Polska będzie sprzeciwiać się narzucaniu, jakie wartości mają wyznawać obywatele - powiedział w niedzielę premier Mateusz Morawiecki. Odniósł się do wypracowanego, choć jeszcze nieprzyjętego, mechanizmu uzależniającego wypłatę unijnych środków od przestrzegania praworządności. - Nie możemy sobie dać narzucić kagańca, który uniemożliwi rozwój naszego kraju - mówił wiceszef Solidarnej Polski, minister w kancelarii premiera Michał Wójcik.
W ubiegłym tygodniu negocjatorzy Parlamentu Europejskiego i niemieckiej prezydencji wypracowali porozumienie w sprawie mechanizmu powiązania dostępu do środków unijnych z praworządnością. Zakłada ono, że Komisja Europejska będzie mogła uruchomić mechanizm prowadzący do zamrożenia środków, na przykład przy zagrożeniu dla niezależności sądownictwa w danym kraju. Ostateczna decyzja należy do przywódców państw, ale zapadać będzie większością kwalifikowaną.
Premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że "Polska nie może zaakceptować tych mechanizmów w takiej wersji, gdyż prowadzi to do prymatu politycznych i arbitralnych kryteriów nad oceną merytoryczną". W sprawie tego mechanizmu skierował list do unijnych przywódców, w którym zagroził wetem budżetu UE, jeśli taki system zostanie uruchomiony.
CZYTAJ TAKŻE: Tych przepisów przestraszył się polski rząd. Dotarliśmy do rozporządzenia o powiązaniu funduszy UE z praworządnością>>>
"Jesteśmy uderzani z różnych stron, także przez fałszywe pojęcie praworządności"
W niedzielę premier Mateusz Morawiecki ponownie odniósł się do kwestii powiązania dostępu do środków unijnych z praworządnością. Podczas VI Nadzwyczajnego Zjazdu Online Klubów "Gazety Polskiej", którego był gościem, stwierdził, że "Polska będzie sprzeciwiać się narzucaniu, jakie wartości mają wyznawać obywatele". Ocenił, że polityczna poprawność staje się zaprzeczeniem wolności, a tolerancja "zamienia się w swoje przeciwieństwo".
- Im bardziej będziemy walczyć o naszą siłę, tym więcej będziemy mieć przeciwników. Wielkie dzieło naprawy RP przed nami. Musimy naszych przyjaciół uczulać na te wyzwania, z którymi się mierzymy - oświadczył.
Według niego, "jesteśmy uderzani z różnych stron, także przez fałszywe pojęcie praworządności". - To fałszywa nowomowa. Oni to nazywają "rule of law", rządami prawa, ale to świat postawiony na głowie. Decyzje podejmowane są arbitralnie, politycznie - ocenił premier.
- Naprawa zepsutych mechanizmów praworządności III RP jest dezawuowana, jest podcinana, bo w ten sposób broni się różnych grup interesów, które są mocno widoczne cały czas, zwłaszcza w ostatnich miesiącach - dodał.
"Polaków nikt nie powinien uczyć praworządności"
Głos w tej samej sprawie na tym samym forum zabrał wiceszef Solidarnej Polski, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Wójcik.
Wójcik ocenił, że to, jak teraz zachowa się Polska "określi przyszłość naszego narodu". - Jeżeli dzisiaj zdecydujemy się na to, żeby przyjąć warunki, które tak naprawdę fundują nam inne państwa, żeby połączyć kwestie praworządności z kwestią dotyczącą przekazywania środków unijnych, to będzie oznaczało, że w praktyce zostaniemy pozbawieni suwerenności - uznał minister.
Według niego państwa, które dzisiaj stoją za tym mechanizmem, to "są państwa, które patrząc wstecz na 100 lat, mają niezbyt dobrą historię" i które "o praworządności nie powinny się wypowiadać".
- Polaków nikt nie powinien uczyć praworządności, nikt nie powinien uczyć demokracji. Nasi przodkowe przelali krew za to, żebyśmy byli suwerennym, niepodległym państwem - mówił. Uznał, że "to inne państwa powinny wstydzić się często swojej przeszłości, tego co zrobiły". - Dzisiaj jeżeli część z tych państw stoi za tym mechanizmem i oczekuje, że będzie stawiała do pionu nasz kraj, będą uważali, że kiedy im się coś nie spodoba, to nie przekażą środków unijnych, to jest hipokryzja - kontynuował Wójcik.
"Nie możemy sobie dać narzucić kagańca, który uniemożliwi rozwój naszego kraju"
W opinii ministra w KPRM, proponowany mechanizm nie ma też podstawy prawnej. - Konstytucja jako ten akt najważniejszy i naród jako suweren - to oni decydują o tym, jak ma wyglądać Polska, a nie żadne państwo, żaden przywódca, żaden urzędnik spoza naszego kraju - mówił Wójcik.
Dodał, że mechanizm ten jest "bezpodstawny". - Można powiedzieć nawet więcej, to jest śmieszne, że ktoś oczekuje, żeby być praworządnym, a jednocześnie tworzy mechanizm, który nie ma oparcia w przepisach prawa - ocenił wiceszef Solidarnej Polski.
- Nie możemy sobie dać narzucić kagańca, który uniemożliwi rozwój naszego kraju - dodał wiceszef Solidarnej Polski.
CZYTAJ TAKŻE: "To, co robi Mateusz Morawiecki, zakrawa na czyste szaleństwo". Komentarze do groźby zawetowania unijnego budżetu >>>
Jak mówił Wójcik, "nie może być, że ktoś sobie wprowadzi mechanizm, a potem będzie oczekiwał, żeby reformować Polskę tak, jak oni będą tego oczekiwali, na przykład wdrażać ideologię LGBT". - My zawsze słynęliśmy z tego, że szanujemy wszystkich ludzi, wszystkich członków naszych społeczności, ale nie ma zgody u nas na to, żeby ideologia LGBT przykładowo wkraczała do polskich szkół (...) Nie może być tak, że ktoś na salonach brukselskich będzie nas do tego zmuszał - kontynuował.
Morawiecki o marszu w dniu 11 listopada. "Reakcja policji - na wielu filmikach - była nieadekwatna"
Mateusz Morawiecki skomentował w niedzielę również wydarzenia, do jakich doszło w Warszawie w czasie marszu narodowców w dniu Święta Niepodległości 11 listopada.
- Myślę, że mamy do czynienia z działaniami właściwymi i niewłaściwymi, po stronie również policji, po stronie niektórych uczestników wydarzeń. Tych, którzy w pokojowy sposób starali się przedstawiać swoje wartości i tych, którzy nie robili tego w sposób pokojowy, wręcz przeciwnie - powiedział.
Ocenił, że "reakcja policji - na wielu filmikach - była nieadekwatna". - Ale znam wiele relacji, w których jednocześnie funkcjonariusze zachowywali się w sposób właściwy. Pozwólmy, aż właściwe komisje zakończą swoje prace, by wyciągać dalej idące wnioski - mówił Morawiecki.
W sobotę MSWiA opublikowało zapis monitoringu obejmujący fragment środowego marszu, w trakcie którego doszło do starć z policją
Marsz narodowców
11 listopada, wkrótce po rozpoczęciu marszu narodowców, w stolicy zaczęły się starcia z policją i zamieszki. Do incydentów dochodziło na warszawskim rondzie de Gaulle'a i przed Muzeum Narodowym. Maszerujący rzucali racami i petardami w okna między innymi Domu Kultury Śródmieście, budynków wokół ronda, także w policjantów i dziennikarzy. W mieszkaniu znajdującym się na trasie marszu, przy wiadukcie mostu Poniatowskiego, wzniecono pożar.
Choć pierwotnie - zgodnie z zapowiedziami organizatorów - marsz miał mieć formę zmotoryzowaną, to na ulicach stolicy pojawiły się tłumy biorące w nim udział. Wśród pieszych uczestników był również prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz.
CZYTAJ TAKŻE: Lewica zawiadamia prokuraturę w sprawie prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości >>>
Starcia z policją podczas Święta Niepodległości w Warszawie
Źródło: PAP