Komisja ds. inwigilacji Pegasusem przesłuchała komendanta Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości nadinspektora Adam Cieślaka. W latach 2016-2021 pracował on w CBA. O systemach, które mają takie możliwości jak Pegasus, nadinspektor miał dowiedzieć się od swoich podwładnych na przełomie 2016 i 2017 roku. Podkreślił, że wówczas na arenie międzynarodowej pojawiła się konieczność "uzyskania nowych narzędzi do skuteczniejszej walki ze zorganizowaną przestępczością". - Mając taki środek, na pewno zwiększamy nasze szanse na skuteczność w walce z poważnymi przestępczością wraz ze zorganizowaną przestępczością - stwierdził Cieślak. Tłumaczył, że wniosek o kontrolę operacyjną określa się w służbach mianem "metody ostatecznej", ponieważ stosuje się ją, gdy inne środki zawiodły. Decyzję miał podejmować "zazwyczaj policjant prowadzący sprawę". Świadek zaprzeczył, jakoby dochodziło do nacisków. - Nigdy nie miałem żadnego telefonu, żadnego polecenia, że mam zastosować kontrolę operacyjną wobec kogokolwiek - mówił. W dalszej części przesłuchania przyznał, że sądy mogły nie być informowane, że to Pegasus będzie wykorzystywany do kontroli. - We wniosku o kontrolę operacyjną nigdzie nie wpisuje się [nazwy - red.] środka - dodał.
Inspektor w stanie spoczynku Grzegorz Napiórkowski, były dyrektor Biura Kryminalnego KGP, przekonywał, że pozwolenie na kontrolę operacyjną obejmującą dane zawarte na nośniku, np. telefonie, stanowił także podstawę do stosowania kontroli operacyjnej w postaci podsłuchu rozmów. Informował, że o braku akredytacji dla wykorzystania Pegasusa ze strony ABW dowiedział się z mediów. Mówił, że taka akredytacja "nie była wydana, pomimo użytkowania". Przed komisją stawili się również insp. w st. spocz. Dariusz Cybura, były zastępca dyrektora Biura Kryminalnego KGP, a także mł. insp. w st. spocz. Tomasz Książkiewicz, były naczelnik Wydziału Techniki Operacyjnej Biura Kryminalnego KGP.