Decyzją prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry na wolność wyszła 24-letnia Marika, skazana za rozbój. Rzecznik poznańskiego sądu Aleksander Brzozowski w rozmowie z reporterem TVN24 przekazał szczegóły dotyczące sprawy. Mówił między innymi, że Marika "mimo młodego wieku zachowywała się jak osoba zdemoralizowana, która z manifestowania swoich poglądów czyniła całą motywację swojego działania". "Gazeta Wyborcza" dotarła do sentencji wyroku. Jak wynika z dokumentu, skazana 24-latka, razem z innym skazanym, stosowała "przemoc w postaci szarpania, popychania i wykręcania trzeciego palca lewej ręki".
24-letnia Marika została skazana na trzy lata więzienia. Odsiedziała rok. W połowie lipca katolicka, skrajnie prawicowa organizacja Ordo Iuris rozpoczęła kampanię społeczną mającą na celu przekonanie prezydenta Andrzeja Dudy do ułaskawienia 24-latki. "Wraz z trzema innymi osobami, w geście sprzeciwu wobec promowania skrajnie lewicowych ideologii, usiłowała wyszarpać kobiecie torbę w barwach ruchu LGBT. W następstwie została oskarżona" - pisało Ordo Iuris.
Zareagował minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Na mocy jego decyzji Marika opuściła więzienie. Prawo pozwala udzielić przerwy w karze podczas biegu postępowania w sprawie ułaskawienia. Ziobro w sobotę na konferencji prasowej nie chciał odpowiadać na pytania o szczegóły sprawy zadawane mu przez reportera TVN24 Sebastiana Napieraja.
Akt sprawy nie ma w sądzie
Minister na sobotniej konferencji odsyłał dziennikarzy do akt sprawy. Okazało się jednak, że Sąd Rejonowy w Poznaniu tych akt nie ma. - Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że akta sprawy w związku z prośbą o ułaskawienie skazanej, złożoną przez jej rodziców po zaopiniowaniu pozytywnym przez sąd rejonowy, zostały przekazane zgodnie z przepisami, bo tak stanowi przepis, do Prokuratury Generalnej - poinformował w poniedziałek, w rozmowie z reporterem TVN24 Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Wyjaśnił, że "akta występują zawsze w jednym komplecie". - Zostały przekazane 5 lipca. Odbyło się posiedzenie dotyczące tej prośby o ułaskawienie, o której mówiłem. A następnie zostały przez sąd przekazane do Prokuratury Generalnej - mówił.
Rzecznik sądu: zachowywali się jak osoby zdemoralizowane, sąd nie dopatrzył się skruchy
Za rozbój grozi od dwóch do 12 lat więzienia, ale ze względu na chuligański charakter dolna granica wzrasta do trzech lat. Tak było w przypadku Mariki - sąd wymierzył jej i drugiej osobie skazanej w tej sprawie, mężczyźnie, kary trzech lat więzienia.
- Nadzwyczajne złagodzenie kary jest przewidziane w przepisach Kodeksu karnego, może dotyczyć takich czynów, ale tutaj sąd nie dopatrzył się żadnych takich przesłanek, które wskazywałyby, że zachodzą podstawy do nadzwyczajnego złagodzenia kary - wyjaśniał rzecznik sądu.
- Sąd napisał w uzasadnieniu, że skazani - mimo młodego wieku - zachowywali się jak osoby zdemoralizowane, które z manifestowania swoich poglądów czyniły całą motywację swojego działania. Sąd nie dopatrzył się żadnej skruchy, żadnych elementów, które miałyby wpływ na zastosowanie instytucji złagodzenia kary. Sam młody wiek i niekaralność nie były przesłankami wystarczającymi - zaznaczył Brzozowski.
Jak mówił, skazani "nie kryli motywacji swojego działania". - Taka motywacja jest jedną z pobudek, które sąd bierze pod uwagę przy wymiarze kary. To jest tak zwana niska pobudka, kiedy sprawca działa z nienawiści do osób z mniejszości seksualnej - tłumaczył.
Dodał, że "ta szarpanina z pokrzywdzoną doprowadziła do tego, że pokrzywdzona doznała obrażeń ręki, a oprócz tego w stronę pokrzywdzonej i jej koleżanki padały wyzwiska, słowa wulgarne".
"Wyborcza" dotarła do sentencji wyroku
"Gazeta Wyborcza" dotarła do sentencji wyroku w tej sprawie. "Sąd skazał Marikę za próbę rozboju dokonaną wspólnie i w porozumieniu" z trzema mężczyznami - czytamy. Jak pisze dziennik, "z wyroku wynika, że 10 sierpnia 2020 roku na skrzyżowaniu ulicy 27 Grudnia i Ratajczaka w centrum Poznania Marika wraz z trzema mężczyznami napadła na młodą kobietę".
"Wyborcza" cytuje sentencję i pisze, że "stosując przemoc w postaci szarpania, popychania i wykręcania trzeciego palca lewej ręki", napastnicy chcieli wyrwać pokrzywdzonej torebkę. "W wyniku szarpaniny napadnięta kobieta odniosła obrażenia takie jak sińce na dłoni oraz skręcenie stawu paliczkowego dalszego lewej dłoni" - przytacza gazeta.
"Sąd podkreślił, że napastnicy nie osiągnęli swojego celu tylko i wyłącznie ze względu na postawę pokrzywdzonej, a ich działanie miało charakter chuligański. Oznacza to, że dopuścili się próby rozboju z błahego powodu, publicznie, okazując w ten sposób rażące lekceważenie porządku prawnego" - czytamy.
Żytnicki: sąd napisał o nieakceptowalnych, skrajnych poglądach Mariki
- Wiemy z uzasadnienia, że rzeczywiście sąd napisał, że pani Marika uśmiechała się. To świadczy o jej lekceważącym stosunku, o tym, że ona w zasadzie działała z premedytacją, że wyznaje właśnie takie poglądy, które - napisał sąd - są po prostu nieakceptowalne w demokratycznym państwie prawa, i są to poglądy niebezpieczne, skrajne, nacjonalistyczne - mówił w TVN24 Piotr Żytnicki, dziennikarz "Wyborczej". - Sąd powiedział, że pani Marika należy nie tylko do nacjonalistycznej Młodzieży Wszechpolskiej, bo to jest legalna organizacja, ale również do takich organizacji jak Obóz Narodowo-Radykalny, jak również Front Oczyszczenia Narodowego. Już sama ta nazwa po prostu budzi grozę i stawia włosy dęba na głowie - dodał.
- Członkowie, w tym pani Marika, wymyślili sobie, że będą oczyszczać naród polski z niepożądanych elementów, ze wszelkiego rodzaju mniejszości, w tym mniejszości seksualnych. Ja jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ czytałem wiele wyroków sądowych, a pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że sąd nawiązuje do wydarzeń z XX wieku, nawiązuje do zagłady Żydów i śmierci milionów osób podczas II wojny światowej. Sąd napisał, że właśnie do tego może prowadzić pobłażanie tego typu zachowaniom - powiedział Żytnicki.
"Boję się tego, że ta historia ma być pretekstem do kolejnego rozdziału w kampanii wyborczej"
O sprawie 24-latki rozmawiali w poniedziałek w TVN24 publicyści - Patryk Michalski z Wirtualnej Polski i Agata Szczęśniak z OKO.press.
- Te uniki w udzielaniu informacji dziennikarzom są bardzo charakterystyczne i można by powiedzieć, że już się do tego przyzwyczailiśmy, bo to nie pierwszy raz, nie drugi, nie trzeci, nie setny, nawet nie tysięczny, kiedy instytucje publiczne odmawiają dziennikarzom informacji - mówiła Szczęśniak.
Zdaniem Michalskiego "Zbigniew Ziobro chciałby wejść w rolę sądu i decydować o tym, kto popełnił określony czyn i czy ponosi winę i powinien ponieść karę, czy nie". - A to nie politycy są od tego, by udawać sądy, by bawić się w sądy. Szczególnie jeśli wypowiedź Zbigniewa Ziobry była oparta na insynuacjach, bo on nie chciał dokładnie przedstawić materiału dowodowego, nie chciał przedstawić szczegółów akt sprawy - wskazywał dziennikarz.
- I na razie, na ten moment, po tej wypowiedzi i konferencji prasowej można odnieść wrażenie, że jeśli torba jest w kolorze tęczy, która to tęcza symbolizuje środowisko osób LGBT, to nie mamy do czynienia z rozbojem. Boję się tego, że ta historia ma być pretekstem do kolejnego rozdziału w kampanii wyborczej. Rozdziału, który nazywa się atak na środowisko osób LGBT - dodał.
Rzecznik rządu: to Ziobro najlepiej wie, jak wygladała sytuacja
Rzecznik rządu Piotr Mueller był pytany o sprawę Mariki na poniedziałkowej konferencji prasowej. - Dostęp do akt postępowania ma minister (Zbigniew) Ziobro jako prokurator generalny. On najlepiej wie, jak wyglądała sytuacja i jak wyglądało całe postępowanie. To jest jego kompetencja, żeby w takich sytuacjach podejmować decyzję - powiedział.
- Nie należy się tutaj doszukiwać daleko idących wniosków, a tym bardziej politycznych. Rozumiem, z tego co zostało medialnie przekazane, że sam wymiar kary budził wątpliwości i zastrzeżenia ministra sprawiedliwości i dlatego podjął taką decyzję - mówił Mueller.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl