwencja w tym domu.

Według policyjnego komunikatu, drzwi otworzyła starsza kobieta i poinformowała, że pokłóciła się z mężem. Jednak mężczyzny nie było w domu. Za to z pokoju wyszła 42-letnia kobieta - pani Mirella.

- Policjanci nie potwierdzili, aby w mieszkaniu była awantura domowa - mówi Hryniak. - W mieszkaniu była pani Mirella i jej mama. Pani Mirella wyszła z pokoju o własnych siłach. Powiedziała policjantom, że wszystko jest w porządku - relacjonuje rzeczniczka policji.

Policjanci zauważyli u pani Mirelli "obrzęk nóg i trudności w poruszaniu się". Dlatego wezwali pogotowie, a ratownicy zdecydowali o przewiezieniu jej do szpitala na dalsze badania.

- Pacjentka potwierdziła, że od około 20 lat nie opuszczała mieszkania - mówi Paweł Nowicki z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. - W momencie gdy wyszła na klatkę schodową, jak sama stwierdziła, nie sądziła, że tak po remoncie wygląda klatka schodowa, ponieważ od 20 lat tutaj nie była - dodał.

Paweł Nowicki
Pogotowie: pacjentka od około 20 lat nie opuszczała mieszkania
Źródło: TVN24

"Chodziła fajnie ubrana, ta matka bardzo o nią dbała"

W rozmowie z nami jedna z sąsiadek przekazała, że zna panią Mirellę od dziecka. - Do szkoły chodziła, strasznie fajna dziewczynka. Ja mam dwie córki, z tą młodszą się bawiła (pani Mirella - red.). Chodziła fajnie ubrana, ta matka bardzo dbała o nią - opowiedziała sąsiadka. Pamięta, że oboje rodzice pracowali.

Widywała mamę pani Mirelli, gdy tamta odprowadzała córkę do szkoły podstawowej. Pamięta, że rozmawiały, gdy pani Mirella zdała do szkoły średniej. Potem według sąsiadki Mirella przestała być widywana.

Sąsiedzi pytali rodziców pani Mirelli, co się stało i usłyszeli wyjaśnienie, które ich uspokoiło. Nie przytaczamy treści, ponieważ nie udało nam się tego potwierdzić.

W ostatnich czasach, jak mówi sąsiadka, rodziców pani Mirelli "bardzo mało widać". - Mamy nie widziałam z pięć lat albo sześć - dodała. Jednak była w szoku po ostatnich doniesieniach medialnych.

Nikt nie złożył zawiadomienia

Jak udało nam się ustalić, po interwencji policji kobieta przez dwa miesiące była w szpitalu. Została już z niego wypisana i wróciła do rodziców.

Policja prowadzi postępowanie przygotowawcze pod nadzorem prokuratury w Chorzowie. Anna Hryniak podkreśla, że nikt nie złożył w tej sprawie oficjalnego zawiadomienia, ani pokrzywdzona, ani sąsiedzi, ani pogotowie czy szpital. Nikt też w tej sprawie nie usłyszał zarzutów.

pogotowie
Rodzina pani Mirelli została objęta kompleksowym wsparciem
Źródło: TVN24

Policja zawiadomiła Ośrodek Pomocy Społecznej w Świętochłowicach. Jego dyrektor Monika Szpoczek zapewniła w rozmowie z nami, że "pracownicy socjalni pracują z rodziną, udzielają wsparcia kompleksowego, emocjonalnego, organizacyjnego. - Nie ferowałabym wyroków na tę chwilę, bo zbyt mało faktów znamy - dodała.

Pani Mirella nigdy dotąd nigdy nie korzystała z usług OPS. - Pracownicy są w trakcie załatwiania wszelkich formalności dla tej pani, między innymi dowodu osobistego - dodała Szpoczek.

Czytaj także: