Policja przez lata pracowała na to, żeby pokazać, że jest instytucją apolityczną, że polityka jej nie interesuje, że interesują ją tylko i wyłącznie przepisy, a tu nagle szuka się pewnych przepisów, które mają usprawiedliwić takie, a nie inne zachowanie pod pomnikiem - mówił w TVN24 Mariusz Sokołowski, były rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. Komentował obecność polityków PiS na placu Piłsudskiego w 10. rocznicę katastrofy smoleńskiej.
W piątek podczas obchodów 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie kilkunastu polityków Prawa i Sprawiedliwości składało kwiaty przed pomnikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz ofiar tragedii. Robiąc to, nie zachowywali odpowiedniej odległości od siebie, wymaganej we wprowadzonych przez rząd obostrzeniach związanych z pandemią COVID-19.
Byli to między innymi prezes PiS Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu Elżbieta Witek, premier Mateusz Morawiecki i wicepremierzy - Jacek Sasin i Piotr Gliński.
W sobotę w Radiu Zet minister zdrowia Łukasz Szumowski przyznał, że odstępy między politykami PiS na placu Piłsudskiego powinny być większe.
"Widzimy tych biednych policjantów, którzy nie wiedzą, jak mają się w takiej sytuacji zachować"
Sprawę skomentował były rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji, Mariusz Sokołowski. - Ktoś, kto podejmował decyzje, że ta uroczystość odbędzie się, i to w taki sposób, zrobił problem sobie, zrobił problem formacji politycznej, którą reprezentuje, ale zrobił także olbrzymi problem policji, która teraz pokrętnie musi się z tego wytłumaczyć - powiedział były rzecznik. - Utrudniono w ten sposób pracę policji i policjantów, którzy na co dzień mają zwracać uwagę ludziom, którzy gdziekolwiek się gromadzą, którzy idą w dwie-trzy osoby, a tu widać było, że komuś wolno, że nie wszyscy, którzy sprawują pewien urząd, nie wszyscy w związku z obowiązkami służbowymi mogą być w jakimś miejscu i policja reagować nie będzie - dodał.
- Politycy, a w szczególności politycy rządzący, powinni wiedzieć, że autorytet policji jest związany z jej apolitycznością. I tego typu sytuacje, to niestety działania na rzecz obniżenia autorytetu policji, bo ta policja nie wie, czy ma działać, czy ma nie działać w takiej sytuacji - ocenił Sokołowski.
Jego zdaniem "to prawo powinno bardzo dokładnie wyznaczać reguły działania, ale trudno jest w tym momencie policjantom reagować na osoby, które nie wypełniają żadnej funkcji, nie mają funkcji w tym państwie, a jednocześnie towarzyszą premierowi w trakcie, jak to się potem tłumaczy, oficjalnych uroczystości".
- Policja przez lata pracowała na to, żeby pokazać, że jest instytucją apolityczną, że polityka jej nie interesuje, że interesują ją tylko i wyłącznie przepisy, a tu nagle szuka się pewnych przepisów, które mają usprawiedliwić takie, a nie inne zachowanie pod pomnikiem. Osób, z których nie wszystkie pełnią w tym państwie pewną funkcję - powiedział Sokołowski.
Zaznaczył, że nawet osoby pełniące w państwie pewne funkcje - czy to premier, czy poszczególni ministrowie, "apelując do Polaków, żeby pozostawili w domu, powinni chyba w takiej sytuacji także powstrzymać się od tego, żeby w taki sposób obchodzić tę uroczystość, bo to potem jest pewien dysonans między tym co mówią, a tym co robią". - Widzieliśmy premiera dzień wcześniej, który na konferencji prasowej prosi o to, żebyśmy zostali w domu, żebyśmy nie wychodzili na zewnątrz, żebyśmy się nie gromadzili, a potem ten sam premier w otoczeniu innych osób wychodzi na plac, gdzie widzimy to i widzimy także tych biednych policjantów, którzy nie wiedzą, jak mają się w takiej sytuacji zachować - dodał były rzecznik policji.
Źródło: TVN24