Ameryka popełniła wiele błędów w ostatnich latach – począwszy od zlekceważenia końca Zimnej Wojny po interwencję w Iraku – ale nadal tylko ona może pełnić rolę siły przewodniej w świecie. Zapewnia to jej potencjał i wartości, które reprezentuje - piszą w książce "Ameryka i świat" Zbigniew Brzeziński i Brent Scowcroft.
Obaj to byli doradcy prezydentów ds. bezpieczeństwa narodowego. Brzeziński doradzał demokracie Jimmy’emu Carterowi, a Scowcroft republikanom Geraldowi Fordowi i George’owi H. Bushowi. Wydawałoby się, że z racji służby u prezydentów z przeciwstawnych obozów również ich poglądy na świat i Amerykę powinny być rozbieżne.
Tymczasem dwaj waszyngtońscy wyjadacze, przepytywani przez niemniej zasłużonego dziennikarza Davida Ignatiusa, mają opinie niemal identyczne na wszystkie problemy postawione w toku rozmowy.
Nie oznacza to, że "Ameryka i świat" to nudny zbiór wzajemnych pochlebstw i grzecznościowych potakiwań dwóch starszych panów. Przeciwnie – z tej wspólnoty poglądów Brzezińskiego i Scowcrofta wynika kilka wniosków, które nowy prezydent USA (autorzy w trakcie tworzenia książki nie wiedzieli, kim on będzie) powinien wziąć sobie do serca.
Zanim jednak Brent i Zbig, jak zwraca się do byłych doradców Ignatius, dadzą recepty, diagnozują i analizują wszystkie możliwe błędy i wyzwania Ameryki.
Wszystkie grzechy Ameryki
Grzechem pierwszym i głównym, który zauważają obaj eksperci można zmieścić jednym słowie – pycha. W tym stanie USA przebywały nieustannie od końca Zimnej Wojny, uważając się – całkiem słusznie – za niekwestionowanego jej zwycięzcę, co jednak zaciemniło obraz kolejnych waszyngtońskich ekip, które w poczuciu błogiego "końca historii" nie dostrzegały czyhających zagrożeń.
Te w całej mocy objawiły się oczywiście 11 września i wtedy do pychy dołączyła arogancja. USA odtrąciły oferowaną pomoc sojuszników i same postanowiły rozprawić się z Al-Kaidą i pomagającymi im afgańskimi talibami, stawiając jednocześnie sojuszników pod ścianą, mówiąc "kto nie z nami, ten przeciwko nam".
Z tych dwóch słabości Ameryki – nie zapominając o czynnikach zewnętrznych; czynienie z Waszyngtonu winnym całego zła świata jest absurdalne – wyniknęły kolejne błędy ostatnich lat, nad którymi pochylają się Brzeziński i Scowcroft, i których rozwiązania podsuwają.
Inwazja na Irak była błędem, który zdestabilizował region
Pierwszym błędem było wkroczenie do Iraku, czemu obydwaj eksperci konsekwentnie się sprzeciwiali, uwypuklając zagrożenia – przede wszystkim destabilizację regionu – jakie obalenie Saddama Husajna i ugrzęźnięcie w Iraku ze sobą niesie.
Drugim błędem jest niepodejmowanie dialogu z Iranem na temat jego programu nuklearnego, a nawet z palestyńskim Hamasem o uregulowaniu procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Obaj eksperci uważają, że właśnie przez rozmowy, a nie groźby można dojść do porozumienia, które zapewni stabilność w regionie. I to właśnie Ameryka powinna prowadzić te rozmowy.
Stabilizacji potrzebuje też Pakistan, niespokojne muzułmańskie mocarstwo atomowe, czemu nie pomagają amerykańskie naloty na pogranicze tego kraju. Jeśli już te naloty są nieuniknione, to Amerykanie nie powinni się nimi chwalić, uważają byli doradcy.
Z Chińczykami można zrobić biznes
Kolejnym regionem, w którym leży klucz do globalnego pokoju są Chiny, co do których Brzeziński i Scowcroft żywią uczucia dość optymistyczne (chociaż w chwili pisania książki Pekin tłumił właśnie krwawo protesty Tybetańczyków). Obaj uważają bowiem, że Chiny nie staną się agresywne ze względu na sieć zależności łączących je ze światem. Chinom świat jest po prostu potrzeby – jako rynek zbytu, jako źródło surowców, po prostu jako gwarancja dobrego interesu.
Chiny są też przydatne w rozwiązywaniu wielu problemów np. północnokoreańskich zbrojeń atomowych. A mogą pomóc w wielu innych - stąd wniosek, że przy umiejętnej współpracy z Pekinem, nie zważając na jego wewnętrzne niedemokratyczne struktury (Brzeziński uważa, że Chiny się powoli, ale jednak – demokratyzują), uda się go wciągnąć w szerszą współpracę.
Rosji dopingować, ale nie kosztem Ukrainy i Gruzji
Optymistami Brzeziński i Scowcroft są też w stosunku do Rosji, którą w konsekwencji chcieliby namówić na wzięcie większej odpowiedzialności za światowe bezpieczeństwo. Nie są też nadmiernie krytyczni wobec Władimira Putina, który, jak stwierdzają, tylko reagował na rozpad ZSRR i starał się powstrzymać decentralizację kraju.
Z optymizmem spoglądają też w kierunku nowego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, którego nie chcieliby drażnić, niezrozumiałą ich zdaniem, tarczą antyrakietową.
Niemniej Brzeziński zauważa, że Rosjanie w swojej polityce zagranicznej mają trzy cele, które w dużej mierze łączą się z problemem energetycznym. Po pierwsze Moskwa chce odciąć Azję Środkową od współpracy z Zachodem; po drugie podporządkować sobie Ukrainę i Gruzję – bez tej pierwszej Rosja nie powróci do statusu imperium, a bez Gruzji nie będzie w stanie kontrolować przepływu nadkaspijskiej ropy i gazu na Zachód.
Czas pokazał, że stawiane przez Brzezińskiego tezy sprawdziły się w całej rozciągłości. Dlatego też jeszcze większego znaczenia nabiera jego postulat, by oba kraje włączyć, choć nie od razu, w struktury NATO.
Stanom Zjednoczonym potrzeba jest silna Europa
Ameryce, według Brzezińskiego i Scowcrofta, zależy też na silnej Unii Europejskiej, która z własną jednolitą polityką stanie się istotnym partnerem Waszyngtonu. W tym celu jednak Europa musi przede wszystkim podnieść swoją zdolność na reagowanie na kryzys, m.in. przez wzmocnienie militarne.
Tylko wtedy, konkludują eksperci, wspólny amerykańsko-europejski sojusz zapewni Zachodowi wiodącą rolę w świecie na kolejnych kilka dekad. Wiodącą rolę, w której przewodnictwo musi spoczywać w rękach Stanów Zjednoczonych. Nie na podstawie aroganckiej siły jednak, ale katalizatora energii globalnej społeczności.
Ameryka musi zostać przywódcą świata
- Uważam, że przywództwo amerykańskie jest konieczne – o ile przez przywództwo rozumiemy w pierwszym rzędzie nie dyktat, ale inspirację; oświecony wgląd w znaczenie historii i naszych czasów; przywództwo, które zdaje sobie sprawę z tego, co jest naprawdę nowe w XXI wieku, co stanowi potencjał tego stulecia i jakie są w nim nowe globalne zagrożenia – mówi Brzeziński.
Książka "Ameryka i świat" nie jest oczywiście w pełni wyczerpującym przeglądem problemów, przed którymi stoi nowy prezydent USA, ani też zbiorem recept na ich rozwiązanie, chociażby z tego względu – co jest mankamentem książki – że powstała już blisko rok temu, gdy świat nie spodziewał się globalnego kryzysu, rosyjskiej czołgi nie pustoszyły Gruzji, a nowa taktyka w Iraku, tzw. surge, zaczęła przynosić rezultaty.
Niemniej warto przyjrzeć się przemyśleniom Zbigniewa Brzezińskiego i Brenta Scowcrofta choćby z tego względu, by zobaczyć jak w obliczu istotnych globalnych wyzwań polityczni oponenci potrafią dochodzić do wspólnych wniosków. Chciałoby się doczekać na podobną książkę autorstwa polskich autorytetów.
Maciej Tomaszewski//kwj
Źródło: marca.com,sport.es,telegraph.co.uk,PAP